Green tea - Rodział 12.




Link do masterposta: KLIK

Jest środek nocy, gdy Harry zwleka się z łóżka i drepcze po zimnej podłodze. Nie wybrali jeszcze z Louisem wszystkich dywanów, wciąż mają czas, by to zrobić lub dosłownie - nie mają go. Harry obiecuje sobie w duchu, by zamówić je przez Internet z darmową przesyłką, o której wiele słyszał od Lottie. Wchodzi do błękitnego pokoiku, który oklejony świecącymi gwiazdkami, oddaje przyjemną atmosferę wnętrza. W kącie świeci się mała lampka z dinozaurem, a Harry uśmiecha się na ten widok, bo pamięta dokładnie dzień, w którym kupili ją z Louisem. Staje nad łóżeczkiem i zaciska dłonie na jednej z barierek. To, jak ulotna chwila, którą chciałbyś zatrzymać jak najdłużej.

- Wiedziałem, że Cię tu znajdę... - słyszy przyjemny pomruk, a chwilę później ciepłe ciało otula go od tyłu. Już nawet nie wzdryga się na ten dotyk. Przynajmniej wie, że idą w dobrą stronę.
- Musiałem sprawdzić, co u niego... - próbuje tłumaczyć, ale Louis zacieśnia uścisk i to wszystko, co się teraz liczy.
- Jest taki spokojny...
- To prawda, jest.
- I nie mogę uwierzyć, że to już 3 miesiące odkąd... - smuci się Harry, a Louis odwraca go przodem do siebie. 
- Posłuchaj, Debbie chorowała, a my nie mogliśmy nic na to poradzić. To cud, że Jamie żyje. Pamiętasz co mówił lekarz?
Harry skina głową, ocierając łzę.
- Po prostu... nie sądziłem, że będzie mi jej tak brakować. I Rosie... wciąż zadaje pytania, gdy wychodzisz do pracy...
- Pewnego dnia zrozumie, obiecuję. I pewnego dnia to wszystko będzie tego warte.
- Tak? - pyta wahającym tonem.
- Tak, usiądziemy wszyscy razem na werandzie, Jamie na Twoich kolanach, a Rose obok mnie na huśtawce, będziemy oglądać zachód słońca i wspominać dobre chwile. Wtedy opowiesz im o ich matce, o tym, jak wiele zrobiła, by dać im najlepsze życie, opowiesz im, dlaczego tak się stało, a oni trochę zrozumieją, trochę nie. Powtórzymy to wszystko rok później i dwa lata, i nawet wtedy, gdy Rose będzie szła na studia... Będziemy pamiętać o Debbie, bo to ona dała nam tę rodzinę i zawsze będzie jej symbolem. - Louis kończy ciepło, a Harry nie powstrzymuje już łez. Nie mówi nic, tylko całuje miękko swojego chłopaka. Ten z kolei wie, że to wystarczająca odpowiedź na jego propozycję. Pozwala sobie wziąć Harry'ego na ręce i zanieść do ich sypialni, gdzie przez resztę nocy śpią splątani ze sobą niczym kotwica i sznur. Nierozerwalnie.

Ranek jest bardziej szalony. Louis zasypia do pracy przez co śniadanie, które przygotował mu Harry staje pod znakiem zapytania. 
- Kochanie, przepraszam, możesz to dla mnie zapakować? Nie zdążę na moją zmianę! - jęczy, widząc niezadowolone spojrzenie chłopaka.
- Tak, to moja wina, że zaspałeś, źle nastawi... - nie udaje mu się dokończyć, bo Louis zamyka jego usta pocałunkiem.
- Ani słowa, mamy poniedziałek, a to jest wystarczające wytłumaczenie.
Harry śmieje się, ale nie dlatego, że tak trzeba, a dlatego że naprawdę kocha tego idiotę.

Kiedy żegna się z Louisem i postanawia przyrządzić sobie zieloną herbatę, słyszy płacz z pokoju Rosie. Zastaje córkę siedzącą na skraju łóżka i wycierającą mokre policzki. Jej włosy są w nieładzie po spaniu i to jedna z tych rzeczy, która może nie biologicznie, ale łączy ją z Louisem.
- Co się dzieje, Skarbie? - pyta i jest cierpliwy. - Miałaś zły sen?
Rosie kiwa głową, na co Harry przyciąga ją do uścisku.
- Obiecuję, że będę tu zawsze dla Ciebie, dobrze Rose?
- Tatusiu, gdzie jest mamusia?


Śniadanie przebiega już w nieco lepszej atmosferze. Harry ma Jamiego zawiniętego w specjalną chustę na piersi i pokazuje Rose, jak powinna trzymać poprawnie widelec. Wtedy rozbrzmiewa dzwonek do drzwi, a na twarzy chłopaka pojawia się zdziwienie.
- Czy my na kogoś czekamy, kochane robaczki? - mówi do swoich dzieci, chociaż i tak nie otrzymuje odpowiedzi.
Kieruje się w stronę drzwi, lecz kiedy je otwiera nie zastaje nikogo oprócz ogromnego pudełka z małym liścikiem oznaczonym jego imieniem. Podnosi je z trudem i stawia w korytarzu, by później przesunąć nogą do samej kuchni. Kocha w tym mieszkaniu to, że jest rodzinne, idealne dla ich czwórki, tak jakby Louis zaplanował już wcześniej, że będą rodzicami dwójki dzieci.

W opakowaniu znajduje 99 róż, każda w innym kolorze. Uśmiecha się i nawet jeśli urania łzę to nikt nie musi o tym wiedzieć. Kocha Louisa i ma zamiar przygotować na obiad jego ulubione danie. Czasem czuje, że to jedyne, co może zrobić, by sprawić, że Louis jest szczęśliwy.

Reszta dnia jest wyjątkowo nudna. Harry prasuje, robi porządki, piecze kurczaka w sosie śmietanowo-ziołowym, po czym karmi dzieci, przewija, pierze. Nic z tych rzeczy jednak mu nie przeszkadza, pamięta o rozpoczynających się niedługo studiach, jednak nie może podjąć decyzji. Tak naprawdę nie wie, co powinien zrobić. Ma teraz dwójkę dzieci, za które jest odpowiedzialny przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie wie, czy to nie będzie zbyt wiele do pogodzenia. Wciąż myśli. Kiedy dzieci ucinają sobie popołudniową drzemkę, on również kładzie się w salonie z interaktywną nianią na piersi i próbuje złapać trochę snu. Budzi go całus Louisa.

- Jesteś już w domu? - szepcze zaspany i podnosi się do pozycji siedzącej.
- Od jakieś godziny, kochanie, spałeś tak smacznie, że nie miałem serca Cię budzić - wyjaśnia.
- Ale! Ale musisz być głodny -
- Harry.
- Przygotowałem obiad, zaraz go-
- Wiem, widziałem i naprawdę nic się nie stanie jeśli obiad chwilę poczeka - obiecuje, a Harry się rozluźnia odrobinę. - Nic nie jesteś mi winien, pamiętasz? - mówi poważnie, na co młodszy spuszcza wzrok.
- Wiem, po prostu chciałem być dobry...
- Harry, Skarbie, jesteś więcej niż dobry! Jesteś wspaniałym chłopakiem i ojcem, jesteś wszystkim, czego nasza trójka potrzebuje, jesteś wszystkim czego ja potrzebuję, uwierz w to, proszę-
- Zjemy ten obiad razem? Naprawdę się starałem...
- Wiem i kocham Cię, przebrałem Jamiego, a Rosie wyszła z Lottie jakieś piętnaście minut temu. Co powiesz na obiad, a potem wspólną kąpiel?
- Brzmi jak plan - uśmiecha się Harry wyciskając pocałunek na skroni Louisa. Naprawdę stara się wierzyć w to, co mówi chłopak. Po prostu to jego przeszłość i ciągła potrzeba robienia czegoś, by być wystarczającym. To czasem zbyt wiele.

Siedzą w ogromnej wannie, przed kupnej której Louis nie potrafił się powstrzymać. Woda jest przyjemna, pachnie jednym z tych waniliowych płynów, jakie Harry wybrał zaraz po wyjściu z ośrodka. Louis pamięta drobne rzeczy, a Harry to docenia.
- Co Ty na to żebym zaplótł Ci później warkocze? - szepcze Louis, gdy chłopak kładzie się na jego klatce piersiowej, a Louis masuje delikatnie skórę jego głowy.
- Mhm, chciałbyś? - Harry patrzy w górę, a ten szeroko się uśmiecha.
- Oczywiście, że tak, kocham Twoje włosy...
- Kocham Ciebie - mruczy Harry, wodząc dłonią po tatuażach Louisa, który na to wyznanie błyszczy jaśniej, niż niejedna gwiazda na niebie.
Kiedy warkocze Harry'ego są zaplecione, Jamie leży na jego piersi, podczas gdy Rosie głaszcze go po główce. Louis robi im zdjęcia, prosząc o kolejne uśmiechy, głupie miny, czy poważne spojrzenia. Wszystko jest tak jak powinno.

Następnego dnia Louis jest na czas w pracy. Wita się ze wszystkimi, poprawiając łańcuszek na szyi, który dostał od Harry'ego na urodziny. To połówka serca i nawet jeśli ktoś zarzuci mu, że jest sentymentalny, to nie będzie się bronił. Do gabinetu wchodzi Liam, a wszyscy mu się kłaniają.
- Cześć, stary, nie miałem wczoraj jak Cię przywitać, ale dobrze, że jesteś - mówi do Louisa, a ten się śmieje.
- Tęskniłeś, co?
- Zawsze - żartuje - Ale mówiąc całkiem serio, mamy kłopot z nowym pacjentem. Nie chce z nikim rozmawiać, jest nieufny.
- Za co tu siedzi? - pyta nieprofesjonalnie Louis.
- Naćpał się i napadł na organizację katolicką, która szerzyła nienawiść i homofobię - mówi Liam spokojnie - Jest prawie w Twoim wieku. Może uda Ci się do niego dotrzeć-
- Okej, napadł na nich, ale kto go to wsadził? Sąd?
- Rodzina. Mówią, że to nie pierwszy taki incydent oraz że nie wiedzą dlaczego to się dzieje - tłumaczy.
- Co masz na myśli? Chłopak jest pewnie gejem, a Ci kretyni zmuszają go do robienia czegoś wbrew jego przekonaniom - Louis bierze to trochę do siebie.
- Tak, cóż - Liam drapie się po głowie - Właściwie to wspominali, że przez większość czasu jest przykładnym katolikiem, a potem jeden wybuch i...
- Łapię. To wszystko jest w jego karcie, prawda? Jimmy ostatnio spieprzył robotę, nie dostałem żadnych raportów z mojej przerwy.
- Wiesz jaki on jest...
- Ty będziesz za to świecił oczami, Payno, nie ja - śmieje się Louis - dobra, sprawdzę co u tego chłopaka. W jakiej jest sali?
- Na końcu ko...
- W sali Harry'ego? - pyta cicho, a Liam skina głową. To będzie dziwne, kurewsko dziwne, myśli Louis, ale i tak nabiera tempa, by dotrzeć tam jak najszybciej.


Pokój jest całkowitym przeciwieństwem tego, co oczekiwał. Wszędzie jest bałagan, a nawet kolor ścian, który wybrał Harry został zmieniony. Tym razem Louis ma notes i wie jak nazywa się chłopak. Elliot Kane, mówi sobie w myślach, po czym siada na krześle. Jego pacjent nie patrzy nie niego, tylko smętnie przygląda się ścianie, na której, cóż, nic nie widnieje.

- Cześć, jestem Louis Tomlinson i będę Twoim nowym lekarzem - zaczyna, nie oczekując nawet odpowiedzi - Słyszałem, że nie jesteś za bardzo rozmowny, ale to nie problem. Ja będę mówił. - bierze głęboki wdech. - Zostałeś zamknięty w naszym ośrodku, bo Twoja rodzina nie popiera stylu życia jaki chciałbyś prowadzić, gdzieś tam na wolności pewnie czeka na Ciebie Twój chłopak i martwi się dlaczego od niego nie odbierasz. Tym samym, nie ma pojęcia, że tu jesteś oraz nigdy nie poznał Twojej rodziny. Organizacja, jaką zdecydowałeś się napaść ma powiązania z Twoją rodziną. Wszyscy są wierzący, Ty nie. Na dodatek jesteś gejem, nie radzisz sobie z pogodzeniem tych dwóch ról, więc od czasu do czasu bierzesz narkotyki, pozwalając sobie na zapomnienie. Zgadza się? Och... czekaj! Twój chłopak o tym nie wie, więc masz dodatkową tajemnicę, która zabija Cię od środka.

Louis zamyka usta, a przez kolejne kilkadziesiąt sekund chłopak siedzący na łóżku nie porusza się.
- Skąd to wszystko wiesz? - mówi cicho, nie obdarzając go spojrzeniem.
- Jestem tu najlepszy, kochanie - śmieje się. - Louis Tomlinson - podaje mu rękę.
- Elliot Kane - odwzajemnia uścisk.
- To zawsze jakiś początek - komentuje, wiedząc jak wiele pracy go czeka.

Wizyta u Zayna jest o wiele przyjemniejsza. Siedzą na łóżku i nadrabiają zaległości. Mulat krytykuje lekarza który zastępował ostatnio Louisa, a ten z kolei nie może nic poradzić na rosnące w jego piersi szczęście. Docenia to, że naprawdę wszyscy go tu lubią. Posiadanie pracy marzeń i opinii dobrego lekarza to jak spełnienie najskrytszych snów.
- Więc niedługo wychodzisz, co? - śmieje się Louis.
- Tak, podobno, nie chcę robić sobie nadziei, wiesz, jak jest...
- Przestań, czytałem raporty, nawet jeśli Jimmy był do kitu jako osoba, to pomógł Ci przezwyciężyć lęk. To się ceni.
- Po prostu nie był Tobą, wiesz? - przytula go. - Jak Harry? I dzieciaki? - pyta, a potem pokój rozbrzmiewa w głośnych rozmowach.

Trzecią osobą, jaką odwiedza Louis jest Taylor. Nieszczególnie dziwi go widok zapłakanej dziewczyny.
- Hej, Tay, bierzesz leki? - nie chce być uszczypliwy, ale jeśli nie przestanie chować ich pod materacem, źle to się skończy.
- Co? Jakie leki? - zgrywa idiotkę.
- Wiesz, czasem myślę, że chcesz tu zostać na zawsze... - mówi.
- Nie mam do kogo iść, faceci są do kitu, znów mi złamał serce, o tak! - demonstruje, po czym wybucha płaczem. Louis siedzi tam dopiero kilka minut, a już jest zmęczony jej osobą.
- Może po prostu powinnaś przestać szukać? Spójrz... ja i Harry.
- Ty i Harry! Napisałam o Was kolejną piosenkę! - cieszy się, a łzy, które jeszcze przed chwilą spływały po jej policzkach, nie mają już znaczenia.


Kiedy Louis jest wreszcie w domu dochodzi ósma. Nie przywykł do wracania o tak późnej porze, ale masa papierkowej roboty po jego zastępcy sprawiła, że nie miał wyjścia. Harry czeka na niego w kuchni z obiadem i jest to jeden z najpiękniejszych widoków, widoków na jakie czeka cały dzień.
- Cześć, kochanie - całuje go w usta i pozwala, by Harry tulił go jak koala przez następne kilka minut.
- Tęskniłem za Tobą, Rosie złapała katar, a Jamie ciągle łapał kolkę - marudzi, ale Louis mu na to pozwala.
- I poradziłeś sobie świetnie, prawda?
- Tak - mówi dumnie Harry, a na jego usta wpełza uśmiech. - Cieszysz się?
- Oczywiście, że tak, nigdy nie miałem wątpliwości, że będzie inaczej. Przykro mi tylko, że nie mogłem tu być dla Was.
- To w porządku, zarabiasz na naszą trójkę, Lou-
- Harry, nawet nie zaczynaj - mówi obronnie Louis i ściąga koszulę. - Jestem głodny, co jemy?
- Przygotowałem to, o co prosiła Rosie... klopsiki z mięsem...
- Brzmi cudownie, poproszę cały zestaw, panie Styles. - uśmiecha się, a chłopak nakłada im obu jedzenie na talerz.
- Jak było w pracy? Jakieś zmiany? - pyta młodszy.
- Właściwie to tak... - jest szczęśliwy, że Harry zawsze interesuje się wszystkim, co dotyczy jego i jego pracy. Czasem dobrze jest o tym z kimś porozmawiać. -Zayn niedługo wychodzi, pytał o Was.
- Poważnie?! - entuzjastyczny okrzyk wypełnia kuchnię.
- Mhm - potwierdza Louis - Taylor znów napisała o nas piosenkę - śmieją się razem - a no i jest ten nowy pacjent... w Twoim pokoju.
- Nowy pacjent? W moim pokoju? - jest wyraźnie zainteresowany.
- Tak, ale wszystko wygląda tam inaczej - mówi Louis - to już nie to samo miejsce. Chłopak jest gejem, a jego rodzina tego nie toleruje, jego chłopak nie wie, a on w dodatku ćpa na boku. Ciężka sprawa.
- Rozgryzłeś go, prawda? Na wejściu? Zawsze tak dobrze czytasz z ludzi, Lou...
- A wiesz co teraz czytam z Ciebie?
- Tak? - pyta niepewnie, a Louis nie podąża z odpowiedzią. Zamiast tego ściera z kącika jego ust odrobinę sosu, po czym całuje go miękko. Harry zawstydza się, jakby to był pierwszy raz. Zawsze to robi.
- Więc nie muszę być zazdrosny o tego... - siada na jego kolanach okrakiem.
- Elliot. Elliot Kane - mówi Louis i kręci głową. - Głuptasie, mam najcudowniejszą rodzinę pod słońcem. Czy mógłbym chcieć czegoś jeszcze?
Harry się peszy.
- Właściwie to...tak? Wiem, że chciałbyś...
- Harry.
- Lou, ale ja wiem...
- Harry, spójrz na mnie, proszę - wykonuje jego polecenie, a Louis przebiega delikatnie palcami po jego kościach policzkowych - wszystko w swoim czasie, wszystko, gdy będziesz gotowy, ja się nigdzie nie wybieram i pewnego dnia, gdy stwierdzisz, że chcesz się ze mną kochać, po prostu przyjdź i bądź otwarty na ten temat, tak? Nie twórzmy bezsensownych granic, tam gdzie ich nie potrzebujemy.
- Mówiłem Ci już, jak bardzo Cię kocham? - uśmiecha się ze łzami w oczach.
- Ja Ciebie też, ja Ciebie też, maluchu.


Wieczorem, gdy obaj leżą w łóżku, ich kończyny splątane, Louis przypomina sobie o swoim malutkim pomyśle, jaki od pewnego czasu planuje wcielić w życie. Pudełeczko ukryte jest głęboko na dnie szafy, choć nikt go nie szuka. Mężczyzna czeka na odpowiedni moment, choć teraz leżąc wtulonym w Harry'ego stwierdza, że każda chwila jest idealna, bo dzieli ją z kimś, kogo kocha.



:)










1 komentarz :

  1. Jej! Wreszcie nowy rozdział, świetny nastrój :) ooo matko czytanie Twoich prac to tylko czysta przyjemność! Nie słuchaj tych wszystkich marud które chciały by, żeby rozdziały pojawiały się codziennie i nie rozumieją tego, że czasem trzeba czasu by napisać coś dobrego. Po prostu rób swoje i się nie przejmuj jesteś najlepsza :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka