Rozdział I. - 4 pierścionki i obrączka


Podtytuł: Wstrzymany oddech
Ostrzeżenie: To jest naprawdę smut.
Link do masterposta: KLIK

Marzenia.
To właśnie one dają siłę do działania. One sprawiają, że mamy ochotę wstać z łóżka i nawet w najbardziej pochmurny dzień wsiąść na rower, by obejrzeć zachód słońca, by dosięgać szczytów swoich pragnień, by realizować zamierzone cele, ale przede wszystkim – by się nie poddawać… Bo czym byłby świat, gdyby każdy rezygnował ze spełniania swoich potrzeb? Czym byłby świat, gdyby jego wszyscy mieszkańcy byli nieszczęśliwi? 

Szczęście.
Niejeden powiedziałby, że to pojęcie względne. Nigdy nie mierzymy tak samo. Każdy odczuwa inaczej. Emocje są różne mimo tych samych nazw. Inaczej patrzymy na niektóre sprawy, inaczej interpretujemy. Ale po to właśnie są marzenia - by żyć, a nie istnieć. 

Louis był na to doskonałym przykładem. Od małego opowiadał swojej rodzinie jak wiele zawodów chce wykonywać, był już piłkarzem, biznesmenem i piosenkarzem, po drodze zamarzył o aktorstwie i posiadaniu własnej restauracji. Był dzieckiem, a dzieci marzą, bo wiedzą, że to najwspanialsza rzecz na świecie. Coś, czego nikt nie może im odebrać. Nikt z wyjątkiem ich samych, gdy dorosną. Ale Louis tego nie zatracił. Nie mógł tak po prostu zniszczyć zapału do tego, co kochał od zawsze. Udał się na castingi do programu muzycznego, dzięki któremu zyskał nie tylko przyjaciół, zespół, wiarę w swoje możliwości, ale i m i ł o ś ć. Coś, czego nie znajdziesz na ulicy. Coś, co przychodzi niespodziewanie i atakuje wszystkie Twoje zmysły. Coś, co uskrzydla i daje motywację, coś, jak... marzenia.

Louis wierzył w przeznaczenie. Nie mógł narzekać na brak uczuć, dom przepełniony kobietami zawsze dawał mu szansę na oderwanie się od rzeczywistości, czuł się ważny, rodzina naprawdę go kochała, a on kochał ich. Ale w momencie, gdy spojrzał w zielone tęczówki, wiedział, że jego życie właśnie rozpoczęło nowy bieg. Jego serce biło nowym rytmem i mimo porażek, i potknięć miało przy sobie drugie serce, które nie pozwalało na bolesne upadki, trzymając starszego, ale z czasem mniejszego chłopca w swych ciasnych objęciach. Te same zielone tęczówki po czterech latach wciąż były przy nim i Louis już teraz był pewien, że to jest coś, jak marzenia. Marzenia, które się spełniły. Nie mógł być bardziej szczęśliwy.

Miał Harry'ego, najlepszy zespół na świecie i podpisany pre-kontrakt ze swoim ulubionym klubem piłkarskim Doncaster Rovers. Nie mogło być lepiej.

~*~

- Harry? - Louis poczuł na rozgrzanych policzkach miękkie loki swojego chłopaka - Harry, jest wcześnie, śpij. - złapał zegarek leżący na szafce obok łóżka i przewrócił zaspanymi oczami, gdy ujrzał dużą czerwoną szóstkę na wyświetlaczu - bardzo wcześnie – poprawił się, po czym przyciągnął do siebie Harry'ego i pozwolił im obu odpłynąć jeszcze na chwilę.
Nie zdążył dobrze usnąć, gdy ciepłe usta młodszego spoczęły na jego szyi. Nie opierał się temu, odchylił głowę, wiedząc, że jego chłopak nie da mu zasnąć, póki nie zrealizuje swoich planów.

- Hazz… - wyszeptał, otwierając lekko oczy.
- Jesteś taki piękny… - Harry przeczesał dłońmi włosy starszego, a jego głos rozszedł się po sypialni. Był nieco stłumiony, ale wciąż męski. Louis nie mógł się mu oprzeć, więc delikatnie rozchylił językiem jego wargi, by wpić się w jego usta, tak jak uwielbiał najbardziej.
- Zamknij się – zaśmiał się Lou i odwrócił się tak, że znajdował się nad nim - teraz się tłumacz, dlaczego budzisz nas tak wcześnie?
- Lubię się z Tobą droczyć – mruknął, a szatyn tylko pokiwał głową. – No, pocałuj mnie jeszcze.
- Chyba nie zasłużyłeś. Co z Ciebie za chłopak? – zażartował i mimo wszystko po raz kolejny zakrył jego usta własnymi.
- Chodź tu, głuptasie – głowa Louisa spoczęła na klatce piersiowej Harry'ego, gdy ten wplatał swoje długie palce w jego proste kosmyki włosów.
- Teraz tak poważnie, dlaczego nie śpimy?
- Dzwonili z Doncaster Rovers... – urwał na moment - Prosili żebyś przyjechał, podobno to ważne. - wyjaśnił z powagą, ale powieki Lou opadły już dostatecznie mocno.

~*~

Kiedy Harry wrócił do domu było dość późno. Odwiedził swoją rodzinę w Holmes Chapel, więc podróż powrotna do Londynu zajęła mu trochę czasu. Spodziewał się zastać Louisa w kuchni, ewentualnie w salonie przy nowej konsoli do gier, jaką chłopak zażyczył sobie na urodziny – ile było przy tym radości - ale zgaszone światła w całym domu wywołały przeczucie, że coś jest nie tak, jak powinno. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, a Tomlinson nie cierpiał siedzieć sam po zmroku. Chłopak przełknął ślinę i nacisnął klamkę, która ku jego zaskoczeniu otworzyła drzwi. Kolejny powód do niepokoju – niezamknięty dom.

Wszedł do środka najciszej jak potrafił, po czym prędko rozświetlił korytarz. Pusto. Sprawdził kuchnię i salon. Pusto. Wbiegł do sypialni, gdzie ujrzał skulonego w kłębek chłopaka. Jego serce pękło na milion drobnych kawałków. Podszedł spokojnie i usiadł na skraju materaca.

- Skarbie, wróciłem... - wyszeptał, gładząc plecy chłopaka. - Wszystko w porządku? Przepraszam, że tak dłu.. - nie udało mu się dokończyć, bo ciało starszego chłopaka oplotło jego własne.
- Louis? Dlaczego płaczesz? - Harry zastanawiał się, czy zrobił coś nie tak w ciągu ostatnich dwunastu godzin, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. - Hej, Kochanie – uniósł jego podbródek w górę - wyjaśnij mi te niepotrzebne łzy, hm? Zaradzimy coś. 

W odpowiedzi uzyskał tylko jeszcze większy szloch i cholera, obiecał sobie, że gdy tylko pozna powód smutku swojego chłopaka, to skopie tyłki wszystkich tych, którzy się do tego przyczynili.

- Mam pomysł. Co powiesz na wspólną kąpiel? - przeczesał dłońmi włosy Lou, jak miewał w zwyczaju robić i cmoknął delikatnie jego rozgrzane od płaczu policzki.
- Hazz, przepraszam, ale nie mam ochoty, nic mi nie wychodzi – wychrypiał cicho i wtulił się w niego mocniej. - Straciłem kontrakt, ośmieszyłem się, wystawili mnie, Harry – jego twarz przybrała tak smutny wyraz, że młodszy nie mógł pozostać niewzruszony.
- Kontrakt? Doncaster Rovers? Więc po to dzwonili? - jęknął, wciąż próbując uspokoić płaczącego chłopaka. - nie zasłużyli na Ciebie, to ich strata, Louis.
- To mój ulubiony klub, Harry. - głos Tommo załamywał się z każdym kolejnym słowem.
- To ich strata, rozumiesz? - powtórzył chłopak, łapiąc w dłonie jego policzki. - tylko ich pierdolona strata!
- Wcale nie – pokiwał głową, a pojedyncza łza wypłynęła z jego oka. - jestem beznadziejny, jestem zerem, dlatego nic mi nie wychodzi! - krzyknął załamany.

- Wiesz, że to nieprawda? Jesteś najcudowniejszym człowiekiem na świecie, najlepszym chłopakiem, jakiego mogłem sobie wymarzyć. Jesteś... - nie udało mu się dokończyć.
- Przestań, Harry, przestań mnie pocieszać, to wszystko to stek bzdur, jestem do niczego! - I wtedy Harry'emu wpadł do głowy genialny pomysł. Postanowił, że zrobi wszystko, by pokazać starszemu chłopakowi, jak bardzo go kocha.
- Wcale Cię nie pocieszam, mam o wiele lepszy pomysł – zaśmiał się cicho i pocałował skroń Lou, po czym muskając go od szyi przez klatkę piersiową, dotarł do podbrzusza. - o wiele, wiele lepszy.

Patrzyli sobie w oczy przez chwilę, a Louis wydał z siebie niekontrolowany dźwięk.

- Niecierpliwisz się? - spytał młodszy, unosząc zalotnie brew, na co jego chłopak przewrócił tylko oczami.
- Zrobisz to wreszcie? Jestem okropnie twardy.
- kurewsko Cię kocham, Louis, wiesz o tym, prawda? – sapnął mu w usta, po czym przebiegając dłońmi wzdłuż jego boków, zabrał się za rozpinanie rozporka.

Louis poczuł, że jego twarz robi się różowa. I to niekoniecznie dlatego, że jego chłopak majstrował właśnie przy jego bokserkach. Kochali się wiele razy wcześniej i seks nie sprawiał, że był zakłopotany. Jego policzki nabrały koloru, bo Harry znów wyznał mu miłość. Znów zrobił to pierwszy i znów nie czekał na odpowiedź. Harry wiedział, że Louis go kocha, a Louis był szczęśliwy, że nie musiał mu o tym przypominać za często, bo po prostu... miał z tym problem. Nie umiał mówić o uczuciach, a kiedy to robił, było mu bardzo ciężko.

Próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio powiedział te dwa nieszczęsne słowa, ale w momencie, gdy usta młodszego zacisnęły się na jego członku, odeszło to na drugi plan.

Harry uśmiechnął się pod nosem i wyciągając penisa z buzi, przygryzł zębami wargę Louisa.

- Więc to wszystko? - spytał starszy, a Harry roześmiał się na głos.
- Sądzisz, że zostawiłbym swojego napalonego i na w pół twardego faceta w takim stanie? Kochanie ... – potarł dłonią jego policzek. - to dopiero początek.

Harry był okropnie zmęczony, ale to nie powstrzymywało go przed sprawieniem Louisowi przyjemności. Chciał zaproponować współpracę, ale chłopak wpił się brutalnie w jego usta, uprzedzając jego ruch. Następnie zassał skórę szyi, pozostawiając na niej sporej wielkości malinkę.

- Boże, dlaczego jesteś taki gorący? - spytał głośno, a na twarzy chłopaka pojawił się lekki uśmiech. – Powiedz, co mam robić - jęknął, czując na skórze jego oddech.

Louis zbliżył swoje usta do ucha Harry'ego i coś wyszeptał, ale spazmy przyjemności, obezwładniające młodszego, nie pozwalały na poprawną weryfikację słów.

- Co?
- Chcę Cię ujeżdżać, Harry
- Czekaj, co?

Louis zachichotał i przeczesał dłońmi włosy Harry'ego, umożliwiając sobie lepszy dostęp do jego szczęki. - Słyszałeś mnie. Chcę żebyś mnie pieprzył. Chcę Cię ujeżdżać i czuć Cię w sobie. Czy to wystarczające wytłumaczenie?

Harry'ego zatkało, więc Louis cmoknął go lekko w usta i czekał na dalszy rozwój akcji.

- Ale... ale przecież nigdy nie chciałeś. - zawahał się Styles. 

Tommo pokiwał głową i sięgnął po lubrykant, który trzymali w szufladzie pod łóżkiem. - Zgaduję, że Twoim dzisiejszym celem było sprawienie mi przyjemności, więc to kurwa wreszcie zrób! - jęknął, odwracając się tyłem.

Harry był ponownie zdziwiony, ale tym razem nie trzeba było mu powtarzać dwa razy. Nałożył substancję na palce i delikatnie przejechał nimi w odpowiednim miejscu.

- No błagam, włóż we mnie te pieprzone palce tak żeby wszyscy mnie usłyszeli!
- Co?
- Boże, po prostu to zrób!
- Na pewno tego chcesz? Dawno nie..
- Do jasnej cholery, pieprz mój tyłek albo ja wypieprzę Ciebie tak, że nie będziesz chodził przez tydzień, rozumiesz?

Harry poczuł, że w jego bokserkach robi się coraz ciaśniej. Skinął głową i wsunął w Lou palec wskazujący. Chłopak jęknął zachęcająco i poruszył się, by nabić się na niego mocniej.

- O tak... cudownie – mruczał, gdy Harry dodawał kolejny, a potem kolejny. Uderzały w idealny punkt i gdyby nie to, że młodszy był ostrożny, Louis doszedłby tylko za sprawą zajebiście długich palców swojego chłopaka.
- Dość! - syknął, a Hazz wyciągnął je i odwracając Louisa na plecy wsunął mu je do ust. Musiał przejąć kontrolę, jeśli chciał sprawić mu przyjemność.
- Harry, proszę, nie drocz się – westchnął niezrozumiale przez tkwiące w jego buzi palce. - potrzebuję Cię już, natychmiast.
- Czego potrzebujesz, Skarbie?
- Proszę, pieprz mnie, jak wtedy, gdy robiliśmy to w tourbusie. Pieprz mnie tak mocno, jak tylko jak potrafisz.
- Podobno chciałeś mnie ujeżdżać? – szepnął Styles, całując obojczyki chłopaka, po czym zdjął bokserki i włożył swojego kutasa w jego usta. - najpierw zajmiesz się nim, potem pomyślimy.

Louis nie oponował, delikatnie ssał i zagryzał jego penisa, nie pozwalając sobie na chwilę przerwy. Chciał, by Harry był z niego dumny i zadowolony, więc robił to, jak najlepiej potrafił.

- Wystarczy, no już, kochanie – zaśmiał się Harry, przejeżdżając swoim penisem po ustach chłopaka. - teraz będę Cię pieprzył od tyłu, ujeżdżanie zostawimy na inną okazję. - cmoknął go pod uchem i gwałtownie obrócił Louisa na brzuch.
- Wypniesz się, czy mam to potraktować jako sprzeciwianie się zasadom? Musisz być grzeczny, Louis.

Chłopak jęknął tylko na te słowa i spełnił jego prośbę.

- Jesteś piękny, jesteś piękny, gdy leżysz taki napalony tylko dla mnie.. - szepnął Harry i złożył mocnego klapsa na jego pośladkach. - to Cię podnieca, prawda?

Nie dostał odpowiedzi, bo Louis nie był już w stanie poprawnie myśleć, czuł tylko narastające uczucie w dole brzucha i chciał być wreszcie wypieprzony tak, jak było obiecane.

Ale i to nie nadeszło. Zamiast tego, poczuł mokry język Harry'ego na swoim wejściu, który pieszcząc go tak czule, doprowadzał do szaleństwa wszystkie jego zmysły. Zatapiał się w jego otchłani. Już dawno tego nie robili i Louis czuł, że zaczyna wariować. Język młodszego wił się na wszystkie strony, masując delikatnie obręcz mięśni.

- O, kurwa, proszę, nie przestawaj! – jęknął w poduszkę i był prawie pewny, że jego chłopak nie zrozumiał niczego poza ‘o kurwa’. Zaśmiał się do siebie.
- Jeszcze nie dochodź! - odparł ostro Styles.

Louis sapnął, gdy poczuł, że rimming przechodzi na wyższy level. - proszę, pieprz mnie już, już nie wytrzymam dłużej.. no dalej, nie będę czekał wiecznie – irytował się.

Aaaaah - wyrwało się z gardła szatyna, gdy Harry wszedł w niego niespodziewanie. Początkowy przeszywający ból prędko zastąpiła rozkosz, jakiej żaden z nich nie potrafiłby sobie odmówić.
- Jesteś taki ciasny, Skarbie, uwielbiam, gdy jesteś ciasny tylko dla mnie.
- Tylko dla Ciebie – powtórzył Louis, chyba nie do końca świadomy tego, co się właśnie dzieje.
- Księżniczko, a teraz wypnij się porządnie, chcę widzieć jak Ci dobrze, w innym wypadku zadzwonię do Twojej mamy i powiem, jak niegrzecznym chłopcem jesteś.
- Harry... - jęknął Louis z podniecenia. Tego było już za wiele.
- Chcę widzieć jak bardzo jesteś mnie spragniony, jak Twój tyłek chce się przede mną otworzyć.

Harry pieprzył go, jak obiecał. Nie był delikatny, pośladki Lou bolały, a ich jądra zderzały się ze sobą. Ręce zaciśnięte na prześcieradle i głowa mocno wbita w poduszkę, z pod której wydobywały się coraz głośniejsze jęki. Szybkie, długie ruchy doprowadziły obojga na skraj wytrzymałości.

Louis czuł jego członka całym sobą i za każdym razem, gdy ten opuszczał jego wnętrze słychać było głośne mlaśnięcia.

- Podoba Ci się? - spytał, szarpiąc za włosy Lou. - Mam nadzieję, bo Twój tyłek przyjmuje mnie całego i chcę żeby tak pozostało – warknął i ponownie naparł na jego wejście.
- Dojdź we mnie – wydyszał, a Harry zwiększył tempo. Louis nie chciał nawet myśleć o jutrzejszym poranku i o tym, jak jego tyłek to znosił. - Mocniej, proszę!

Harry sięgnął orgazmu pierwszy, wlewając cały swój płyn w chłopaka, część pociekła po udach Louisa, które zaczęły drżeć, a on sam wygiął się, szczytując.

- Lou, kochanie, byłeś dobrym chłopcem, zabieram Cię na wycieczkę – szepnął czule, muskając jego czoło.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka