Ostrzeżenie: To jest naprawdę smut. Fluff też.
Link do masterposta: KLIK
Zaufanie.
To właśnie ono sprawia, że czujemy się przy drugiej osobie bezpieczni. Czujemy, że jest ona naszą bratnią duszą, możemy powiedzieć jej wszystko, a przede wszystkim wierzymy w nią. Ale zaufanie to coś więcej. To niekończące się rozmowy nocą, to deszcz łez, zawodów i uniesień, to stałe poszukiwanie prawidłowych odpowiedzi, to poświęcanie czasu drugiej osobie bez względu na to jak wiele go potrzebuje.
Czas. Czas to najcenniejsza rzecz, jaką człowiek może dać drugiemu człowiekowi. Czas to coś, co nigdy nie zostanie zwrócone. Każde sześćdziesiąt sekund w towarzystwie zaufanej osoby jest minutą bezkompromisowego szczęścia.
Doceniana dopiero po stracie.
Louis nie stracił Harry'ego. Nie przewidywał nawet takiego scenariusza w swojej głowie. Kochał go tak mocno jak tylko potrafił. Miał tylko problem z mówieniem o tym. Młodszy wiele razy okazywał mu swoje uczucia, a wtedy Louis czuł się winny. Tak bardzo chciał powiedzieć te dwa mocne słowa, ale czuł wewnętrzną blokadę. Blokadę, z którą nie potrafił sobie poradzić. Dawniej przychodziło mu to łatwiej. Po prostu przytulał Harry'ego i szeptał mu do ucha, jak wiele dla niego znaczy. Jednak od momentu, gdy musieli kontrolować się ze względu na decyzje managementu i reakcje fanów, wiedział, że wcale nie będzie łatwo. Ich relacje na polu oficjalnym znacznie wygasły, co oczywiście nie miało przełożenia na życie prywatne. Zawsze byli o krok do przodu. Często udawało im się wyjeżdżać na sekretne wakacje, prosząc mamę Lou, by ich kryła. Często się udawało, ale nie zawsze. I to smuciło Louisa. Chciał po prostu złapać rękę swojego chłopaka i wyjść z nim na spacer. Nic więcej.
Nie żałował, że poszedł na castingi. Nie mógłby nigdy tego żałować. Ze względu na fanów, którzy trwali przy nim, przyjaciół, jakich zyskał, rodzinę, która w niego wierzyła, a przede wszystkim ze względu na Harry'ego, chłopaka, który przewrócił jego życie do góry nogami, wtargnął do jego serca i pozostał tam już na zawsze.
Nie żałował. Ale czasem zastanawiał się, jakie byłoby jego życie, gdyby był po prostu Lewisem z Doncaster.
~*~
- Co się dzieje? - głos Harry'ego wyrwał go z zamyślenia, a on sam obrócił się na plecy, przyciągając głowę chłopaka na swoją klatkę piersiową.
- Po prostu myślę. - westchnął, a loczek przejechał palcem po jego skórze.
- O czym?
- O nas... - odpowiedział cicho i poczuł, jak Harry drgnął. – Harry, ja chciałbym... - nie udało mu się dokończyć, bo jego usta zostały zamknięte czułym pocałunkiem.
- Nie czas na to. Obiecałem Ci wycieczkę, więc niedługo musimy się zbierać - zmienił temat, jeszcze kilka razy muskając usta szatyna.
Kilka godzin później.
- Czy to konieczne? - jęknął Louis pakując do bagażnika karimaty. Nie wiedział, co Harry planuje, więc sam pomysł wycieczki wydawał mu się idiotyczny.
- Louis, po prostu się zamknij i je schowaj, przydadzą nam się pod koniec podróży. - zaśmiał się chłopak i zajął miejsce kierowcy
- Zamknąłeś dom?
- Myślałem, że Ty to zrobiłeś! - Harry udał oburzony ton głosu, a wkurzony Louis chciał zeskoczyć z siedzenia, lecz ręka młodszego go powstrzymała.
- Hej, spokojnie, zrobiłem to. - wyjaśnił delikatnie, przejeżdżając dłonią po policzku swojego ukochanego. - czym się tak denerwujesz, Skarbie?
- Nie lubię niespodzianek. - fuknął Lou, na co Harry się zaśmiał.
- Ufasz mi?
- Harry, przecież wiesz.
- Ufasz?
- Ufam.
- Ta niespodzianka Ci się spodoba. - Styles cmoknął skroń swojego chłopaka, po czym polecił mu zapiąć pasy. Louis już nic nie odpowiedział. Rozłożył się na swoim siedzeniu i wpatrzony w szybę usnął. Czuł się przybity przez zerwany kontrakt, smutny przez to, że nie potrafi okazywać uczuć i zły na siebie, że Harry wciąż go kocha, bo miał wrażenie, że on sam tylko rani młodszego.
W dodatku Harry zabierał go właśnie na jakąś wycieczkę pod namiot, a to wcale nie oznaczało, że coś między nimi miało się popsuć. To nie tak, że Louis chciał, by było źle. Louis po prostu zastanawiał się dlaczego Harry nie jest na niego ani trochę zły. Powinien być.
Obudził się kilka godzin później, gdy leżał już w jakimś łóżku i cholera, to było okropnie dziwne.
- Harry? - jęknął zaspany, przecierając oczy, ale chłopaka nigdzie nie było. Rozejrzał się dokładnie po pokoju i zdał sobie sprawę, że zna to miejsce doskonale.
Ten pokój, tyle wspomnień, ich pierwsze wyznanie, pierwszy pocałunek.
Pokój Harry'ego.
Złapał się za usta, a łzy napłynęły mu do oczu. Przypomniał sobie to wszystko. Nie. Nie musiał sobie tego przypominać. Pamiętał doskonale każde słowo.
- BooBear, zobacz co przyniosłem! - krzyknął uradowany Harry, niosąc w dłoniach dwa opakowania chipsów. - Coś nie tak?
- Masz piękny pokój, Cupcake. - zaśmiał się Lou i pchnął Harry'ego na łóżko, nie pozwalając aby ten wyswobodził się z jego uścisku. Tomlinson był wtedy wyższy i silniejszy. Oczy młodszego spoczęły na różowych wargach chłopaka, ale prędko się otrząsnął i łaskocząc Lou, udało mu się powrócić do pozycji pionowej.
- Ty Głuptasie! - wybuchnął śmiechem Louis siadając na podłodze. Harry opadł obok i oparł się plecami o bok łóżka. Śmiali się wniebogłosy, gdy do pokoju weszła Anne.
- Chłopcy, jadę odwieźć Gemmę na uczelnię. Nie rozrabiajcie tu. - oświadczyła, po czym ucałowała ich czoła i wyszła.
Nastała dziwna cisza, ale nie było to krępujące. Louis ufał Harry'emu, a Harry ufał Louisowi i to liczyło się najbardziej. Nikt nie mógł odebrać im przyjaźni, jaka połączyła ich dusze. Byli nierozłączni i kochali się nad życie. Być może wtedy jeszcze nie zdając sobie z tego do końca sprawy.
Spędzili dzień jak zawsze, ale gdy nadszedł wieczór, a Anne udała się do swojej sypialni, usiedli na parapecie pod niebem pełnym gwiazd.
- Harry... - zaczął nieśmiało Louis, a młodszy przysunął się bliżej i wtulił w jego ciało. - myślę, że musimy porozmawiać.
Chłopiec skinął głową, oczekując na to, co Tommo chce powiedzieć.
- Jesteśmy bardzo blisko i ja… ja myślę, że…
- Ja Ciebie też, Louis. - Harry spojrzał w górę na twarz chłopaka i nie mógł opanować uśmiechu. Wtedy usłyszeli hałas z korytarza. Dobrze znany Harry'emu hałas. Kroki. Nie mogli dać się przyłapać, więc prędko zeskakując z parapetu, zamknęli się w ogromnej szafie, która mieściła nie tylko ubrania. Intensywne światło księżyca oświetlało ich twarze, wpadając przez małą szparę w drzwiach.
I Louis nie mógł już dłużej czekać, po prostu przysunął się bliżej i wpił delikatnie swoje wargi w usta młodszego, Harry jęknął gardłowo i odwzajemnił to, uśmiechając się leciutko.
- Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała w całym pieprzonym życiu. - zadeklarował Harry, a Louis poczuł, że nigdy nie był bardziej szczęśliwy.
Louis siedział teraz oszołomiony na skraju łóżka. Zapłakany podszedł do szafy i podtrzymując swoją grzywkę, która niefortunnie opadała mu na oczy, otworzył ją na oścież. Cztery lata.
- Pamiętasz… - usłyszał za swoimi plecami ciepły głos Harry'ego i odwrócił się, by ujrzeć jak ten opiera się o futrynę drzwi.
- Ja… - nie bardzo wiedział co odpowiedzieć, więc po prostu spojrzał ponownie na mebel. Harry zdążył w tym czasie podejść do niego i otulić go od tyłu.
- Mam nadzieję, że to dobre wspomnienia, a to – odwrócił go przodem do siebie i wskazał na łzy – są łzy szczęścia..
- Harry! - Louis zarzucił mu ręce na szyi i rozpłakał się jak dziecko.
- Chciałem Ci przypomnieć, Skarbie, że jesteś dla mnie najcudowniejszym człowiekiem na tej planecie. Pamiętasz naszą rozmowę po wyjściu z tego – wskazał na szafę, a Louis mruknął ciche ‘tak’ w jego skórę – powiedziałem wtedy, że jesteś moją pierwsza i ostatnią miłością, moim aniołem stróżem, którego chce mieć zawsze przy sobie, a gdybyś miał umrzeć to chcę umrzeć przed Tobą, bo nie zniosę dnia bez Twojej obecności. Rozumiesz?
Louis już nie wiedział, czy płacze, czy jego oczy po prostu wylewają z siebie wszystkie nagromadzone tam dotychczas emocje.
- Nie zasługuje na Ciebie, Harry – wymamrotał cicho, a Styles nie mógł uwierzyć w jego słowa. Potrząsnął nim lekko i posadził go na śnieżnobiałej pościeli.
- Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. I nigdy w to nie wątp. - pocałował go w policzek, po czym splótł ich palce ze sobą. - Chodź, Lou, jest jeszcze coś, co musisz zobaczyć.
Był lipiec. Pogoda dopisywała, parki przepełnione były ludźmi i nawet w takim zwykłym Holmes Chapel nie brakowało turystów. Louis uśmiechnął się na widok znanych mu dobrze ulic i zakamarków, po czym spojrzał na swojego chłopaka w konsternacji.
- Myślisz, że powinniśmy trzymać się za ręce? A co, jeśli ktoś zrobi zdję…
- Nie dbam już o to, Louis. Kocham Cię i chcę by każdy to wiedział. Chcę żebyś był szczęśliwy.
Tomlinson uśmiechnął się smutno, mając nadzieję, że nie wpakują się tym w kłopoty. Dotarli do jego ulubionego miejsca i Harry mógł przysiąc, że oczy chłopca z Doncaster się zaświeciły.
- To też pamiętasz. - szepnął prawie niesłyszalnie. Ale to nawet nie było pytanie.
- Mógłbym zapomnieć? Wyciągnąłeś mnie tu w najzimniejszą porę roku, prawie odmroziłem sobie ciało! - zaśmiał się, po czym podszedł bliżej do barierki mostku i odszukał palcem wyryty na niej napis.
’ Partners in crime for life (I lock you) H + L ’
Harry stanął za nim i pocałował go delikatnie w kark. Louis mruknął cicho, przymykając oczy. Pamiętał doskonale poprzednią noc, ale to nie sprawiło, że brudne myśli trzymały się w ukryciu.
- Pamiętam, jak go wyryłeś… moim breloczkiem. - zaśmiał się, przerywając błogą chwilę, a Harry wrócił myślami do teraźniejszości.
- Faktycznie. Myślałem, że mi odpadną dłonie. Było naprawdę zimno. Ale musiałem to zrobić. Nie sądziłem, że przetrwa tyle czasu.
- Przetrwało. Tak, jak my. - oświadczył Louis i łamiąc zasady wpił się w usta swojego chłopaka, prowadząc bardzo namiętny pocałunek.
~*~
- A co z Anne? - jęknął, gdy wepchnięty przez Harry'ego do wnętrza domu, nie miał na sobie już połowy ubrań.
- Nie ma jej, nie ma nikogo. Dom jest nasz. - sapnął młodszy, sprawnie rozpinając koszulę Tomlinsona.
- Naprawdę chcesz to robić w domu Twoich rodziców?
- Mogę to robić z Tobą w każdym miejscu na Ziemi, bo zawsze jest niesamowicie. - wyznał loczek, pozwalając sobie przygryźć jeden z sutków szatyna. Z ust Louisa wydobył się piskliwy dźwięk, który Haz uznał za znak aprobaty dla jego poczynań.
- Jestem tak cholernie napalony, ale jeśli nie masz ochoty to nie – urwał, bo spostrzegł wiszące na ścianie zdjęcie. - patrz, to my – podszedł bliżej i zdjął ramkę.
- Twoja mama zrobiła je, gdy pierwszy raz tu nocowałem – zaśmiał się Louis, dotykając palcem szybki. - to było tak dawno… - westchnął nostalgicznie.
- Byłeś taki piękny… - dodał Harry, a Louis uderzył go w ramię.
- Hej, a teraz nie jestem? - oburzył się, a w korytarzu rozszedł się śmiech.
- Oczywiście, że jesteś, jesteś najpiękniejszym chłopcem spośród wszystkich chłopców na całej kuli ziemskiej – zanucił, podnosząc Lou w górę i obracając ich w kółko kilka razy.
- Oszalałeś. - skwitował Tommo.
- Na Twoim punkcie, owszem. - odgryzł się młody.
Harry nie czekał już dłużej, uniósł chłopaka za pośladki i skierował się w stronę schodów. Kopnął drzwi od swojego pokoju i położył go delikatnie na łóżku.
- Będzie, jak wtedy. Zmysłowo. - szepnął mu do ucha, a po ciele Louisa przebiegły ciary.
- Harry, nie możesz być zawsze na górze!
~*~
Kiedy Louis wyszedł z kąpieli, w całym domu pachniało kwiatami. Przez moment myślał, że to ten nowy szampon, który reklamowała Barbara Palvin, ale nie. To były prawdziwe kwiaty, płatki róż i innych roślin, których nazw nie znał.
- Harry? - wszedł cichutko do pokoju i ujrzał, że po obu stronach łóżka zapalone były świecie, a wspomniane wcześniej płatki leżały na białej pościeli. - o Boże! – dotknął swoich policzków, a jego przepasany wokół bioder ręcznik opadł na ziemię.
- Mam nadzieję, że Ci się podoba – poczuł na swojej skórze oddech Harry'ego, który miał na sobie tylko bokserki.
- Jest…idealnie. Dziękuję. - wzruszony oplótł ręce wokół talii Harry'ego i całując ogromnego motyla na jego brzuchu, zaśmiał się radośnie. - A Ty jesteś niesamowity.
Louis spostrzegł coś jeszcze. Na komodzie obok stał szampan, a w tle słychać było delikatne dźwięki gitary. - Cholernie niesamowity.
- Jesteś gotowy, dla mnie? - mruknął mu do ucha Harry, a Louis zauważył różowe pudełko pośrodku pościeli. Niestety słowa chłopaka rozpraszały jego myśli na tyle, że nie potrafił złożyć poprawnie pytania o ten dziwny przedmiot.
Poczuł tylko lekkie ugryzienie na swojej skórze, a z jego gardła wyrwał się łagodny dźwięk. To go podniecało, a Harry doskonale o tym wiedział. Oddech Louisa był nierównomierny i coraz płytszy. Jego ciało pokrywało coraz więcej malinek, a umysł prosił o kolejne. Uwielbiał to uczucie, uwielbiał, gdy Harry się o niego troszczył i gdy sprawiał mu tyle przyjemności. Pragnął pocałować swojego chłopaka, dać mu znak, że jest wspaniale, ale nie mógł się ruszyć. Zamiast tego, Harry obrócił go do siebie przodem, posadził na skraju łózka i usiadł na nim okrakiem, ich przyrodzenia się spotkały i było to coś gorącego, nawet jeśli Harry wciąż miał na sobie bokserki. Louis nie miał pojęcia co będzie dalej. Trzymał dłonie na pośladkach Hazzy, pomagając mu nie upaść. Po chwili poczuł, jak coś przejeżdża po jego ustach. Poczuł smak bitej śmietany i… truskawki, która prędko znalazła się w jego buzi.
Harry przejechał językiem po jego wargach, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Harry… - jęknął Lou, marszcząc czoło.
- Shhh, Skarbie – przysłonił mu usta palcem. - Gramy według moich zasad, księżniczko, chyba, że znów chcesz być ukarany, jak ostatnim razem...
Louis ponownie jęknął, a na twarzy Harry'ego wymalował się triumf.
- Pokaż mi, jak się przygotowujesz dla mnie. - oświadczył stanowczo, a Louis potrzebował naprawdę kilkunastu sekund, by do niego dotarły te słowa.
- Co mam zrobić?
- To samo, co wiele razy robiłeś na skype, gdy byłem w LA… pamiętasz, prawda? - syknął mu do ucha, po czym przygryzł delikatnie jego płatek.
- Harry, ale…
- Żadnych „ale”, Lou. - pchnął go dalej na łóżko. - possij swoje palce, zwilż je.
Niebieskie oczy chłopaka były cholernie rozszerzone i błagały o pomoc. Jego policzki były zaróżowione, gdy dotykał się tam…na dole.
- Wsuń jeden do środka – polecił mu Harry, wciąż obserwując, jak łatwo doprowadzić Louisa na skraj rozkoszy. Chłopak westchnął, nabrał powietrza i wykonał prośbę.
- Wszystko będzie dobrze. - usłyszał głos Harry'ego, a chwilę później poczuł, jak jego usta muskają delikatnie rozgrzaną skórę. I myślał, że zwariuje. Uczucie było oszałamiające, a jego wnętrze z dwoma już palcami wciąż cholernie ciasne i rozgrzane. Poruszał nimi w stałym tempie, według życzeń lokatego młodzieńca.
- Rozciągnij mnie, Harry, proszę, wolę gdy Ty to robisz, proszę, włóż we mnie swoje palce.
- Nie jesteś dostatecznie rozciągnięty po ostatnim? - zaśmiał się w odpowiedzi, obracając Lou na plecy. - Kocham Cię, Skarbie. Kocham każdy kawałek Twojego ciała. Kocham, gdy się uśmiechasz, kocham gdy dochodzisz, krzycząc moje imię, kocham, gdy marszczysz czoło w ten śmieszny sposób, kocham, gdy leżysz nagi cały dla mnie, gdy robisz mi dobrze, kocham, gdy Twoje policzki są rozgrzane do czerwoności, a włosy znajdują się w perfekcyjnym nieładzie, ale najbardziej kocham, gdy jesteś szczęśliwy. - Harry skończył, po czym otarł spływającą po policzku chłopaka łzę. - kocham Cię jak wariat. I dziś… dziś pozwolę Ci zrobić ze mną, co tylko chcesz. - zaproponował, a Louis lekko się uśmiechnął.
- Co tylko chcę?
- To mała pomoc – wskazał na różowe pudełko. - wiem, że po wczorajszym jesteś wykończony, nie chcę Cię skrzywdzić, więc…
I jak Louis mógł go nie kochać? Harry był najcudowniejszym facetem we wszechświecie i udowadniał to na każdym kroku.
- wiesz co? Mam lepszy pomysł. Chodź… - wstał i pociągnął za sobą zielonookiego.
~*~
- Myślisz, że będziemy mieć kiedyś dzieci? - spytał Louis, gdy Harry delikatnie masował jego plecy. Siedzieli teraz w ogromnej wannie, wypełnionej pianą po same brzegi, sączyli szampana i oddawali się fantazjom.
- Myślę, że będą miały Twoje oczy. - odpowiedział poważnie Harry, składając wzdłuż kręgosłupa Lou drobne pocałunki. I mimo że nie mógł zobaczyć jego twarzy, wiedział, że się uśmiecha na tą odpowiedź.
- Harry?
- Tak, Skarbie? - złapał go w pasie od tyłu i pozwolił Lou położyć się na jego klatce.
- Naprawdę wziąłeś ze sobą swoje zabawki, by sprawić mi przyjemność? - zapytał, a Harry roześmiał się głośno w jego włosy.
- Mówiłem już jak bardzo Cię kocham? - sięgnął za siebie i wyjął granatowe pudełeczko. - powiem to jeszcze milion razy. Kocham Cię najmocniej. - otworzył je i wyjął z niego mały, skromny pierścionek, który wsunął na palec Lou. - To na znak tego, jak bardzo wyjątkowy jesteś. Wyjątkowy i mój.
- Harry… ja... - w oczach Tomlinsona zebrały się łzy. Nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Shh.. nie musisz odpowiadać, mamy czas. - pocałował go w głowę. Ciało Louisa było spięte. Harry czuł, że się przejmuje. - Musisz się zrelaksować. - pogładził go po bokach, po czym zacisnął rękę na jego penisie. Mimo oporu, jaki stawiała woda, robienie dobrze Louisowi nie należało do najtrudniejszych zadań.
- Jesteś taki piękny, odpręż się i pozwól sobie odpłynąć na chwilę, Boo – szeptał mu do ucha, poruszając ręką coraz mocniej. Wiedział, że Louis długo nie wytrzyma, więc zajął miejsce przed nim i nachylając się nad jego kutasem, połknął go całego. Starszy chłopak przygryzł wargę i wygiął się lekko, trzymając ręce na brzegach wanny. Haz był w tym okropnie dobry, co nie umknęło jego uwadze.
Wystarczyło jeszcze kilka mocniejszych ruchów ustami, a jego buzię zalał ciepły płyn, połknął wszystko, nie roniąc ani kropli, po czym otarł usta i wyszeptał ciche 'właśnie zabiłeś nasze dzieci’.
Louis uśmiechnął się zawadiacko, akceptując kolejny głupi żart swojego chłopaka.
- Och, zamknij się. Następnym razem je uratujesz. - wyszeptał, po czym naparł na opuchnięte usta nagiego chłopca z Holmes i pozwolił mu wtulić się w jego tors.
- Następnym razem, dojdziesz dla mnie przy wszystkich nad brzegiem morza. - wychrypiał Harry, a Louis tylko pokręcił głową, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo młodszy ma rację.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję :)