Rozdział V. - 4 pierścionki i obrączka


Podtytuł: Miłość
Ostrzeżenie: dużo miłości, Paryż.
Link do masterposta: KLIK

Miłość.
Miłość jest jak mocna kawa, uzależnia, daje kopa i pozwala przetrwać najgorsze. Miłość uskrzydla, motywuje do działania i sprawia, że „niemożliwe” nie istnieje. Miłość to uczucie, które przychodzi niespodziewanie, dotyka Twoich zmysłów, wkrada się do serca i chce tam pozostać na zawsze. (A przynajmniej tak długo, jak się da.)

Bo kochać to także rozumieć.

I kawa może czasem być czarna i gorzka, ale to nie znaczy, że nie da się jej jeszcze posłodzić.

Miłość to niekończące się rozmowy, miłość to wspólne poranki i czasami samotne noce, miłość to ciągła walka pomiędzy ‘chcę’, a 'muszę’, miłość to kompromisy, wspólne jedzenie tostów o trzeciej nad ranem i wspólne śpiewanie piosenek pod prysznicem, miłość to momenty wzruszeń i chwile wytchnienia, miłość to odkrywanie siebie nawzajem i podróż w nieznane, miłość to prawda, dobro i piękno.

Miłość to druga osoba, budząca Cię nad ranem z powodu twardej erekcji.

(Dobra, żartowałam.)

Zdefiniować siebie nie jest łatwo, ale jeszcze trudniej jest zdefiniować uczucia, zdefiniować miłość. I każdy, kto podejmuje się tej próby, jest zwycięzcą.

Louis nie czuł się przegrany. Wręcz przeciwnie, miał świadomość, że jego życie obrało jeden z ciekawszych kierunków, jakie mógł sobie w ogóle wymarzyć. (Okej, marzył cholernie dużo, ale tego się nie spodziewał). Jednak wciąż czuł, że nie jest w porządku wobec Harry'ego. Kochał go bezgranicznie. I wiedział, że młodszy miał tego świadomość, ale te słowa wciąż tkwiły gdzieś za wysokim murem, wciąż niewypowiedziane.

Harry nie potrzebował zapewnień, a przynajmniej tak mówił, więc Louis mu ufał, bo związek na tym polega, prawda? Ale to stale nie zmieniało faktu, że w układance brakowało jednego elementu.

Louis'owego 'kocham Cię’.

~*~

- Dokąd mnie zabierasz tym razem? I dlaczego prywatnym samolotem? - Louis był typem człowieka, którego nie dało się nie kochać. Był uroczy, zabawny, a czasami wredny, lecz i to nie stało na przeszkodzie do darzenia go ogromną sympatią.
- Może dlatego – dłonie Harry'ego prędko odnalazły właściwą drogę i owinęły się wokół talii niższego chłopca. - a może z innego powodu…
- Od kiedy jesteś taki tajemniczy, Styles? - Louis parsknął i spojrzał mu w oczy. Mógł przyrzec, że to najpiękniejsze tęczówki, jakie widział w całym swoim dwudziestokilkuletnim życiu.
- Czy nie byłem zawsze? No wiesz, wtedy, gdy Cię poderwałem.
- Co? No chyba nie mówisz poważnie, to ja to zrobiłem! - zaprotestował starszy, a w odpowiedzi otrzymał głośny śmiech.
- No, jasne, byłem przecież nieśmiałym dzieciakiem, który podkochiwał się w Tobie od pierwszego wejrzenia.
- Serio? To tak jak ja, może z wyjątkiem tego fragmentu o nieśmiałości. - uśmiechnął się, ciągnąc Harry'ego w stronę foteli i sadzając go sobie na kolanach.
- Zawsze byłeś taki głośny, było Cię wszędzie pełno i każdy Cię uwielbiał – rozmarzył się, nieświadomie zakręcając jeden z loczków na swój palec. - W tym ja. No i oczywiście nigdy nie spieprzyłeś żadnej piosenki.
-oCH, Harry. - Tommo zarzucił rękę na jego szyję i delikatnie pocierał jego czułą skórę. - nie mów, że dalej to rozpamiętujesz – urwał i spojrzał przez okno. - tak naprawdę wiele razy czułem, że coś spieprzyłem. - wyznał. - po prostu nigdy o tym nie wspominałem.

Harry patrzył na niego ze zdziwieniem. - dlaczego nigdy nic nie powiedziałeś?

- Bo to niczego by nie zmieniło, Haz. Każdy może się potknąć, jesteśmy tylko ludźmi, prawda?
- Czy to samo można odnieść do tego nieudanego kontraktu z Doncaster Rovers? - spytał niepewnie, siląc się na słaby uśmiech. Nie chciał rozzłościć szatyna. Ani tym bardziej go zasmucić.
-Uhuh..właściwie to tak – odparł poważnie, ale Harry widział, że myślami był daleko stąd.
- Hej, Lou…
- Tak?
- Wiesz, że Cię kocham, prawda?
- Tak, jestem tego w pełni świadomy, Styles. - odgryzł się lekko i oparł głowę o klatkę swojego chłopaka, by usłyszeć serce, bijące tylko dla niego.

~*~

- Paryż, serio? - Louis podniósł walizkę i zszedł po niestabilnych schodkach. Samolot wylądował jakiś czas temu, ale chcąc mieć pewność, że żaden z fanów ich tutaj nie zauważy, potrzebowali odczekać kilkanaście minut i wyjść tylnymi drzwiami lotniska.
- Mówiłem już, że jestem romantyczny? - uśmiechnął się i poprawił kapelusz, który jakieś trzy miesiące temu dostał od swojego chłopaka. - bo jestem, prawda?
- Zwłaszcza, gdy krzyczysz głośno moje imię – zaśmiał się Louis, za co otrzymał lekkiego klapsa w tyłek.
- Hej, a to za co?
- Jesteś niemożliwy.

Paryż, miasto zakochanych, miasto miłości, miasto, w którym spełniają się marzenia. Idealne na podróż poślubną, uroczą randkę, czy romantyczny spacer, całkowicie niepodobne do reszty kraju. Jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Uwielbiane przez Harry'ego i Louisa za niepowtarzalną atmosferę i masę przyjemności.

Miasto zachwyca nie tylko wyjątkowym charakterem, ale i licznymi zabytkami, które po części udało im się zwiedzić w ciągu czterech lat istnienia zespołu. Ale nie tym razem, tym razem Harry wcale nie zabrał Louisa do tego miasta, do ich miasta, po to by oglądać Luwr i dzieła, takie jak Mona Lisa, czy Wenus z Milo. Zabrał go tu w zupełnie innym celu i może Louis jeszcze tego nie wiedział, ale coś na dnie serca mówiło mu, że to nie będzie zwykła, paryska randka, jak za starych, dobrych czasów.

Czarowna moc tego miejsca nie mogła ominąć tej dwójki. Coś było na rzeczy. Bez wątpienia. Nawet Frank Sinatra śpiewał:

“W Paryżu zakochani kochają po swojemu.

To jest piękniejsze od najpiękniejszych dni.

To czyni wiosnę, a wiosna miłość”.

Harry zdecydowanie czuł wiosnę w sercu. Kochał Louisa każdym pojedynczym mięśniem swojego ciała i nie mógł się doczekać, by zrealizować plan B, który cicho „siedział” na dnie jego walizki i oczekiwał na ujawnienie.

~*~

Było dość późno, gdy dojechali pod hotel i Louis naprawdę marzył o tym, by wziąć chłodny prysznic i obejrzeć jeden z odcinków „How I met your mother”, ale jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że Harry ma inne plany na ten wieczór. I nie pomylił się ani trochę. Chwilę po dotarciu do apartamentu, poinformował go, że kolejna niespodzianka jest w drodze i jakkolwiek to brzmiało, Louis nie zadawał już pytań, wiedział, że nie otrzyma odpowiedzi przed czasem, więc nawet nie próbował stawiać oporów. Zdjął ubrania i poszedł do prosto łazienki, za co właściwie Harry był mu naprawdę bardzo wdzięczny.

Miał coś do zrobienia i nie chciał, by jego ukochany mu w tym teraz przeszkodził.
- Mamo? - wyszeptał do słuchawki, najciszej jak tylko potrafił.
- Na litość boską, Harry, mów głośniej – otrzymał odpowiedź i cicho się zaśmiał.
- Mamo, nie mogę, Louis bierze kąpiel, ale wciąż mam ten obsesyjny strach, że wszystko usłyszy i z niespodzianki nici. - wyjaśnił. - jestem podekscytowany!
- Wiem, skarbie, jestem taka szczęśliwa, wszyscy jesteśmy! Przepraszam Cię, że nie możemy być tam teraz z Tobą.
- Niedługo będziemy z powrotem mamo, kocham Was. Życz mi szczęścia, na serio, mamo.
- Harry, jestem pewna, że wszystko pójdzie dobrze. Jesteś dużym chłopcem. Powodzenia, daj znać jak poszło. Kocham Cię.
- I ja kocham Ciebie.

Gdy rozmowa została przerwana, Harry prędko wybrał kolejny numer z nadzieją, że Louis postanowi relaksować się odrobinę dłużej niż zwykle.

- Jay?
- Witaj, Harry, jesteśmy już na miejscu.
- Wspaniale, niedługo będziemy. Louis nie ma o niczym pojęcia.
- Nie trzymaj go tak długo w niepewności, Skarbie. Robi się nerwowy. - zaśmiała się, a Harry jej zawtórował.
- Coś o tym wiem. - odparł w odpowiedzi.
- O czym? - głos Louisa zaskoczył go tak cholernie, że telefon, który trzymał jeszcze przed chwilą w ręce, leżał właśnie na dywanie, oznajmiając zakończone połączenie.
- O tym, jak cudownie pachniesz… - podszedł bliżej i pozwolił sobie przejechać palcem po nagiej i mokrej skórze swojego chłopaka. - ale nie czas na to, moja niespodzianka nie może czekać.

~*~

Gdy weszli do luksusowej restauracji, a małe „och” opuściło usta Louisa, Harry splótł ich dłonie wywołując jeszcze większe zaskoczenie na twarzy chłopaka. Ale nic nie mogło się równać szczęściu, jakie wymalowało się kilkanaście sekund później, gdy usta Jay wypowiedziały coś w stylu 'witaj synku’.

Louis był literalnie zalany łzami, a to wszystko wina jego najcudowniejszego pod słońcem faceta.

- Mamo! Harry! Mamo! - to jedyne, co opuszczało usta Tomlinsona, gdy przytulał kolejno wszystkich członków rodziny. - jesteście tacy okropni – wyznał w żarcie, ocierając łzy i zajmując krzesło, które przygotował dla niego Harry.
- Nam też miło Cię widzieć, Lou – odgryzła się Lottie, a on posłał jej rozbawiony uśmiech.
- Co tu robicie? Cholernie za Wami tęskniłem.
- Twój chłopak myśli w przeciwieństwie do Ciebie – zaśmiała się Fizzy, a Louis zmrużył oczy i posłał jej groźne (udawane) spojrzenie.

Bliźniaczki siedziały cicho, wciąż przyglądając się swojemu bratu, którego nie widziały od bardzo dawna.

- Harry?
- Po prostu pomyślałem, że…będziesz szczęśliwy, chcę abyś był szczęśliwy, Lou – wyjaśnił i poczuł, że coś mokrego zakrywa jego usta.
- Dziękuję.

Kolacja przebiegła pomyślnie, atmosfera nie była napięta, mimo że w takim składzie dawno się nie widzieli. Louis wciąż nie znał głównego powodu tego spotkania, podobnie jak jego rodzina. Gdy jego telefon rozbrzmiał znajomym dźwiękiem, wstał od stołu i przepraszając wszystkich wyszedł na zewnątrz. Harry uśmiechnął się do siebie i przełknął ciężko ślinę.

To miało się teraz stać. Teraz, właśnie teraz.

- Kochani... - zaczął niepewnie, zwracając ich uwagę na siebie. - To nie był jedyny powód, dlaczego Was tu zaprosiłem. - Jay spojrzała na niego zmieszana i odłożyła widelczyk. Pozostałe pięć par oczu również obserwowało każdy jego ruch.
- Harry? Czy to coś złego, dlatego mówisz to, gdy Louis wyszedł? - spytała cicho, a jej wyraz twarzy zdradzał zaniepokojenie.
- Nie, nie! Wszystko jest w jak najlepszym porządku! – wyjaśnił, gestykulując, po czym spojrzał na swojego chłopaka, który za szklanymi drzwiami prowadził z pewnością ciekawą rozmowę – Chcę, aby Louis dowiedział się o tym dopiero za dwadzieścia cztery godziny. Ale najpierw potrzebuję Waszej zgody.

Oczy całej rodziny przechodziły z jednych na drugie, nikt tak naprawdę nie miał pojęcia, co jest grane, dopóki Harry nie wyjął czerwonego pudełeczka w kształcie serca.

- To pierścionek! – pisnęła Lottie.
- Zaręczynowy? - głosik Daisy przywrócił wszystkich na ziemię.
- Tak, zaręczynowy, Skarbie – odpowiedział Harry i delikatnie zmierzwił jej włosy, na co roześmiała się radośnie. - i tu moje pytanie, a raczej prośba, czy nie macie nic przeciwko…

Niestety nie udało mu się dokończyć, bo silne ramiona Jay otuliły go w prawie-matczynym uścisku.

- Tak, Harry, w końcu, zgadzam się, jak najbardziej się zgadzam – usłyszał tylko i poczuł, że ten wieczór nie może być już bardziej idealny.

Gdy napięcie opadło i wszyscy byli w pełni świadomi tego, co się dzieje, Harry poprosił ich o dyskrecję, przynajmniej do jutra, chciał rozegrać wszystko po swojemu, by Louis nie podejrzewał ani jednej rzeczy.

- Z kim on tyle rozmawia? - spytała Fizzy, a Harry roześmiał się dźwięcznie.
- Przepraszam, wkopałem go w to, myślę, że poprosiłem jakiegoś telemarketera Zayna o małą przysługę.
- Nie zrobiłeś tego! - Lottie wybuchnęła śmiechem, a z nią cała rodzina.
- Musiałem sobie radzić! – bronił się Harry, gdy poczuł na swoich ramionach czyjeś dłonie. Odwrócił twarz, a Louis skradł z jego ust mały pocałunek.
- Macie pozdrowienia od Zayna. - oświadczył, zajmując swoje miejsce przy stole, a wszyscy roześmiali się ponownie, wprawiając Louisa w niemałe zakłopotanie.

Tej nocy spali spokojnie. Nie. Poprawka.

Tej nocy Louis spał spokojnie, bo Harry choćby chciał nie mógłby zmrużyć oka, nie potrafił zasnąć, bo wiedział, że kolejny dzień jest decydujący, wiedział, że musi być też idealny, tak, by Louis mógł opowiadać o nim ich dzieciom i wnukom, o ile oczywiście powie 'tak’.

Harry miał nadzieję.

~*~

- Czy to konieczne? Musisz być tam teraz? - jęknął Louis obracając się na brzuch, gdy Harry zakładał spodnie i pakował kilka rzeczy do torby.
- Hej, nie marudź – odparł spokojnie, zapinając guziki koszuli i poprawiając włosy. - nie wiem, czego chcą ode mnie w Paryżu, ale umowa to umowa, nie mogę nie pójść.
- Może pojadę z Tobą, co? - zaproponował Louis, ale jego oczy definitywnie prosiły o więcej snu.
- Prześpij się jeszcze – Harry cmoknął go w usta i ruszył w stronę drzwi. - ah, widzimy się o 18 w naszym miejscu – wrócił po jeszcze jednego całusa i pomachał na „do widzenia”. Louis położył głowę na poduszce i zasnął, przecież do wieczora tak wiele czasu.

Harry był innego zdania. Musiał jeszcze odebrać kwiaty, założyć garnitur i sprawdzić, czy restauracja na jednym z poziomów wieży Eiffla, przygotowała wszystko, jak poprosił. Złapał taksówkę i rzucił się w wir spraw, które miały odmienić jego życie na dobre.

Jeśli tylko wszystko pójdzie zgodnie z planem. (planem B oczywiście!)

Gdy nadszedł wieczór, a Louis znudzony całodniowym siedzeniem w hotelu, dotarł w końcu na miejsce, poczuł, że ten wieczór będzie wyjątkowy. Już długo chciał powiedzieć Harry'emu jak bardzo go kocha, ale teraz był pewien, że to zrobi. Paryż, miasto zakochanych, pomyślał. To nie może być takie trudne. Zjawił się w umówionym miejscu, lecz nie odnalazł nigdzie swojego (jeszcze) chłopaka. Usiadł znużony na ławce i wpatrywał się w przepiękny widok. Kochał to miasto, bardziej niż Nowy Jork, Los Angeles i Sydney. Kochał je, bo to tutaj, Harry zaprosił go na jedną z ch pierwszych oficjalnych randek, jeszcze podczas UAN tour.

- Przepraszam, pan Louis Tomlinson? - usłyszał za swoimi plecami i już chciał się skrzywić na widok fanek, które go rozpoznały, ale coś mu nie pasowało. Po pierwsze przedrostek, a po drugie wygląd kobiety, która poprawnie wypowiedziała jego imię i nazwisko. Skinął głową, oczekując na wyjaśnienie. - pan Harry, prosił aby przekazać, że czeka na trzecim poziomie. - wskazała na wieżę Eiffla i odeszła. Louis zaśmiał się na pomysł swojego chłopaka i ruszył w drogę, by go wreszcie wycałować. (Po prostu już się stęsknił!)

Dzięki Bogu winda, pomyślał Louis, gdy udało mu się niepostrzeżenie wejść do środka. Wcisnął przycisk 3 i cholernie się cieszył, że nikt więcej do niej nie wsiadł. Wiedział, że to się zdarza rzadko, bo w takim mieście, jak Paryż, turystów jest jak mrówek i jeden zły ruch, a jego twarz mogłaby wylądować na okładkach wszystkich francuskich gazet. Kiedy dotarł na najwyższą platformę zdał sobie sprawę, że jest tu…pusto. Było przed godziną dziewiętnastą, a zmrok ogarniał miasto. Idealna pora, by z najwyższego punktu widokowego oglądać miasto, więc dlaczego to miejsce świeciło pustkami. Przez chwilę sądził, że źle zrozumiał słowa kobiety, ale, cholera, mówiła po angielsku!

Z letargu myśli wyrwała go delikatna melodia skrzypiec, odwrócił głowę i zobaczył coś pięknego. I zdecydowanie nie był to widok paryskich światełek (wcale im nie ubliżając!). Nie mógł opanować uśmiechu, który wpłynął na jego usta.
- Harry… - wyszeptał niepewnie, gdy spostrzegł, że chłopak ma na sobie jego ulubiony garnitur, a w dłoniach trzyma bukiet czerwonych róż.
- Louis. - wziął głęboki wdech i podszedł bliżej. - Przez te cztery lata nauczyłem się wiele, nauczyłem się, jak kochać i jak to jest być kochanym, nauczyłem się, że miłość nie wybiera, to po prostu się dzieje tu – wskazał na lewą stronę klatki piersiowej– w naszych serach i możemy starać się to oszukiwać, ale nigdy, przenigdy nie wytrwamy w kłamstwie, nauczyłem się, że prawdziwy przyjaciel to ktoś, kto o Ciebie dba bez względu na to, jak wiele musi zaryzykować, nauczyłem się, że zaufanie to podstawa każdej relacji, nauczyłem się zawierać kompromisy i odróżniać białe pranie od czarnego – zaśmiał się radośnie, a na jego policzki wpłynął rumieniec, gdy dostrzegł w oczach Louisa łzy, więc złapał go delikatnie za rękę i kontynuował. - Jesteś wszystkim, czego potrzebuję i wszystkim, czego pragnę, a także wszystkim, co mam i wszystkim, czego nigdy nikomu nie oddam. Jesteś moim życiem Louis, a bez Ciebie ono nie ma sensu, jesteś melodią mojego serca, moim uśmiechem, pierwszą myślą po otwarciu oczu i ostatnią przed zaśnięciem, jesteś najcudowniejszym facetem w moim życiu i nie wyobrażam sobie, że mogłoby Ciebie zabraknąć. Wiem, zaczynam robić się ckliwy, ale to wszystko, co czuję i cholera, sam nie wiem, jak jeszcze wytrzymuję, by Cię nie pocałować, ale muszę powiedzieć to wszystko zanim to się stanie. Chcę żebyś to wiedział, chcę żebyś wiedział, że nie jesteś beznadziejny, jesteś moją siłą i moim oparciem, dajesz mi wiarę w to, że już zawsze będę szczęśliwy, wiarę w to, że nic nas nie pokona, bo jesteśmy w tym razem, siedzimy w tym razem po uszy, Louis. Tak cholernie Cie kocham, czy Ty... - uklęknął na kolano i wyjął z marynarki czerwone opakowanie. - Wyjdziesz za mnie? -

Nastąpiła cisza, a Louis miał wrażenie, że niebo spada mu na głowę, czuł, jakby był właśnie pijany albo naćpany, ale cholera, to wszystko było prawdą i właśnie się działo i co miał zrobić.

- Pytasz, czy zostanę Twoim mężem, Harry? – jego głos drżał, jak nigdy wcześniej.
-Tak, Louis, pytam czy zostaniesz moim mężem, najcudowniejszym mężem pod słońcem.

I Louis nie mógł inaczej, pociągnął Harry'ego do góry i wpił się gwałtownie w jego usta – nie żeby młodszy tego nie oczekiwał, ale -

- kocham Cię, Harry - objął rękoma jego szyję i pozwolił łzom spływać z jego policzków i cały Paryż mógłby teraz przysiąc, że Harry zastygł z wrażenia.
- Louis...co Ty?
- Kocham Cie, Harry, tak bardzo Cię kocham, przepraszam, że nie mówiłem tego wcześniej, jesteś dla mnie taki dobry, taki wspaniały, a ja wciąż trzymałem to w sobie, nie zrobię tego nigdy więcej, jesteś dla mnie najważniejszy na świecie.
- Czy to znaczy „tak”?
- Tak, Harold, tak! Zostanę Twoim mężem! - radosny okrzyk nie pozostawiał wątpliwości, więc Harry chwycił jego twarz w dłonie i całował go przez kolejne kilka minut.
- Czekaj – przerwał, otworzył pudełeczko i wsunął drobny pierścionek z małym brylancikiem na jego palec. - jest idealny, jak Ty.
- Harry, kocham Cię. - wyszeptał łzawo i odgarnął grzywkę z czoła. - jesteśmy narzeczonymi – zaśmiał się, połykając słone krople. - czy Ty wykupiłeś 1/3 wieży Eiffela?
- Spójrz – wskazał na roztaczający się przed nimi widok. - nie mogłem sobie tego odmówić. Obiecałem Twojej mamie, że to będzie wyjątkowe.
- Moja mama wie o tym?! - pisnął Louis.
- Przypuszczam, że już wszyscy wiedzą, nawet fani.
- Co?
- Kocham Cię, Louis, nigdy o tym nie zapominaj.
- Co napisałeś? - jęknął starszy i wyjął telefon z kieszeni, by sprawdzić Twittera, ale Harry zdążył przejąć urządzenie.

- To było coś w stylu „hasztag kocham Louisa i będziemy mieć ładne dzieci”. - zaśmiał się, czekając na reakcję swojego już-narzeczonego.

- Harold, pytam poważnie, więc odpowiedz.
- Kolacja czeka, chodźmy.

Reszta wieczoru minęła w cudownej atmosferze. Harry uśmiechał się jak idiota, więc Louis także to robił. Siedzieli obok siebie na tarasie widokowym, trzymając mocno splecione dłonie, jakby na znak wkroczenia w nowy rozdział życia. Louis odebrał kilka telefonów i Harry od razu mu to wybaczył, no bo nie codziennie się zaręczasz i nie codziennie Twoja rodzina chce Ci pogratulować.

Tej nocy kochali się ze sobą w każdy możliwy sposób. Co jakiś czas zmieniali pozycje, sprawiając sobie nawzajem wiele przyjemności. Louis wyciągnął z dnia zaręczyn dwie lekcje.

Pierwsza mówiła o tym, że nie warto tłumić w sobie uczuć do drugiej osoby. Życie to coś nieprzewidywalnego, coś, co można stracić w każdym momencie, więc dlaczego nie ryzykować nawet dla kilku chwil szczęścia?

Druga – Harry jest beznadziejnym twitterowiczem, ale mimo tego, kocha go najmocniej na świecie.

„ @Harry_Styles: -KNOCK, KNOCK

- Who’s there?
- Marry.
- Marry who?
- Marry me, Louis. #PleaseSayYes”





Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka