Podtytuł: Pijani z miłości
Ostrzeżenie: Nowy Jork, smut, miłość, wyznania.
Najpiękniejsza więź, jaka może zaistnieć między dwojgiem ludzi. Najpiękniejsze uczucie, jakim mogą się obdarować. Uczucie, którego nie łatwo się wyzbyć.
Prawdziwi przyjaciele są ze sobą zawsze, mogą mieszkać na dwóch różnych krańcach świata, a wciąż nimi będą, mogą nie widzieć się kilka lat, ale cały wszechświat skupi się, by znów połączyć ich drogi. Mogą się potknąć, ale nigdy nie upadną. To coś niezniszczalnego, niekończącego się, a przede wszystkim niezastąpionego. Coś jak bratnia dusza, która zrozumie Twój problem zanim otworzysz usta. Coś, jak niewidzialna nić łącząca dwa serca. Przyjaźń.
Louis nie potrzebował nigdy zapewnień Harry'ego. Wiedział od samego początku, od chwili, gdy zostali połączeni w zespół, już wtedy wiedział, że chłopak mocno namiesza w jego poukładanym dotychczas życiu, wiedział, że przyjaźń z młodszym chłopcem będzie największą wygraną i nie pomylił się ani trochę.
Harry był przy nim zawsze. W dobrych i złych chwilach. Wtedy, gdy śmiali się do rozpuku podczas codziennych prób, wtedy, gdy zmarła jego ukochana babcia, gdy płakał przez kolejny tydzień, chcąc zrezygnować z programu, wtedy gdy był na skraju wyczerpania, bo jego ojciec przypomniał sobie o istnieniu syna, a nawet wtedy, gdy Louis wyznał mu, że to coś więcej niż zwykła przyjaźń.
Zawsze.
Harry go kochał, nigdy go nie potępiał, zawsze był jego przyjacielem i wsparciem w najgorszych momentach, partnerem życiowym, kolegą z zespołu, miłością jego życia, a może kiedyś mężem i ojcem ich dzieci.
Louis to wiedział.
~*~
- Myślisz, że to dobry pomysł? - nie brzmiał na przekonanego, gdy męczył się z zapięciem pasów... - no wiesz, to publiczny transport, ktoś może nas rozpoznać – wyjaśnił po chwili, bo Harry spoglądał na niego z zamyśleniem.
- To bez znaczenia – odezwał się gardłowo młodszy i chwycił za metalowe zapięcie – daj, Głuptasie, pomogę Ci – Louis odsunął dłonie, dając tym samym swojemu zaradnemu chłopcu lepszy dostęp.
- Widzisz, mówiłem, nawet w tym jestem beznadziejny – jęknął Lou, a Harry nachylił się po buziaka. - Tutaj? - pisnął starszy w odpowiedzi, ale chwilę później jego wargi zakryło coś równie miękkiego, coś, co uwielbiał najbardziej.
- Nie zamierzam się więcej ukrywać – fuknął Harry po rozłączeniu ich ust i rozłożył się wygodnie w fotelu. Louis przewrócił tylko oczami i spojrzał w okno. Niebo było piękne, jeszcze kilkanaście minut i będą wysoko w chmurach. A to chyba idealny moment, by mówić o tym, co się czuje, prawda?
~*~
- Harry? Harry śpisz? - jego skóra była zimna, gdy Louis złączył ich palce. Młodszy mruknął tylko coś cicho, wciąż nie otwierając oczu. - Haz, Skarbie... chciałem Ci coś powiedzieć.
Styles uniósł powieki, przyzwyczajając się do światła i zlustrował twarz partnera. - Tak?
Louis położył nieświadomie drugą dłoń na kroczu Harry'ego i nachylił się nad jego uchem. - to może poczekać, ale boję się, że… - jego głos zadrżał. - …że nie zdążę Ci tego powiedzieć.
Harry doskonale wiedział, o czym mówi chłopak. Spojrzał na niego z rozkoszną miną i podniósł podłokietnik, umożliwiając Louisowi zbliżenie się do niego.
- Chodź tu, głuptasku – poczuł jak jego brzuch się skręca – nic się nie stanie, jesteśmy tu bezpieczni, wciąż boisz się latać? - szepnął, zgarniając Tomlinsona w swoje objęcia.
- Po prostu nie chcę żebyś myślał, że ja Cię... - przerwał, bo Harry podniósł go wyżej i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Nie myślę tak, jasne? Kocham Cię i wiem, że to jest odwzajemnione - wyszeptał tak, by ludzie dookoła nie mogli usłyszeć.
- Harry?
-Tak, Louis?
- Czy mogę tak jeszcze poleżeć? Bo wiesz... ludzie. – jęknął sennie i potarł zmęczone oczy.
- Nie martw się o nich, śpij.
Louis wtulił się mocniej w jego klatkę piersiową i zasnął po czwartym oddechu. Harry już nie mógł, czuł, że dotyk chłopaka pobudził go zbyt mocno i cholera, jego spodnie ledwo wytrzymywały. A raczej, On ledwo wytrzymywał z bólem narastającym w bokserkach. I znów, cholera, gdy Louis oblizał usta przez sen, Harry mógł sobie obiecać, że przed każdym kolejnym lotem, wypieprzy go tak mocno, by nie czuć tego pożądania, wtedy gdy nie powinien.
Kilka godzin później Tomlinson się przebudził, a młodszy chłopak powitał go promiennym uśmiechem.
- Już myślałem, że nigdy tego nie zrobisz – westchnął, gdy Louis rozkopał się z koca, jakim nakrył go całkiem niedawno.
- Dlaczego jesteś taki czerwony na twarzy? - przejechał dłonią po policzku Harry'ego. - cały gorący.
- Bo tu jest gorąco, Ty jesteś gorący – przygryzł wargę i spojrzał delikatnie na jego usta.
- Harry, pamiętasz, gdzie jesteśmy?
- Cholera, mogłeś mnie nie dotykać, nic na to nie poradzę. - jęknął napalony. - Jestem tak strasznie twardy – wyśpiewał mu do ucha.
Louisowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
- Przyjdź za pięć minut.
- Co?
- Dobrze wiesz, o czym mówię.
- Ale, Louis…
- Będę czekał i ani minuty więcej.
Światła zostały ściemnione chwilę później i Harry poczuł ulgę, przynajmniej po części będzie bezpieczniej dostać się do toalety. Gdy czas minął, wstał z miejsca i wymijając miłą stewardessę zapukał trzy razy w plastikowe drzwi.
- Hasło? - usłyszał głos Louisa i zaśmiał się histerycznie. Chwilę potem był już przyparty do cienkiej ściany, a w jego usta perwersyjnie wpijały się usta szatyna.
- P-przekręć blokadę – wyszeptał, łapiąc oddech, ale Louis go uciszył. Już dawno to zrobił.
- Zrobię Ci dobrze, nic więcej – wyjaśnił, a twarz Harry'ego zmarkotniała.
- Louis, chcę Cię wziąć na tej umywalce, cholera, proszę – jego reakcja wywołała śmiech u Louisa.
- Jak Ty wytrzymasz podczas trasy, co?
- Nie zamierzam! - obronił się. - Wtedy już będą wiedzieć, że jesteśmy razem.
-Co?
- Och, po prostu mnie pocałuj!
Kiedy Louis opadł niżej, Harry wiedział, że musi być cicho, więc zdjął z głowy bandamkę i zawiązał sobie usta. Szatyn powoli rozpiął jego spodnie i spuścił je do kostek, następnie pocałował czule bokserki, czując jak ich zawartość lekko unosi się do góry. Zaczął masować go językiem przez materiał i pozwalając sobie na odrobinę szaleństwa, zerwał je w dół za pomocą ząbków. Nie używając rąk, ocierał policzkami, czołem, nosem o kutasa swojego chłopaka.
- Lou... - materiał chustki stłumił jego słowa.
- Jesteś cholernie niepoprawny, Styles – warknął Tomlinson i pozwolił, by penis Harry'ego wszedł w jego usta. Zasysał go mocno i zdecydowanie. Całował główkę i delikatnie ją ślinił. Oblizał usta, co sprawiło, że Harry prawie pisnął z podniecenia. Po bokach skapywała ślina, gdy Louis przesunął językiem po jego całej długości. Przestał walczyć i po prostu rytmicznie poruszał głową, aż niosący się dźwięk chlapania podrażnił jego bębenki.
-Tylko dobrze – powtórzył Louis przygryzając miejscami jego penisa. - tu jest za mało miejsca – poskarżył się, ale te słowa nie docierały do Harry'ego. Czuł, że chłopak dochodzi, jego palce zacisnęły się mocniej na włosach Tomlinsona, błagając o jeszcze więcej uwagi.
Chwilę potem wystrzelił mocno w jego usta, a Louis przełknął prawie wszystko. Podniósł się z podłogi i odsuwając bandamkę na szyję Harry'ego wpił się w jego usta, dając mu możliwość skosztowania samego siebie.
- Podobało Ci się? - uniósł brwi, a chwilę potem poczuł dłonie wyższego wsuwające się w jego tylną część bokserek. - Harry, zrobimy to w hotelu – zaprotestował Louis, ale chłopak nie dawał za wygraną, zdjął chustkę z siebie i zawiązał starszemu usta.
- Tylko moje palce, chcę Cię rozgrzać przed naszą zabawą w NY – zaśmiał się Harry. - Ale musisz być cicho, te ściany są cienkie – dodał i już mógł usłyszeć zduszony pisk chłopaka.
~*~
- Tu jest pięknie! - głos Louisa rozszedł się po całej taksówce. Kierowca spojrzał na nich sceptycznie, a Harry cicho zachichotał i posłał mu przepraszający uśmiech. Uwielbiał widzieć swojego chłopaka w takim stanie.
- Mam rozumieć, że to ta palcówka Cię tak nastroiła? - mruknął mu do ucha, przez co chłopak spłonął żywym rumieńcem.
- Jesteś okropny! Daleko jeszcze? - cmoknął ustami, a Harry wskazał mu wieżowiec, w którym wynajął pokój.
- Poważnie?!
~*~
- Więc... co dziś robimy? - Louis leżał właśnie nagi na ich wielkim małżeńskim łóżku i zastanawiał się, jakie miał plany Harry, przywożąc go właśnie do Nowego Jorku.
- Na przykład to – odpowiedział chłopak wdrapując się na jego ciało i muskając ustami klatkę piersiową – albo to – zassał jeden z sutków.
- Haz, poważnie – Louis złapał jego głowę w górę – poważnie, co dziś robimy?
- Ha, niespodzianka, ostatnio je polubiłeś, prawda? - pokazał mu język i zniknął w łazience.
Resztę dnia spędzili odpoczywając po podróży, przytulając się i wymieniając pocałunkami. Gdy nadszedł wieczór, Harry chciał wcielić swój plan w życie.
- Dziś chciałbym Cię zabrać w pewne miejsce – oświadczył śmiało i pocałował go w policzek. - Nie masz nic przeciwko, prawda?
Louis zachichotał słodko w odpowiedzi i po raz ostatni utulił Harry'ego, obejmując go w pasie. - przypomnij mi, dlaczego jesteśmy razem. - zażartował, a chłopak uszczypnął go delikatnie.
~*~
- Więc to tak.. - zaśmiał się, Louis, gdy spacerując ulicami NY, mogli trzymać się za ręce. Był już wieczór, ale to miasto nigdy nie śpi, mimo wszystko, czuli się pewnie, a to najważniejsze, bo przecież na co dzień musieli udawać, że są tylko kolegami z zespołu. - dokąd mnie prowadzisz?
- Wiesz..chyba polubiłbym to trzymanie Cię za rękę każdego dnia – zmienił temat Harry i mocniej ścisnął ich palce.
Nie zerwali uścisku przez całą drogę, nikt nie zwracał na nich uwagi, każdy był zajęty sobą, swoimi sprawami, nocnym życiem lub czymkolwiek, co Louisowi nie przyszło jeszcze do głowy. I cholera, polubił to. Londyn, w którym mieszkali też był dużym miastem, ale Nowy Jork dawał im więcej swobody, to nie tak, że nie byli znani na skalę światową, tutaj po prostu miliony ludzi wychodziło na ulice, zaprzątnięci własnymi sprawami i mimo że Tomlinson nie przepadał za tłumem, stwierdził w myślach, że mógłby tu zamieszkać, jeżeli tylko wiązałoby się to z wolnością i byciem z Harrym.
- O czym myślisz? Jesteśmy już niedaleko. – słowa Harry'ego wyrwały go z letargu, poprawił grzywkę i uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Jeśli powiem, że o Tobie, uwierzysz?
- To nie tak, że nie robisz tego codziennie, prawda? - zażartował młodszy i uniósł głowę w górę.
Niebo było bezchmurne, pokryte miliardem świecących z różną intensywnością gwiazd, a księżyc w kształcie rogalika dodawał jakieś pieprzonej magii temu miastu. Harry wiedział, że to jeden z tych idealnych momentów, kiedy przypierasz swojego chłopaka do muru i całujesz do utraty tchu, ale na dziś miał inny plan. Wciąż chciał sprawić, by Louis uwierzył w siebie i w to, że jest cudownym człowiekiem. Dotknął kieszeni swojej marynarki, upewniając się, że jej zawartość nie uległa zmianie i przygryzł wargę. W przeciągu kilku minut dotarli na most brookliński, a oczy Louisa zaświeciły się sto razy mocniej niż najpiękniejsza gwiazda nad nimi.
- Harry – wyszeptał przez łzy, a chłopak przyciągnął go do uścisku.
- Louis – zaczął delikatnie, ale tak naprawdę nie wiedział, co ma powiedzieć, wiele razy układał to w głowie, ale wciąż nie było idealne tak jak sobie wymarzył. - to nie jest przypadkowe miejsce, zabrałem Cię tu, bo... - przerwał, zatapiając się na moment w myślach. - Pamiętasz naszą pierwszą kłótnię? Wtedy, gdy powiedziałem te okropne słowa...
- Ja też nie byłem bez winy, Haz – odparł chłopak zaciskając palce na jego koszuli, jednak Harry go uciszył, więc Louis skinął tylko głową, by kontynuował.
- Wtedy... Wtedy myślałem, że to koniec, tak bardzo się pokłóciliśmy, miałem już te pieprzone osiemnaście lat i dwa lata związku z Tobą, a nagle wszystko się rozsypało, jak domek z kart – przełknął ślinę - przyjechałem tutaj, och, po prostu, nie byłem w Holmes, nie pytaj, dlaczego dopiero teraz Ci o tym mówię, przyjechałem do Nowego Pieprzonego Jorku, by odreagować, chciałem przelecieć jakiegoś faceta, cokolwiek, by sobie ulżyć, ale wtedy przyszedłem na ten most i o Boże, Louis – Harry już nie powstrzymywał łez - chciałem skoczyć – zapadła cisza, a Louis złapał barierkę i spojrzał w dół.
- Harry…
- Nie, Louis, jestem takim kretynem, przez dosłownie ułamek sekundy myślałem o tym, że stanę na ten pieprzony metal i skoczę w dół, bo wtedy wszystko zniknie, prawda? Zniknęłyby moje uczucia, Twoje problemy, nasza miłość. Tak myślałem! – wziął głębszy oddech, wciąż patrząc na księżyc, który połyskiwał w oddali. - Ale wtedy zaczepiła mnie jakaś kobieta, miała na sobie pełno gołębi i cholera, w pierwszym momencie myślałem, że umarłem, chociaż jeszcze nie spadłem w dół. - zaśmiał się. - dotknęła mojego ramienia i posłała mi uśmiech, czekałem na jakieś słowa, ale nic nie odpowiedziała, patrzyła na mnie przez chwilę, a potem po prostu odeszła, gdy się odwróciłem, już jej nie było – tłumaczył, wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę swoich dłoni. Louis to zauważył i zrelaksował go, splatając ich palce.
- Ja po prostu wtedy wszystko zrozumiałem, Louis, zrozumiałem, że kocham Cię ponad wszystko, kocham Cię bardziej niż kocham moje życie, mimo że brzmi to jak paradoks, bo Ty nim jesteś, Ty jesteś moim życiem, Louis, chcę się przy Tobie budzić każdego pieprzonego dnia i nigdy nie chcę Cię stracić, bo jesteś najpiękniejszą częścią mnie – urwał Harry, po czym sięgnął do kieszeni – to nie jest jeszcze to o czym marzę, ale chcę byś go nosił – wskazał na małe pudełeczko.
Oczy Louisa były zalane łzami, naprawdę nie wiedział, co powiedzieć, Harry sprawiał, że słowa opuszczały jego głowę i nie wracały prędko na swoje miejsce. Otworzył prezent i ujrzał pierścionek z wygrawerowaną datą ich pierwszego spotkania.
- Harry, podarowałeś mi już dwa... - uśmiechnął się przez łzy - niedługo braknie mi palców – zażartował, wciąż, ocierając mokre policzki, a Harry zaśmiał się najpiękniejszym dźwiękiem, który był jak melodia dla uszu Louisa.
- Kiedy nadejdzie odpowiedni czas, będziesz mógł zdjąć je wszystkie - powiedział poważnie i mimo że Louis nie potraktował tych słów serio, Harry wiedział, o czym mówi.
Wsunął pierścionek na palec i zachłannie pocałował swojego chłopaka.
- Po prostu chcę żebyś wiedział, że… że jesteś cudownym facetem i..cały świat może mi Ciebie zazdrościć, nigdy w to nie wątp, nigdy nie wątp w siebie. - cmoknął jego policzek i pozwolił Louisowi zatopić się w jego klatce piersiowej.
- Czym sobie na to zasłużyłem? – wyszeptał niezrozumiale Louis, a Harry pokiwał głową i wiedział, że plan B musi zostać jak najszybciej wcielony w życie.
~*~
- Jeszcze jedna kolejka, szefie - Louis skinął do barmana i otrzymał w odpowiedzi uprzejmy uśmiech. Odwrócił się do Harry'ego, który kończył swoją tequillę i pocałował go łapczywie.
- Myślałem, że jesteśmy w miejscu publicznym – jęknął Harry bez trudu odwzajemniając rozkosz. - ale stop, wcale mi to nie przeszkadza – dodał i ścisnął lekko udo swojego podpitego chłopaka.
- Eddie, gdzie nasze drinki? – zaświergotał Lou, a opalony barman podał wcześniej przygotowane napoje.
- Jesteście na Ty? - szepnął mu do ucha Styles, przygryzając lekko jego małżowinę. - niegrzecznie.
Louis się zarumienił i obrócił kilka razy na krześle barowym. Siedzieli teraz w jakimś klubie, a raczej w piątym-klubie-tego-wieczoru i wymieniali się pożądliwymi spojrzeniami. Byli podpici, zmęczeni, ale szczęśliwi, a to liczyło się najmocniej. Stracili rachubę czasu, nie zważając na to kim są i gdzie są, po prostu się bawili, pijani z miłości, przepełnieni uczuciem, które promieniowało od nich na kilometr.
- Myślisz, że możemy? - alkohol wrzał w ich żyłach już dostatecznie mocno, a napięcie pomiędzy tą dwójką rosło w niesamowicie szybkim tempie.
Odpowiedzią na słowa Harry'ego było gardłowe ‘tak’ Louisa i dłonie owijające się wokół jego szyi.
- Chodź, mam pomysł – to były pierwsze z ostatnich grzecznych słów jakie opuściły usta Lou tego wieczoru. Potem wszystko działo się zbyt szybko.
- Cholera, to jakiś żart, czy po prostu kochasz robić to w publicznych toaletach – zaśmiał się Harry, wsuwając dłonie pod koszulkę swojego chłopaka.
- Po prostu mnie do tego zmuszasz, Twój urok osobisty, Styles – parsknął w odpowiedzi i pchnął go do kabiny, która na całe szczęście była o wiele większa niż samolotowa.
- kocham Cię – czuł, że alkohol przejmuje kontrolę, ich oddechy były krótkie, łapczywe, przepełnione zapachem wódki i tytoniu. - po prostu chcę się z Tobą pieprzyć.
Po tym zdaniu Louis przyparł Harry'ego mocno do ścianki i wepchnął swój język głęboko do jego gardła. Całowali się jak szaleni, nie przestając nawet w momencie, gdy ktoś zajął miejsce w sąsiednim przedziale.
- Ktoś tu jest – wydyszał, gdy poczuł, że ręka Hazzy zaciska się na jego kroczu. W odpowiedzi otrzymał tylko warknięcie i chwile potem jego spodnie leżały na ziemi.
- To takie proste, mój chłopcze, jesteś moim chłopcem, prawda, Lou? - zapytał otumaniony, a potem po prostu wziął go do buzi. Nie chciał, by trwało to wiecznie. To miał być po prostu szybki numerek, który mogliby rozwinąć po powrocie do hotelu albo który mógłby się przerodzić w gorący seks. Teraz potrzebowali odskoczni i potrzebowali siebie nawzajem.
- Najpierw wypieprzysz moje usta – muskał wargami uda Louisa, doprowadzając go tym do szaleństwa – a potem wypieprzysz mnie, wsiądziemy w taksówkę, wrócimy do do-hotelu i będziemy robić to w każdym możliwym miejscu, aż nie zaśniemy ze zmęczenia, spoceni i zaspokojeni do granic możliwości, a potem… – urwał, bo starszy wsunął się w jego usta, aż po sam koniec i prędko nie zamierzał ich opuścić.
- Zamknij się i rób, co do Ciebie należy – Louis zdecydowanie dominował i cholera, Harry to lubił, więc zassał jego przyrodzenie tak mocno jak potrafił i pozwolił, by jego straszy chłopak pieprzył jego usta tak doskonale. Gdy czuł, że zaczyna pulsować odepchnął Louisa i wstał z podłogi. Spojrzał w jego zamglone z pożądania oczy i uśmiechnął się pod nosem, po czym pozwolił odwrócić się tyłem.
Tomlinson rozpiął jego pasek i zsunął z nóg spodnie, unosząc jedną stopę Harry'ego na kibelek. Poślinił swoje palce i delikatnie dotknął jego wejścia.
- Nie mamy lubrykantu – zaśmiał się w jego plecy i pozostawił na nich słodkiego całusa.
- Dam radę, po prostu… po prostu to zrób. - jęknął młodszy, prosząc się o dotyk.
Louis nacisnął mocniej na pierścień mięśni i już chwilę potem wsunął swojego palca, nie chciał skrzywdzić Harry'ego, więc starał się być subtelny, ale upojeni alkoholem nie kontrolowali w pełni swoich ruchów. Gdy dodał drugiego, a potem trzeciego palca, wiedział, że jest gotowy. Obrócił Harry'ego przodem do siebie i brutalnie wpił się w jego usta.
- Wypnij się, Skarbie – polecił, a chłopak wykonał prośbę, podpierając się przedniej ściany.
Louis ustawił się za nim i naparł na odpowiednie miejsce, tłumiąc w sobie dźwięk zniecierpliwienia. Harry wyczuł jego potrzebę i nie czekając na ruch starszego, sam nabił się na jego kutasa, zwinnymi jak kotka, ruchami. Louis jęknął, bo cholera, co to było?! Zacisnął ręce na jego biodrach i zaczął rytmicznie poruszać się w jego wnętrzu, zderzając ze sobą ich jądra.
Przez uchylone drzwi dochodziła głośna muzyka z sali klubowej, niedaleko można było usłyszeć całującą się parę, a kilka kroków obok kabiny ktoś robił sobie dobrze.
- Co za popieprzone miasto – zaśmiał się szatyn i podniósł Harry'ego do góry, przypierając jego klatkę piersiową do zimnej ściany. - lubię to robić, gdy stoisz, zwłaszcza, że muszę podnosić się na palcach, by mocno Cię wypieprzyć – syknął mu do ucha i poczuł, że głowa chłopca przekręca się w jego stronę po całusa.
Dłonie Louisa błądziły po brzuchu Harry'ego, spontanicznie unosząc się w górę, by ścisnąć jego sutki, by doprowadzić chłopaka do jeszcze głośniejszego stanu. O ile to było w ogóle możliwe. Harry był głośny. Zawsze. Bez względu na to, jak bardzo się starał, jego pojękiwania było słychać wszędzie. I tak było tym razem, nawet, gdy Louis wsuwając penisa w jego ciasny tyłek, włożył cztery palce do jego wypieprzonej buzi, wciąż jęczał. Kilkanaście ostrych pchnięć później, lokaty już-nie-nastolatek doszedł w swoje dłonie, pozwalając Louisowi spuścić się w jego wnętrzu. Kilkanaście minut później, doprowadzili się do porządku i posyłając Eddiemu krótkie 'do widzenia’ ruszyli ulicą Nowego Jorku, by zdobywać marzenia.
A przynajmniej taksówkę do hotelu, bo to jeszcze nie koniec podróży.
- Plan B – wyszeptał Harry, łącząc ich dłonie i pozwalając aby jego głowa opadła na klatkę Louisa.
- Co?
- Nic, po prostu Cię kocham.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję :)