Jest niedzielny poranek i Louis ma wolne. Siedzi niespokojnie przy kuchennym stole, gdy mama przygotowuje obiad. Pomieszczenie wypełnione jest masą zapachów, rosół i pieczeń, które stanowią nieodłączny element świątecznego jadłospisu są prawie gotowe, a bliźniaczki skaczą dookoła blatu, stawiając zakłady, która zje większą porcję. I to wszystko byłoby cudowne, gdyby nie fakt, że gdzieś w tyle głowy chłopaka przebija się myśl o tym, że Harry będzie dziś zupełnie sam.
No może nie zupełnie sam, mówi jego wewnętrzny głos, przecież niedziele w ośrodku nie są takie złe, ludzie spędzają ze sobą czas, są otwarte drzwi i każdy może Cię odwiedzić. Louis wie, że stara się tylko zagłuszyć niepokój, który leży gdzieś w głębi jego duszy. Niepokój związany z Nickiem, niepokój związany z brakiem zaufania Harry'ego do ludzi, niepokój z powodu tego, że nie ma go tam, by dopilnować aby nastolatek był bezpieczny.
- Jest taki od ponad tygodnia. - mówi Lottie i Louis dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że Jay zadała mu jakieś pytanie.
- Przepraszam, po prostu myślę o pracy. - próbuje się wytłumaczyć, ale mama posyła mu znaczące spojrzenie.
- Pewnie myślisz o tym chłopcu - śmieje się Fizzy - co nie zmienia faktu, że po części to Twoja praca - po czym zajmuje miejsce przy stole i wwierca swe oczy w brata.
- Chłopcu? - głosy Jay i Lottie są tak bardzo zsynchronizowane, że Louis kręci głową w rozbawieniu, oczywiście nie zapomina posłać swojej młodszej siostrze wrednego spojrzenia.
- To nic takiego, ciężki przypadek, staram się mu pomóc. - mówi szorstko, nie chcąc, by ktokolwiek oprócz Fizzy znał jego sekret. To nie tak, że im nie ufa, po prostu nie jest gotowy.
Obiad przebiega w przyjemnej atmosferze i wszelkie troski Louisa uciekają gdzieś w dal, dopóki rozmowy nie przerywa dzwoniący telefon. Z przepraszającym spojrzeniem wychodzi z kuchni, by wcisnąć zieloną słuchawkę. Słyszy Liama chwilę później i już wie, łapiąc kurtkę z wieszaka, że dzisiaj Harry nie będzie sam.
~*~
Wbiega na oddział, machając do Rity przyjaźnie, gdy ta przystawia do skroni wyimaginowany pistolet i oddaje niewidzialny strzał. Liam jest tuż obok i Louis musi zaczerpnąć powietrza, by uspokoić bicie swego serca.
- Stary, wiem, że masz dziś wolne i naprawdę Cię za to przepraszam, ale - urywa, widząc, jak pielęgniarze wynoszą Harry'ego z gabinetu. - ale naprawdę jesteś tu dziś potrzebny.
Serce Louisa zatrzymuje się na moment, gdy jego oczy śledzą dziejące się tuż obok wydarzenia, Harry ma na sobie biały kaftan, zupełnie taki, jaki zakłada się tym wszystkim chorym osobom, które się krzywdzą lub których nie da się uspokoić. Harry także krzyczy, a z jego oczu płyną łzy i Louis nie ma pojęcia, kiedy jego oczy zrobiły się tak mokre.
- Dasz radę? - pyta Payne, a Tomlinson klepie go lekko po ramieniu i kieruje się w stronę sali chłopaka, którego zna, nie chłopaka, którego widział przed chwilą na korytarzu, bo Louis jest pewien, że to są dwie, zupełnie różne osoby.
W środku panuje kompletna cisza, przerywana tylko stłumionym szlochem Harry'ego i chłopak musi naprawdę się postarać, by zamknąć drzwi bezszelestnie. Stawia kroki powoli i spokojnie, by nie przestraszyć leżącego chłopca. Chwyta w dłonie znane już mu krzesełko i siada przy łóżku, obserwując zaciśnięte z bólem powieki Harry'ego. Wsuwa delikatnie dłoń w jego rozburzone loki i to jest ten moment, gdy nastolatek otwiera oczy. Louis może przysiąc, że początkowo ogarnia go panika, ale widząc niebieskie tęczówki wpatrujące się w niego z troską, uspokaja się i łapie kurczowo dżinsową katanę lekarza.
- Hej, jestem tu. - Louis szepcze i wie, że brzmi to głupio, ale nie jest w stanie wymyślić innych słów. - I zostanę tak długo jak tylko potrzebujesz. - pomaga Harry'emu się podnieść, a ten wtula się w jego klatkę piersiową, jakby przy użyciu magicznego przycisku.
- Z-zostaniesz na noc? - stłumiony szloch łagodzi jego zmartwienie i kiwa głową, choć wie, że Harry ma świadomość, iż nie mógłby go teraz zostawić.
- A powiesz mi co się stało? - siada obok i delikatnie pociera jego dłoń. - Naprawdę tego potrzebuje, Harry. I Ty także. - patrzy smutno w okno, gdzie niebo pociemniało, a śnieg staje się prawie niewidoczny.
- Obiecuję, ale zostań. - i to są słowa, których zdecydowanie się nie spodziewa.
~*~
Przebranie się w mundurek lekarski i zatelefonowanie do mamy z wyjaśnieniami, zajmuje Louisowi dobre kilka minut. Początkowo nie jest zadowolona, ale chłopak ma swoje sposoby, by ją udobruchać. Gdy wygrany odkłada słuchawkę, widzi, jak pielęgniarze niosą Nicka na noszach i wychyla się tylko na korytarz, by sprawdzić, co się stało.
Próba samobójcza - tylko tyle mu potrzeba, by zwinąć dwa kubki z herbatą i ruszyć w stronę pokoju Harry'ego.
Tym razem nastolatek jest w nieco lepszym stanie, siedzi w fotelu i przewraca coś niecierpliwie w rękach. Louis jest ogromnie ciekawy nadchodzącej rozmowy, ale jednocześnie zmartwiony, bo naprawdę nie chce naciskać na swojego podopiecznego.
- Zrobiłem nam herbatę.
- Taką jak lubię?
- W rzeczy samej. - posyła Harry'emu uśmiech, a jego twarz rozpromienia się, gdy chwyta w dłonie gorący kubek i przystawia do swojego policzka.
- Lubię jego ciepło - tłumaczy, a Louis wzrusza tylko ramionami, to nie jest pierwsza dziwna rzecz w Harrym, którą mógłby pokochać, gdyby tylko chłopak mu na to pozwolił.
Przez pierwsze pół godziny rozmawiają o drobnostkach, Louis wspomina rodzinny obiad, mówi trochę o siostrach, a Harry słucha uważnie, czerpiąc z każdego słowa niesamowitą radość. Louis wyciąga także coś z kieszeni spodni i Harry nie mógłby być bardziej wzruszony.
- Naprawdę nie musiałeś... - szepcze, spoglądając na malutką obrożę z dzwoneczkiem. Przesuwa palcami po napisie 'Dusty', a jego policzki są cholernie czerwone.
- Chciałem być miły i przy okazji zrobić coś pożytecznego - odpowiada szczerze Louis i chwyta kotkę, by usadzić ją na kolanach Harry'ego. - no dalej, załóż, zobaczymy, czy jej się spodoba.
Harry promienieje, gdy wsuwa odpowiednią zapinkę, a Dusty zeskakuje z jego kolan z cichym dźwiękiem. Śmieją się radośnie, co niestety przerywa pukanie do drzwi. Twarz Harry'ego natychmiast zastyga.
~*~
- Bo to nie jest takie proste! - krzyczy Louis i to jest chyba pierwszy raz, gdy podnosi głos w pracy.
- Louis, wszyscy wiemy, jaki jest Harry. Musisz to z niego wyciągnąć. Nick prawie próbował się zabić, to już nie jest zabawa.
- Sugerujesz, że się bawię? Każdego pieprzonego dnia przez ostatnie tygodnie starałem się do niego dotrzeć i idzie mi zajebiście, podczas gdy jakiś jebany frajer wszystko psuje jednym ruchem!
- Mówiłem Ci, że do niego nie da się dotrzeć! To beznadziejny przypadek, zamordował rodzinę, próbował się zabić i wpadł w alkoholizm. To nie jest coś, co da się uratować.
- Gówno wiesz, Liam. Czytałeś moje raporty? Podejrzewam, że nie, bo gdybyś to zrobił, miałbyś pojęcie o tym, jak duży postęp zrobiliśmy z Harrym. A teraz wychodzę, pójdę "pobawić" się z Harrym, bo przecież tylko to robię odkąd tutaj jestem. - fuka głośno i zatrzaskuje za sobą drzwi. - Gówno wiesz.
Gdy wraca do pokoju chłopaka, jest okropnie roztrzęsiony.
- Coś się stało? - pyta Harry, gryząc nerwowo swoją wargę, gdy Louis siada na podłodze i opiera plecy o ścianę.
- Tak. Nie. - odpowiada cicho i zamyka twarz w dłoniach, nie chcąc, by młodszy widział, jak się załamuje pod wpływem presji. Lokaty nie czeka długo. Siada przed Louisem, siada prawie między jego nogami i chwyta go za ręce.
Louis jest naprawdę rozsądnym człowiekiem i naprawdę wie, gdzie leżą granice, których przekraczać nie wolno, ale w momencie, gdy Harry siedzi tak blisko z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, jego oczy świecą niczym rozpalone gwiazdy, a dłonie masują lekko jego blade knykcie, nie wytrzymuje, przyciąga nastolatka do siebie i gwałtownie wpija się w jego usta, pocałunek nie jest brutalny i ku zdziwieniu Louisa nie jest też łapczywy. Jest delikatny, leniwy i namiętny. Jest taki jak Harry. Idealny.
Kończy się zbyt szybko i Louis zbyt szybko zdaje sobie sprawę, co zrobił. Patrząc na zaskoczone spojrzenie Harry'ego zamyka twarz w dłoniach i wybucha płaczem, co jest co najmniej śmieszne, bo przecież to on jest tutaj lekarzem i to nie on powinien płakać.
- Aż tak źle całuje? - pyta Harry i Louis ponownie wybucha, ale tym razem gromkim śmiechem, gdy chłopiec układa się na jego klatce piersiowej i delikatnie całuje jego dłoń.
- Jesteś wyjątkowy, wiesz o tym, prawda? - szepcze starszy, wciąż nie mogąc uspokoić bicia swego serca. - Ale przepraszam, że to zrobiłem, po prostu... - próbuje wytłumaczyć, mając świadomość, że tak naprawdę nie posiada solidnych argumentów.
Harry milczy przez kolejne kilka minut i Louis nie ma pojęcia, co powinien teraz zrobić. Czuje, że jego ręce są mokre, a ciało drży, lecz wciąż jest tu z Harrym i póki tak się dzieje, jest w stanie przetrwać każdą niedogodność. W momencie, gdy chce się odezwać, chłopiec przykłada palec do jego warg jakby w uciszającym geście.
- Nie mów nic, tak jest idealnie. - słyszy i cóż, nie mógłby się nie zgodzić.
To nie jest prosta gra i Louis ma tego świadomość, ma także świadomość, iż Harry to wie, i to wszystko jest tak cholernie skomplikowane, a kiedy wplątują się także emocje, jest tylko jeden sposób, by się przekonać czy warto. Spędzają w tej pozycji kolejną godzinę, milcząc i rozkoszując się swoją obecnością, Harry wydaje z siebie co jakiś czas niezidentyfikowane pomruki, a Louis stara się upchać całe analizowanie tej sytuacji gdzieś na tył głowy, przynajmniej na jakiś czas. Wie, że nie może teraz tego roztrząsać. Nie teraz, gdy nastolatek ma większe problemy, niż jeden pocałunek, jakim obdarował go znajomy lekarz. A przynajmniej tak myśli.
- Harry... - odzywa się wreszcie, przełamując ciszę - naprawdę musimy porozmawiać. - chłopiec podnosi głowę i kiwa smutno, podnosząc się z miejsca i zajmując odległy od miejsca w którym siedzi Louis, fotel.
Tomlinson jest zmieszany, czuje jakby coś zepsuł, utracił, ale stara się zagryźć wargę i zignorować to męczące uczucie post miłosnego głodu. Zamyka oczy i mówi sobie, że da radę. Chwilę potem, czuje, że Harry zaczyna budować swój mur od nowa, i nie może uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Powinien był wiedzieć, powinien był być przygotowany. Cóż, nie był.
- Obiecałem Ci, że porozmawiamy, więc...w porządku. Dotrzymuję słowa, więc nie musisz być taki zmartwiony.
- Nie, to nie to... - odpowiada bezmyślnie, a Harry wpatruje się w niego z zaciekawieniem. - Wrócimy do tego... kiedyś.
- Chciałbyś...no wiesz...zacząć? Dawno z nikim nie rozmawiałem... - spuszcza wzrok, a serce Louisa roztapia się po raz kolejny tego wieczoru.
- W porządku. To w porządku, Harry. Wiem, że nie czujesz się komfortowo z wyjawianiem sekretów obcym osobom, ale ja naprawdę tu jestem dla Ciebie... - mówi głośno i sam nie wie, dlaczego brzmi to jak deklaracja, ale bardzo chce, by Harry odebrał to w ten sposób, bo deklaracje są ważne i szczere, i miłe, a Harry naprawdę lubi miłe rzeczy, i Louis chce, by jego słowa były jedną z nich.
- Nie, to także w porządku, Louis. - szepcze ciepło i lekarz zauważa, że ponownie obraca jakiś przedmiot w rękach. - Po prostu nie wiem od czego zacząć... czy możesz usiąść bliżej? Czułbym się... bezpieczniej.
Louis nie zastanawia się ani przez chwilę, zajmuje białe krzesełko tuż przy boku Harry'ego, gdy ten odnajduje jego dłoń i splata ich palce ze sobą.
- Czy to...czy to też jest w porządku? - pyta nieśmiało, a Louis posyła mu uśmiech, upewniając go w tym, że sprawy mają się dobrze. - Masz..jakieś pytania, czy...
Louis śmieje się cicho, pocierając kciukiem po wewnętrznej stronie dłoni nastolatka i jest pewien, że może odczytać w jego oczach przerażenie.
- Właściwie to jedno, ale nie bój się, w porządku? Jeżeli coś Cię przerasta, po prostu przerwij temat, zgoda? - Harry kiwa głową, więc Louis odbiera to jako 'tak'. - Powiesz mi o co chodzi z tymi lakierami?
Styles marszczy czoło, ale potrzebuje zaledwie kilku dodatkowych sekund, by zrozumieć aluzję lekarza. Chce zabrać swoją dłoń, jednak Louis mu to uniemożliwia.
- Hej, nie powiedziałem, że tego nie lubię. - broni się, ale Harry nawet na niego nie patrzy. Jest zażenowany i czerwony, i Louis uważa, że to naprawdę urocze. - Hej, spójrz na mnie, Haz. Obiecuję, że odpowiem na jedno Twoje pytanie, jeżeli przetrwasz ze mną ten wieczór w szczerości? Hm?
- One sprawiają, że czuję się miły i ładny, i dobry... - odpowiada krótko, a serce Louisa pęka.
- Harry, wiesz, że jesteś bardzo... - gryzie się w język nim słowa mogą opuścić jego usta, ale układa drugą dłoń na policzku chłopca i przekręca jego twarz w swoją stronę. - Dlaczego uważasz, że jesteś nieładny? To absurdalne!
Harry uśmiecha się na jego komplement, ale po chwili gaśnie niczym świeca, której już nikt nie potrzebuje.
- Dlaczego tak uważasz? Czy..chciałbyś mi o tym opowiedzieć? - pyta grzecznie Tomlinson, umacniając ich uścisk, by dodać mu otuchy.
- To naprawdę długa historia, Lou...
- Myślę, że mamy całą noc, nie jesteś senny, prawda?
- Nie, gdy jesteś tu ze mną.
Louis jest widocznie zadowolony z tej odpowiedzi i nie może zrobić nic, by ukryć pojawiające się wypieki na swoich policzkach. Harry bez problemu to zauważa.
- Czy ta oferta z jednym pytaniem jest aktualna?
- Podejrzewam, że już się z tego nie wyplącze. - śmieje się Louis, a Harry cicho mu wtóruje.
- Właściwie to masz rację. - mówi spokojnie, po czym łapie głęboki oddech. - Miałem dziesięć lat, gdy zrobił to po raz pierwszy... - łzy napływają do jego oczu, a dolna warga drży bardziej niż Louis się spodziewał, bo cholera w aktach nie było ani słowa o tym, że ktoś zrobił coś jemu, wręcz przeciwnie. - nie chciałem go wpuścić do Gemmy, więc wziął mnie...ja naprawdę nie chciałem, by ją znów bił...przynajmniej wtedy tak myślałem...myślałem, że to robi...że tylko to.
Louis nie może oddychać, przeciera dłonią czoło i stara się poukładać myśli, wie, że to dopiero początek, a już ma ochotę zwymiotować na myśl o tym, co Harry zamierza mu jeszcze wyjawić. Widzi, jak chłopak wbija swoje paznokcie w wewnętrzną stronę drugiej dłoni i natychmiast pomaga mu przestać, posyłając smutny uśmiech. Nie nalega, nie mówi nic, czeka, aż ten zbierze siły i postanowi powalczyć dalej.
- On... nigdy go nie lubiłem, wiesz? Nie wiem, co moja matka w nim widziała... może to dlatego, że zawsze przy nas udawał dobrego ojczulka... To nie jest mój prawdziwy tata. - broni się Harry - Des mieszka w Ameryce i rozszedł się z Anne, gdy miałem siedem lat. Potem poznała tego... nie szanował nas. Tak, robił to tylko, gdy mama była w pokoju, ale gdy wychodziła do pracy lub na zakupy, zmieniał się w potwora. Nie wierzę, że nie zauważyła poobijanego ciała Gemmy. Musiała to widzieć, Louis! Nikt nie jest na tyle głupi, by wierzyć dziecku, że zadało sobie takie rany! - Harry płacze, a Louis płacze razem z nim, nawet nie próbując się powstrzymywać. Ich dłonie są złączone, młodszy opiera swoją głowę o ramie Louisa i cicho szlocha. Louis wie, że to nie jest koniec historii.
- Czy...Gemma powiedziała Ci kiedyś o tym? - pyta niepewnie, nie chcąc wyprowadzić go z równowagi. Chłopiec tylko macha głową na boki.
- Ona nie wiedziała, dlaczego przestał ją... widziałem jej wyraz twarzy po tej nocy, gdy spędził ją w moim...pokoju, widziałem wymalowane zdziwienie, ale i radość...nie mogłem jej odebrać tego, była taka mała...
- Ty również, Harry! - Louis próbuje protestować, ale wie, że to bezsensowne. Nie jest w stanie cofnąć czasu. Nie jest w stanie naprawić świata. Ale wie, że jest w stanie naprawić świat Harry'ego. I to ma zamiar uczynić. Wkrótce.
- Wtedy o tym tak nie myślałem, Louis, chciałem żeby była szczęśliwa i nie musiała zakrywać tych siniaków w szkole... ja zawsze mogłem wytłumaczyć się bójką z kolegami... na początku nie był brutalny...czasami był miły, ale gdy mama zaczęła wyjeżdżać na delegacje... - Louis nie wytrzymuje, podnosi Harry'ego z fotela i zajmuje jego miejsce, sadzając go sobie na kolanach. Kołysze ich delikatnie w rytm kropel deszczu, które od jakiegoś czasu obijają się o zakratowane okna. Pociera dłońmi zmarznięte plecy Harry'ego i chwyta koc, okrywając ich obu. Harry jest mu naprawdę wdzięczny, wtula się w jego klatkę, pozwalając łzom zniknąć.
- Wszystko dobrze? Nie musimy kontynuować jeżeli nie czujesz się na siłach... - głos Louisa jest zatroskany i cieplejszy. Przy Harrym wszystko jest inne. W lepszym tego słowa znaczeniu.
- Ja.,. ja ich nie zabiłem, Louis. - jego palce zaciskają się na uniformie lekarza i Louis nie ma zielonego pojęcia, co teraz dzieje się w jego głowie, a przede wszystkim w sercu, ale wie, że z biegiem czasu, uda im się wszystko poukładać, bo są w tym razem. Harry nie jest już zupełnie sam.
Jego klatka piersiowa może nie jest najwygodniejszym miejscem na świecie, jednak wydaje się, że Harry sądzi inaczej. Milczą przez kolejny kwadrans, a Louis daje tym samym sobie, a przede wszystkim Harry'emu, czas na ochłonięcie.
- Jestem z Ciebie dumny, wiesz? - mówi wreszcie, gdy nastolatek rysuje kółka na jego piersi. - Cholernie dumny i usatysfakcjonowany, i szczęśliwy. Cóż, może nie z tej części...wiesz, ale szczęśliwy, że mi ufasz.
Oczy Harry'ego świecą się łzami.
- Tylko nie płacz, te oczy nie zostały stworzone do smutku. - dodaje po chwili, rezygnując z jakichkolwiek zasad.
- Przepraszam, że...nie byłem w stanie tego...dokończyć...kiedyś...kiedyś to zrobię, Lou, obiecuję, tylko nie bądź zły na mnie! - zamyka twarz w dłoniach, ale doktor jest szybki, ujmuje go ciasno w swoje ramiona szepcząc, jak świetnie się spisał dzisiejszej nocy.
~*~
Mijają godziny, a bujany fotel wciąż jest okupowany przez dwa ciała. Louis nie śpi, Harry mruczy coś cicho, ale jest to zbyt piękne, by jednym ruchem móc to zniszczyć.
- Mam do Ciebie prośbę... - głos Harry'ego przebija się przez cierpką ciszę, gdy wreszcie słowa otrzymują moc. Louis siedzi zaciekawiony, a jego dłoń ląduje ponownie na plecach Harry'ego, gdzie pociera je delikatnie. - To jest moja córka...czy mógłbyś...sprawdzić czy z nią wszystko w porządku? - jego głos jest nieśmiały, gdy podaje Louisowi zdjęcie noworodka, a umysł starszego jest w pieprzonym nieładzie.
-C-córka? - pyta niesamowicie zaskoczony, a jednocześnie zraniony, jeżeli w ogóle ma do tego prawo, bo przecież Harry nie jest jego, nie był i prawdopodobnie...
- To...to zrobił mi ojciec, to znaczy... ten mężczyzna - urywa - gdy dowiedział się, że jestem..."pedałem". - gryzie wargę, by nie wybuchnąć płaczem. Cóż za ironia, myśli Louis.
- To zrobił?
- Kazał mi przespać się z tą laską na jego oczach, ona zaszła...ja tego nie planowałem... Rosie powinna mieć teraz trzy latka...bardzo chciałbym wiedzieć, co u niej...czy to złe? - spuszcza wzrok z zażenowania. - Tylko Tobie ufam.
- Harry, jak długo tu jesteś?
- Prawie tyle samo...
Louis milczy przez chwilę, po czym przeciera oczy w zmartwieniu.
- Zrobię to, Harry. Sprawdzę, jak się ma. Masz moje słowo.
- Lou?
- Tak?
- Co z moim pytaniem do Ciebie?
- No tak, nigdy nie zapominasz, co? - trąca go delikatnie w nosek. - Jest Twoje.
- Czy...byłeś kiedyś.. zakochany?
Louis uśmiecha się ciepło i gładzi jego loki, po czym próbuje zdusić to szalone uczucie w dole brzucha, bo cholera, jest, właśnie teraz jest zakochany.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję :)