Rozdział 4. - Green tea


Link do masterposta: KLIK

Kiedy Louis puka w ciemnobrązowe drzwi, gula w jego gardle rośnie do maksymalnych rozmiarów. Nerwowo ściska w dłoniach zdjęcie noworodka, które Harry wsunął do jego kieszeni zeszłej nocy i patrzy na zepsuty numerek, z którego siódemka leniwie zwisa poza obręb przeznaczonego miejsca. Przeklina w myślach swoją dobroć, ale chwile później jego oczom ukazuje się brunetka z ostrym makijażem. I tak jakby traci całą pewność siebie.

- Cześć - mruczy niewyraźnie i dziewczyna już ma zamknąć drzwi, gdy Louis blokuje je nogą.- Przyszedłem porozmawiać. - tłumaczy, a ona bawi się niespokojnie kosmykiem swoich włosów.

- Crack, hasz, koka, a może chcesz zapalić blanta? 

- Co? - chłopak marszczy brwi w konsternacji i kręci głową na boki. - słuchaj, przysłał mnie tu przyjaciel, potrzebuję zobaczyć się z Debbie.

- Co z tego będę miała?

Louis nie waha się ani chwili, to nie tak, że doświadczył praw funkcjonujących w dzielnicach biedoty, ale może kiedyś widział kilka dokumentów na ten temat, więc wyciąga portfel i wręcza nastolatce odpowiedni, jak sądzi, banknot. Ta uśmiecha się cwaniacko, zabiera pieniądze i wciąga go do środka. To nie tak, że Louis oczekuje luksusów, ale słowo bałagan byłoby tutaj małym nieodpowiedzeniem. Śledzi oczami wnętrze mieszkania i zauważa kilka obruszonych na ścianie zdjęć, jakieś pamiątki i ogrom ubrań, wiszący na oparciach krzeseł. Podłoga świeci brudem i Louis przez chwile ma ochotę wyjść i nigdy nie wrócić, ale przypomina sobie, że jest tutaj dla Harry'ego, a to liczy się najbardziej. 

- Chciałeś ze mną rozmawiać? - słyszy głos za swoimi plecami i obraca się gwałtownie, zauważając, że dziewczyna mówiąca w jego kierunku, jest przynajmniej w szóstym miesiącu ciąży. Przygryza wargę i zastanawia się, czy Harry czasami nie pomieszał faktów.

- Tak, właściwie to przyszedłem w imieniu Ha... - nie udaje mu się dokończyć, bo mała, kilkuletnia dziewczynka, chwyta nogi swojej mamy i zerka na niego zaciekawiona.

Louis nie potrafi się nie uśmiechnąć. 

- Cześć, Ty musisz być Rosie - kuca obok niej i podaje rękę w ramach powitania. Dziecko natychmiast odwzajemnia gest, ale jego matka odsuwa je na znaczną odległość.

- Kim jesteś i czego chcesz? - pyta agresywnie i Louis musi się podnieść, i ustawić dłonie w obronnym geście.

- Harry prosił żebym sprawdził, co u Was. - mówi i ma wrażenie, że dziewczyna gotuje się ze złości.

- Jesteś jego chłopakiem?

- Ja...

- Cóż, nie odpowiadaj. - warczy i zajmuje kanapę, kładąc dłonie na swoim okrągłym brzuszku. - Tak naprawdę nigdy nie pociągały go laski. Czego chcesz?

- Słuchaj - Louis siada obok, a mała dziewczynka przynosi bajkę i pokazuje mu swoje ulubione postaci. - Harry naprawdę chciałby tu być, ale nie może. Może nie dbasz o niego, ale to wciąż jego dziecko. - dodaje szeptem, by nie zgarnąć uwagi dziecka.

- Po pierwsze, mówimy do niej Rose, po drugie, skąd masz pewność, że jest tego Twojego Harry'ego? - fuka, a chłopak podejmuje się ostatecznego kroku i wyciąga zdjęcie noworodka ze swojej kieszeni.

Przez kilka minut panuje cisza, przerywana tylko przez chichoty dziewczynki i dobiegający z drugiego pomieszczenia dźwięk telewizora. Louis naprawdę nie wie, co ma zrobić, nigdy nie był w takiej sytuacji, nigdy nie czuł się tak odpowiedzialny za coś, co nie należało do niego i nigdy wcześniej nie czuł tak silnej potrzeby rozmowy z Harrym.

- Gdzie on jest? - kobieta oddaje mu zdjęcie i patrzy przez okno, odpalając papierosa.

- W zakładzie psychiatrycznym, oddział dla...

- Nie mów. I tak nie przyjdę.

- Harry naprawdę, by to docenił. - mówi szczerze Louis i wie, że ma rację. - Myślę, że on tego potrzebuje.

- Słuchaj, doktorku. Nie wiem, ile Was łączy, ale widzisz tą małą? Ona spędziła swoje ostatnie trzy lata bez obecności ojca. Myślisz, że mogę to tak po prostu zburzyć?

- Zmiany na lepsze są jak przejażdżka na rollercoasterze, najpierw Ci niedobrze, ale potem zdajesz sobie sprawę, że to była zajebista decyzja. Nie sądzisz, że on ma do tego prawo?

- Gdzie kurwa był w takim razie, gdy się urodziła i stawiała swoje pierwsze kroki, i poszła na pierwsze badania, i... - dziewczyna widocznie się załamuje, a duży brzuch nie daje komfortu w podnoszeniu się z miejsca.

Spojrzenie Louisa mówi wszystko i Debbie musi zerknąć jeszcze raz, by się upewnić, że ojciec jej dziecka spędził ostatnie kilka lat w zamknięciu. - Co zrobił?

- Jeżeli łamanie tajemnicy lekarskiej ma Ci pomóc, to według akt zamordował swoją rodzinę, próbował się zabić, dwukrotnie, pił i był dziwką.

- I myślisz, że po tym, jak mi to powiedziałeś, pozwolę mu zobaczyć się z Rose?

- Zarówno ja, jak i Ty wiemy, że te rzeczy nie są prawdą. Czyż nie? Mogę wyczytać to z Twoich oczu.

- Faktycznie, to o dziwce do niego nie pasuje. - szepcze, a Louis czuje, że osiągnął choć odrobinę sukcesu w tej zagmatwanej sytuacji.

Podnosi się z miejsca i przesuwa ręką po włosach dziewczynki, są długie i zakręcone, zupełnie jak Harry'ego. - Jeszcze się zobaczymy, w porządku? - mała kiwa głową w odpowiedzi, zbyt senna, by zadawać jakieś pytania.

- Przyjdź jutro, odwiedziny zaczynają się o czternastej. - mówi i podaje kobiecie wizytówkę. - Gdyby coś tu masz adres i numer kontaktowy. To naprawdę ważne. - patrzy na nią, ale wie, że nie dostanie teraz odpowiedzi, mimo wszystko wychodzi z mieszkania, zadowolony z dwóch rzeczy, pierwsza -będzie mógł powiedzieć Harry'emu jak cudowną ma córeczkę, druga - Harry niedługo pozna ją osobiście.

I to daje mu dziwną siłę na przetrwanie podróży do ośrodka, Nawet jeśli na drodze panują korki, a krople deszczu uderzają o przednią szybę, BBC Radio One, nadal gra dobre kawałki.

~*~

Włosy Louisa pozostają w nieładzie, są lekko przemoczone, ale wciąż urocze. Przynajmniej tak myśli Harry, widząc, jak chłopak wchodzi do jego pokoju z dwoma, pasującymi do siebie kubkami.

- Od kiedy stałeś się taki sentymentalny? - mruczy i przytula się do lekarza na powitanie.

- Nie chcesz znać odpowiedzi. - żartuje Louis i odwzajemnia uścisk. Nie trwa on jednak zbyt długo, bo przecież jest to miejsce, gdzie pewne zasady muszą być przestrzegane. Przynajmniej w porze dnia.

Piją herbatę, śmieją się i rozmawiają na wiele tematów, ale wciąż ten jeden - najważniejszy - tkwi ukryty, jakby czekając na pobudkę. Louis nie wie, od czego zacząć, nie chcąc rozbudzać w chłopcu nadziei, którą właściwie sam się nasycił, natomiast Harry nie chce ponaglać chłopaka.

Gdy nadchodzi pora odpoczynku, Harry układa się na łóżku, a Louis delikatnie gładzi jego włosy, stojąc tuż obok.

- Byłem tam, Hazz. - szepcze, gryząc wargi i ma wrażenie, że jest w stanie usłyszeć bicie serca Harry'ego.

Chłopiec milczy, lustruje jedynie jego postawę, czekając na więcej informacji.

- Jest śliczna, ma Twoje włosy i oczy, i wydaje się być mądrą dziewczynką.- mówi na jednym tchu, a nastolatek podnosi się do pozycji siedzącej, nie mogąc opanować ciepła, które rozprzestrzenia się po jego ciele.

- Ma trzy latka? - pyta zachrypniętym głosem i Louis siada obok niego, stykając ich uda ze sobą.

- Tak, tak sądzę. Jest naprawdę wysoka, chyba po Tobie. - uśmiecha się i Harry to podziela.

Trwają przez moment w zamyśleniu, gdy pan doktor wygrzebuje z kieszeni zmięte zdjęcie.

- Przepraszam, że w takim stanie, nigdy niczego nie kradłem, starałem się być dyskretny - śmieje się, a oczy Harry'ego rozszerzają się do granic możliwości i Louis nie jest pewien, czy z powodu fotografii dziecka, czy czynu, jakiego dokonał, by ją zdobyć.

- U-ukradłeś to dla mnie? - pyta wzruszony, zarzucając swoje ręce na jego szyje. Kosmyki włosów Harry'ego łaskoczą Louisa po szyi, ale nic nie mówi. To nie tak, że to uwielbia.

- Właściwie to pożyczyłem, ale...chciałem żebyś wiedział, jak wygląda. Nie jestem pewien, czy Debbie zdecyduje się przyjść, przykro mi, naprawdę się starałem. - mówi smutno, ale chłopiec przytula go mocniej i Louis wie, że jest w porządku, bo zrobił to wszystko dla niego i Harry naprawdę to docenia.

Następnego dnia.
______________

- Co Cię łączy z Harrym?

- Co masz na myśli? - Louis prycha, wyciągając pędzelek z ust. Zayn pozwala mu pomalować część ściany, jakimiś bazgrołami, choć Malik nienawidzi, gdy Louis nazywa to właśnie w ten sposób. Kreatywna twórczość to po prostu sztuka. Tak, tak sądzi.

- Och, no przestań. To, że jesteś moim lekarzem psychiatrą, nie znaczy, że nie potrafię Cię przejrzeć. - śmieje się Zayn, widząc jak policzki Louisa nabierają koloru.

- Zupełnie nie wiem, o czym mówisz.

Mulat odkłada paletę i siada na podłodze, zaciągając się zapachem kadzidełek, jakie pan doktor dla niego przemycił. Może nie jest wzorowym lekarzem, ale na pewno takim, którego pacjenci darzą sympatią. Cóż, jego po prostu nie da się nie kochać.

- Te maślane oczy, roztargnienie, wczoraj spytałeś mnie trzy razy, ile tu siedzę, a dzisiaj nasypałeś soli do mojej herbaty.

- Co? Dlaczego nie powiedziałeś? - oburza się.

- To było inne, ale dobre.

- Jesteś pieprznięty, Zayn! - śmieje się głośno, trącając go w ramię i zajmując miejsce obok.

Siedzą przez chwilę, obserwując to, co stworzyli, napawając się dumą, a przynajmniej poczuciem, że czas, który mieli dla siebie przeznaczony, spędzili w niesamowity sposób.

- Może nie jestem tak utalentowany jak Ty, ale mój ptak wygląda dobrze!

- Och, myślę, że Harry powinien to ocenić! - żartuje Zayn, rzucając mu aluzję, ale Louis stara się nie dać wyprowadzić z równowagi.

- Jesteś głupi.

- No tak, to było przykre, panie Tomlinson, uraziłeś mnie cholernie. - wybucha śmiechem, a Louis nalewa sobie odrobinę zapachowego olejku na dłonie i smaruje nim twarz Zayna dopóki ten nie błaga o wybaczenie.

Kiedy czas wizyty dobiega końca, a Louis jest już jedną nogą na korytarzu, Zayn rzuca w niego papierowym samolocikiem. Tomlinson łapie go i macha swojemu podopiecznemu na pożegnanie. Przewraca przedmiot w rękach, gdy zauważa drobny napis. "Wiem, że go pragniesz. Zaryzykuj."

Jesteś naprawdę głupi, Zayn, myśli rozbawiony, ale gdzieś w głębi serca wie, że chłopak ma rację.

Pozostaje mu jeszcze pięć drzwi do tych właściwych, ostatecznych, na które czeka od samego rana, gdy Rita woła go do siebie.

- Dzwoniła pewna kobieta, Debbie Adams, prosiła żeby przekazać Ci, że będzie o piętnastej.

Louis uśmiecha się w odpowiedzi i dziękuje radośnie, a gdy dziewczyna pyta, czy to coś dobrego, pan doktor całuje jej policzek i ucieka rzucić się w wir pracy, im szybciej przetrwa kolejne sesje, tym szybciej znajdzie się u Harry'ego i będzie mógł przekazać mu tę wspaniałą nowinę.

~*~

- Bycie singielką wcale nie oznacza, że nie jesteś wartościową osobą! - Louis powtarza to jedno zdanie od jakichś dziesięciu minut, ale Taylor wydaje się w ogóle nie słuchać. Siedzi zawinięta w ogromny puchowy koc i przewraca tylko oczami.

- Ty nie rozumiesz, Oni wszyscy łamią mi serce! Raz, był taki Jake, próbowałam się zabić, bo obiecał, że będziemy razem forever. Czy on w ogóle wie co to znaczy? FOR EVER, na zawsze, frajerze! Mam na myśli, On jest frajerem, nie Ty, oczywiście, nie pan, nie Ty Louis, właściwie - przekręca głowę w bok i wpatruje się w jego zmęczoną twarz - byłbyś świetnym facetem dla każdej laski, gdyby nie to, że jesteś gejem. - mówi spokojnie, po czym mocno wzdycha, Louis naprawdę nie ma pojęcia dlaczego.

Właściwie, Louis siedzi nieruchomo przez kolejne kilka minut, bo do cholery co tu się właśnie stało?

- Dlaczego uważasz, że jestem gejem? - pyta zaintrygowany, a Taylor ponownie przewraca oczami.

- To oczywiste, nawet nie próbuj zaprzeczać. Masz ochotę opowiedzieć mi o swoich uczuciach? - łapie w dłonie notatnik i siada bliżej niego. - Mam na myśli... nie z imienia i nazwiska, ale ogólnie... potrzebuje materiał na piosenkę - uśmiecha się szczerze i Louis analizuje to przez chwilę w głowie.

- Właściwie czemu nie?

- Tak myślałam - śmieje się dziewczyna, ale Louis nie pyta. Chyba nie chce wiedzieć. - Może opowiesz mi... no wiesz...co czujesz?

Chłopak uśmiecha się i skina głową. Dobre kilka minut zajmuje mu zebranie myśli, po czym wreszcie się odzywa.

- To dziwne, prawda?

Taylor ponownie przekręca oczami. - mówisz czy nie?

- Czuję, że jest jedyną osobą na świecie, która mnie rozumie - mówi chłopak. - To nie tak, że nie mam dobrego kontaktu z rodziną czy znajomymi, On jest inny, sprawia, że jestem silniejszy, daje mi energię, jakiej wcześniej nie czułem. Nie znamy się długo, ale to coś jak... jedność dusz? Wiem, to śmieszne, ale...

- Nie, to cudowne. - przerywa mu dziewczyna, a Louis zauważa, że ma łzy w oczach. Siada bliżej niej i posyła pytające spojrzenie.

- Coś nie tak? Mogę przestać...

- Nie, to po prostu... chciałabym żeby jakiś facet mówił o mnie w ten sposób - śmieje się przez łzy - tymczasem wszyscy albo są zajęci albo wolą chłopaków, idioci - wzdycha - bez urazy.

- Tak, no cóż, wiesz... może Ty lubisz dziewczyny, tylko jeszcze tego nie odkryłaś - żartuje chłopak, a twarz Taylor się rozpromienia.

- Powiesz mi coś więcej o Harrym?

- Co? Ty też?

- Przepraszam, jesteś zbyt oczywisty.

~*~

Louis stoi w pokoju Harry'ego, jego oczy skupione są na gałęziach drzew, kołyszących się w rytm zimowego wiatru, palce lekko stykają się z białym parapetem, ale myślami jest gdzieś daleko, gdzieś w sferze całkowicie oderwanej od rzeczywistości. Czuje ciepłe dłonie owijające się wokół jego talii i cichy chichot Harry'ego, mówiący, by wrócił na Ziemię...

Chłopiec tuli go od tyłu, pozwalając, by jego loki spoczęły w zagłębieniu szyi lekarza. Louis czuje się naprawdę bezpiecznie, spokojnie i wie, że mógłby pozostać w takim stanie na zawsze...

- Jesteś dziś cichy. - mówi Harry, obracając go przodem do siebie.

- Już to przerabialiśmy, to ja jestem Twoim lekarzem - odpowiada, a jego słowa brzmią obco. Harry odsuwa się nieznacznie, marszcząc brwi.

- Myślałem, że jestem dla Ciebie kimś więcej, niż pacjentem z urojeniami.

Louis wzdycha i zatrzymuje Harry'ego w pół kroku, łapiąc jego dłoń. - Bo jesteś, Harry. I w tym problem.

Nastolatek obserwuje zmieniającą się mimikę jego twarzy i Louis wie, że nie powinien tego mówić.

- Problem?

- To znaczy, że bardzo Cię lubię. - podchodzi do niego bliżej, ich biodra prawie się stykają, gdy dłonie Louisa gładzą plecy chłopca. - Za bardzo.

Harry uśmiecha się i przesuwa dłonią po policzku starszego, Louis drży i przymyka oczy.

- Widzę jak na Ciebie działam. - komentuje, przez co lekarz wybucha śmiechem. Nie trwa to jednak długo, bo usta Harry'ego łapczywie zamykają jego własne.

Pocałunek jest inny niż poprzedni. Tym razem przemawia przez nich pragnienie, namiętność i pożądanie. Louis nie narzeka, Harry jest naprawdę w tym dobry i Louis nie mógłby powiedzieć złego słowa, zwłaszcza nie w momencie, gdy język chłopca przesuwa się po jego dolnej wardze, by wprosić się do środka i spowodować to szalone uczucie w dole jego brzucha.

Gdy odrywają się od siebie, chłopiec na opuchnięte wargi, a Louis przesuwa po nich swoim kciukiem, trzymając go lekko za brodę.

- Pójdę do piekła. - wyznaje, a Harry śmieje się głośno, trzymając swoje palce splecione na jego szyi.

- Myślę, że mogę pójść tam z Tobą.

- I tak jesteś już na liście. - żartuje doktor, ale Harry znacznie się zasmuca. - Hej, przepraszam, nie miałem tego na myśli - przesuwa palcem po jego skroni - wiesz o tym, że ja nie wierzę w te wszystkie zarzuty, prawda?

Harry kiwa głową.

- Niektóre z nich są prawdą, naprawdę chciałem zniknąć... - mówi niepewnie, a Louisem wstrząsa, bo przecież nie mógł tego nie zauważyć.

- Wiem, Haz, ale nie pozwolę Ci zrobić tego po raz kolejny. Nie, póki tu jestem.

-A wybierasz się gdzieś?

- Właściwie tak, zamierzam przyprowadzić Twoją córkę. - całuje delikatnie jego policzek i rozdziela ich ciała. - Niedługo wrócę, postaraj się nie narozrabiać.

Styles stoi tam i patrzy na niego z czerwonymi policzkami, rozburzonymi włosami, i tym cudownym uśmiechem, i Louis naprawdę nie może nic poradzić, więc prędko wraca, wpija się w jego usta po raz ostatni, po czym wychodzi bez słowa, bo jest pewien, że wszystko, co miało zostać powiedziane, zostało wykonane.

~*~

- Jesteś moim tatusiem?

Louis zamiera, a Harry ponosi dziecko na kolana i przeczesuje palcami jej drobne loczki. - Tak, kochanie. I przepraszam, że nie było mnie dotychczas w Twoim życiu, ale obiecuje to zmienić.

- To tylko dziec... - Debbie siedząca niedaleko, próbuje zakwestionować słowa Harry'ego, ale Louis przerywa jej, proponując, by wyszli na kawę i zostawili tę dwójkę samą.

Dziewczyna wydaje się nie być zadowolona, ale wie, że nie ma wyboru, dlatego rusza za Louisem, który posyła Harry'emu oczko. Dziewiętnastolatek snuje już w głowie plan, jak odwdzięczy się lekarzowi. Cóż. Być może pan doktor jeszcze nie wie, co go czeka.

Gdy tylko wychodzą z sali, dziewczynka otwiera swój różowy plecak i proponuje zabawę. Rozścielają na podłodze koc i Harry czuje, że wszystko zaczyna wracać na właściwy tor. Z Louisem i tym małym promyczkiem, będzie w stanie przeskoczyć wszelkie kłody, jakie życie postanowi rzucić mu pod nogi.

- Ten pan powiedział mi, że jeszcze się zobaczymy i nie kłamał, czy Ty też będziesz dotrzymywać słowa?

Harry jest zaskoczony, skąd u kilkuletniego dziecka tak bogaty zasób słownictwa, ale może rozpatrzeć to tylko na plus, więc kiwa głową i całuje jej główkę, przez co mała chichocze.

- Pinky promise?
- Pinky promise. - łączą swoje małe palce ze sobą i Harry czuje, że to jedno z najlepszych uczuć, jakich mógł doświadczyć. Miłość do dziecka.

Gdy Louis i Debbie wchodzą do pokoju Harry'ego, nie spodziewają się zastać takiego widoku. Harry śpi na plecach, jego włosy są w całkowitym nieładzie, a twarz klei się od czekolady, podczas, gdy Rosie spoczywa na jego klatce piersiowej, dryfując po kranie snów, a jej mała raczka zaciśnięta jest na nadgarstku taty.

Tomlinson czuje jak dziwne ciepło rozchodzi się po jego ciele i musi przytrzymać się futryny, by nie stracić równowagi. Debbie przewraca oczami i prosi, by zamówił jej taksówkę. Spełnia jej prośbę, po czym podnosi śpiącą dziewczynkę, która owija swoje drobne rączki wokół jego szyi. I coś nagle w Louisie pęka. Gdy opuszczają budynek, taryfa już czeka, więc układa ją delikatnie w samochodzie i płaci taksówkarzowi w z góry.

- Dziękuje, że przyszłyście, mam nadzieję, że to pierwszy, ale nie ostatni raz. - mówi do Debbie, ale ta posyła mu tylko uśmiech, który Louis odbiera jako 'do zobaczenia wkrótce'.

Kiedy wraca do pokoju Harry'ego, ten nadal śpi na podłodze z nogami podciągniętymi pod samą klatkę piersiową. Louis nie ma serca go budzić, dlatego kładzie się obok i nakrywa ich, leżącym obok kocem, modląc się w duchu, by nikt nie zrobił wcześniejszego obchodu. Obserwuje mimikę twarzy Harry'ego z zaciekawieniem i jest pewien, że chłopak ma jakiś zły sen. Potrząsa nim lekko, a powieki nastolatka unoszą się w górę.

- Cześć, Śpiochu - szepcze lekarz, a Harry niczym małe dziecko przeciera zaspane oczy.

- Gdzie Rose? - Louis śmieje się cicho i tłumaczy całą sytuację.

- Dziękuję Ci.

- To nic wielkiego. - zbywa go Louis, ale Harry wie, że tak.

- Zrobiłeś to wszystko dla mnie, nigdy nie będę w stanie Ci się odwdzięczyć. Ale mam mały pomysł - siada na nim okrakiem i delikatnie całuje jego szyję.

- Hazz, nie możemy, nie tu. - mruczy Tomlinson, ale i to nie powstrzymuje chłopaka, przed wsunięciem swojej dłoni w jego spodnie.

- Zawsze chciałem to zrobić. - uśmiecha się nad jego kroczem i Louis nie wie, co myśleć, z jednej strony pragnie go równie mocno, z drugiej, nie chce, by to wszystko działo się w ten sposób, ale kiedy czuje na sobie usta Harry'ego, każde zdanie staje się magicznie nieskładne.

W przeciwieństwie do uczuć jakimi siebie darzą. One znalazły już właściwy tor.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka