Rozdział 5. - Green tea


Link do masterposta: KLIK

- Hej, Harry, Haz... - Louis próbuje powstrzymać chłopaka przed zrobieniem kolejnego kroku. - Proszę, przestań.

Harry podnosi głowę do góry i patrzy na niego rozkosznymi, ale pełnymi strachu oczami, które mimo przepięknej zieleni przybrały nagle kolor szarości.

- Jest w porządku, naprawdę, nie chodzi o to, że tego nie chcę... - tłumaczy, podczas gdy Harry wciąż wbija w niego swój gasnący wzrok.

- Tak.. - mruczy cicho i brzmi na naprawdę zranionego, dlatego Louis natychmiast podnosi się na równe nogi, łapie Harry'ego za uda i sadza na miękkim materacu szpitalnego łóżka, który mimo wszystko jest miłą odmianą dla niezbyt wygodnej podłogi.

- Posłuchaj... - zaczyna, ale tym razem chłopiec na niego nie patrzy. Louis kładzie więc swoją chłodną rękę na różany policzek Harry'ego przez co ten natychmiast łączy ich spojrzenia ze sobą. - Nie chcę byś myślał, że jesteś mi coś winny, jasne? Nie robię tego wszystkiego tylko po to, by dobrać się do Twoich spodni.

Harry przez chwilę milczy, po czym kiwa twierdząco głową. Louis uśmiecha się czule, chcąc jeszcze coś dodać, ale w momencie, gdy dziewiętnastolatek nieśmiało zagryza dolną wargę, ma wrażenie, że słowa są zbyt skomplikowane.

Wpija się w jego malinowe usta z taką siłą, że Harry potrzebuje chwili, by prawidłowo ocenić sytuację. Przesuwa delikatnie językiem po jego podniebieniu i Louis wie, że nie ma w życiu nic lepszego niż całowanie chłopca, który smakuje zieloną herbatą i waniliowym pyłkiem. Niż całowanie Harry'ego.

- Chcę żebyś wiedział, że jeśli kogoś się bardzo lubi, pewne rzeczy robione są bezinteresownie. - odzywa się.

- Bezinteresownie?

Louis zamiera, bo cóż, gdzieś w głębi serca czuł, że Harry nie bez powodu zachowuje się w ten sposób. Jednak nie spodziewał się, że ta rozmowa nadejdzie tak prędko. Chciał, by nastolatek miał wybór, którą furtkę otworzy w jakim czasie, chciał, by była to jego własna decyzja, a nie przymus, wynikający z zaistniałej sytuacji.

- Lou? Powiedziałem coś złego?

- Nie, po prostu... - masuje przez chwile skronie, po czym bez słowa siada na bujanym fotelu i klepie zachęcająco swoje kolana. Harry natychmiast łapie podpowiedź i bosymi stopami przemierza pokój, by przytulić się do ciała lekarza. Fotel jest duży i wygodny, więc bez problemu mieści dwa splecione ze sobą ciała.

- Jesteś zmarznięty - szept Louisa przedziera się przez gęstą ciszę, przerywaną jedynie biciem serca Harry'ego, w które się wsłuchuje. Nastolatek porusza się niepewnie, więc chłopak okrywa ich grubą warstwą koca i łączy swe palce z palcami Harry’ego.

Pozostają cicho przez kolejne minuty, chłonąc ciepło swych ciał i bezwzględne poczucie bezpieczeństwa, jakie daje obecność drugiej osoby.

-Harry, musimy porozmawiać.

- Tak, wiem.

Louis pociera chłodne ramiona chłopaka, a jednocześnie daje sobie chwilę na zastanowienie. Naprawdę nie ma pojęcia, jak powinien zacząć tę rozmowę. Gdyby to był zwykły pacjent, Tomlinson po prostu usiadłby na jednym z krzeseł, wziął w dłonie notatnik, zadał trzy podstawowe pytania, po czym pozwolił rozmówcy zwierzyć się ze wszystkiego, bądź przymusiłby go do tego, jakąś psychologiczną sztuczką. Ale Harry nie jest zwykłym pacjentem i Louis chce postępować z nim inaczej. Nawet gdyby starał się robić to profesjonalnie, to wie, że się nie uda.

- Posłuchaj – szepcze mu do ucha, a ciało Harry’ego przechodzą dreszcze. W pomieszczeniu jest już ciemno i jedynie wpadający księżyc oświetla delikatnie ich twarze. Louis ma nos w lokach Harry’ego, ale naprawdę mu to nie przeszkadza.

- Wiem, że to Twoja praca…i że musisz zadać te wszystkie pytania.

- Nie, nie chodzi o to, Harry. I jeżeli myślisz, że robię to tylko z powodu swojej pracy to naprawdę mało o mnie wiesz. – stara się nie brzmieć na nieuprzejmego, ale w pewnym momencie wie, że stracił kontrolę. – Przepraszam. – dodaje prędko, wzmacniając uścisk ich dłoni. 

Wydaje się, że cisza na dobre zagościła pomiędzy tą dwójką. Louisa zżera poczucie winy, a Harry nie chce wracać do przeszłości, chyba że Louis go o to poprosi. Louis jednak nie mówi nic.

- Pamiętam, że obiecałeś opowiedzieć mi o wszystkim w swoim czasie, ale naprawdę nie mogę z tym czekać – w końcu wydusza z siebie.

Harry drży.

- Czy ktoś… kiedykolwiek zmuszał Cię do dziękowania w ten sposób? – Louis czuje jakby wbijał sobie nóż w serce. Nie chce tego mówić, ale wie, że musi.

Uścisk Harry’ego się zacieśnia i lekarz jest pewny, że żadne słowa nie padną, nie żeby były potrzebne, ale wtedy chłopiec wybucha płaczem i wtula się w klatkę piersiową starszego.

~*~

Louis spotyka Liama dopiero kilka dni później. Przebiera się w fartuch, gdy ordynator szykuje poranną kawę dla całego personelu. Tak, cóż, Liam jest po prostu miły.

- Masz ochotę? – słyszy i mimo wcześniejszej złości skina głową, zajmując wolne miejsce na kanapie. Obok siedzi Leigh-Anne i kilka innych osób, które Louis kojarzy z korytarza. Nie jest niezręcznie, czego obawiał się najbardziej. Jest zabawnie i głośno, a to naprawdę dwa słowa, które opisują jego prawdziwą naturę.

Kiedy zegar wybija ósmą, pomieszczenie pustoszeje i Louis wie, co to oznacza.

Konfrontacja z Liamem. Naprawdę nie czuje się winny za te wszystkie słowa, które powiedział, ale może powinien przeprosić z grzeczności. Uniósł się nieco zbyt mocno, ale sprawa dotyczyła Harry’ego. I tego ewidentnie nie da się odciąć od emocjonalnej strony.

- Louis?

- Tak, Liam? Przepraszam, zamyśliłem się. – odpowiada spokojnie, mimo że w środku drży, a jego ręce się pocą. W końcu jego kolega po fachu ma tutaj władzę.

- Chciałem Cię jakoś przeprosić, no wiesz, za tamto. – pociera kark i wszelkie nerwy, jakie trzymały się ciała Louisa puszczają.

- Nie ma sprawy, nie gniewam się, myślę, że też byłem zbyt szorstki.

- Chciałbym się zrewanżować, moja dziewczyna organizuje imprezę dziś wieczorem, myślisz, że dasz radę wpaść? Rozerwiemy się trochę. – podaje mu wizytówkę.

Louis uśmiecha się radośnie. Czemu nie?

- Będę tam.

Korytarz jest pełen ludzi i Louis pomyślałby, że znów o czymś go nie poinformowano, gdy przypomina sobie, że dziś jest dzień otwarty, w którym praktykanci mogą zyskać jakieś doświadczenie, no i cóż, tak, musi więc przemykać slalomem pomiędzy ludźmi, a to wcale nie jest zabawne. Dociera do pokoju Eda i już chce odetchnąć z ulgą, gdy widzi, że chłopak otoczony jest wianuszkiem dziewczyn, które w ciszy przysłuchują się jego muzyce.

Doświadczenie, prycha pod nosem i wychodzi, zapisując mentalną notatkę, by wstąpić do niego w drodze powrotnej.

U Jade jest spokojniej, kilka osób piszących prace magisterskie siedzi na uboczu i niespecjalnie przykłada się do powierzonego zadania. Właściwie Louis jest im wdzięczny, nie ma dziś głowy do tłumaczenia tego, co oczywiste.

- Porozmawiamy? – siada obok fioletowowłosej dziewczyny i wyciąga zeszyt, w którym druga kartka nadal pokryta jest pismem Harry’ego. Przejeżdża delikatnie opuszkami palców po wykaligrafowanym zdaniu i uśmiecha się czule pod nosem. Powrót do rzeczywistości następuje jednak szybciej niż może się spodziewać. Jedna z praktykantek zadaje mu pytanie, którego jego uszy nie rejestrują na czas.

- Przepraszam, możesz powtórzyć? – pyta grzecznie, ale dziewczyna wydaje się być oburzona.
- Czy lekarz nie powinien skupiać się na tym, co istotne?

Louis wzdycha ciężko i przewraca oczami, ignorując pytanie rozpieszczonej studentki.

- Jak minął weekend, Jade?

- No chyba nie. – słyszy głos za swoimi plecami i bardzo powoli odwraca się, by zlustrować uczennicę. – Takie pytania zadaje psychiatra pacjentowi z zaburzeniami odżywiania, próbie sam…

Louis gotuje się ze złości, ale stara się tego nie pokazywać. Jade spuszcza głowę, nie chcąc pokazać swojej słabości, co paradoksalnie właśnie robi.

- Nie sądzisz, że posuwasz się odrobinę za daleko? Masz rację, lekarz psychiatrii – to ja. – uśmiecha się szyderczo. – studentka – to Ty, więc pozwól, że wrócę do swojej pracy, podczas, gdy Ty przez kolejne kilka lat będziesz starała dotrzeć tu, gdzie ja teraz siedzę, hm? Mamy kompromis? Wspaniale.

Obrażona praktykantka podnosi się z miejsca i wychodzi z sali, a jej koleżanki zaraz za nią.

Jade śmieje się cicho, gdy Louis szczypie lekko jej policzek. – No dalej, nie pozwól, by ten uśmiech znikał za często. Na czym skończyliśmy? Ach tak…

- Było dobrze, Lou. Prawie całą niedzielę spędziłam z Harrym. On jest bardzo miły, wiesz? – uśmiecha się podciągając pod siebie kolana.

Louis zastyga.

Tak, zdecydowanie jest miły, zwłaszcza wtedy, gdy wspina się na moje palce, by mnie pocałować, myśli Louis albo wtedy, gdy tuli się do mojej klatki i delikatnie wbija mi palce w policzek, tak, jest miły.

- O czym rozmawialiście? – pyta spokojnie, nie chcąc się zdradzić.

- Zapytał mnie, czy myślałam o tym, co będę robić, gdy już stąd wyjdę, ale ja naprawdę nie wiem, czy to kiedyś nastąpi. – patrzy smutno, a Louisowi robi się jej żal.

Czy Harry kiedykolwiek stąd wyjdzie?

Chłopak ma świadomość, że ta sesja dotyczy Jade, ale nie może odrzucić myśli o Harrym, który spędza w ośrodku kolejne lata swojej młodości. Widzi jego zaszklone oczy i roztrzepane loki, ale to wciąż nie jest życie na jakie zasługuje. Louisowi robi się smutno, więc kontynuuję rozmowę z pacjentką, wskakując jednak na całkiem inny temat.


~*~

Jest późny wieczór, gdy dociera do pokoju Zayna, ale chłopak leży w łóżku i Louis nie chce przerywać jego drzemki. Próbuje się wycofać, gdy pacjent zabiera głos.

- Zostań, nie śpię.

- Jesteś pewny? Bo właściwie mogę wpaść jutro.

- Jestem pewny – siada na kołdrze i klepie miejsce obok, więc Louis nie waha się ani chwili dłużej. – Więc jak tam z Harrym?

- Ty frajerze – śmieje się i uderza Zayna lekko w ramię. – Zrobiłeś to celowo. Nie mam zamiaru zwierzać Ci się z mojego życia uczuciowego. – dodaje rozbawiony.

- A więc przyjąłeś już ten fakt?

- Co?

- No właśnie powiedziałeś coś o życiu seksu…uczuciowym – poprawia się – w zdaniu, które dotyczyło Harry’ego. – uśmiecha się, wiedząc, że Louis nie zdawał sobie sprawy ze swojej gafy.

- Nie nagrałeś tego, nie masz dowodu, powiedz komuś, a pożałujesz. – grozi mu, wystawiając język.

- Czyli między Wami to tak na poważnie?

- Nie wiem, Zayn, to wszystko jest takie skomplikowane. – wzdycha ciężko i wtedy wpada mu do głowy świetna myśl. – A Ty?

- Ja?

- No wiesz…kochasz kogoś? Nigdy nie mówiłeś mi o swoich podbojach.

- Nie ma się czym chwalić. – mruczy Mulat i odpala jedno z kadzidełek. Louis się prawie dusi.

- Co to do chuja za zapach? – jego oczy łzawią, ale i to nie przeszkadza Zaynowi w odpaleniu kolejnych.

- Kiedyś miałem dziewczynę, ale zerwaliśmy. – mówi krótko, a Louis świdruje go wzrokiem. – To po prostu nie było to, łapiesz, nie?

Louis kręci głową, chyba jest już zbyt zmęczony.

- Jesteś takim palantem, Tomlinson!

- Doktorze Tomlinson, proszę! – śmieje się głośno, jakby właśnie był na haju. – A teraz… masz kogoś na oku?

- Masz na myśli siebie? – żartuje i wie, że Louis ma tego świadomość. Przez te tygodnie pracy w ośrodku zaprzyjaźnili się ze sobą i nawet jeśli w pewnych momentach muszą pozostać w relacji lekarz-pacjent, to istnieją pozostałe momenty, gdy mogą być dobrymi kumplami.

- No dalej, nie bądź cieniasem, nikomu nie powiem.

- Jest tu jedna osoba w moim typie! – jęczy, wiedząc, że szatyn nie da za wygraną. – Ale jakby nieosiągalna, wiesz?

- Kto to? Rita? Spoko, ma fajną dupę, ale ja mam lepszą. – wybucha śmiechem, ale Zayn kręci głową.

- Liam.

W pomieszczeniu nastaje cisza, a Louis lustruje chłopaka.

- Mówiłem, że to głupie. Proszę, zapomnij.

- Nie! Dlaczego? Po prostu…zaskoczyłeś mnie? Myślałem, że jesteś hetero, wybacz, dobrze się maskujesz.

- Nie jestem gejem, ale Liam jest gorący. – śmieje się cicho, wiedząc, że może ufać Louisowi. –
- No shit, Sherlock! Zaprosił mnie na imprezę. – wyznaje Lou – w ramach przeprosin.

- Przeprosin?

- Trochę się posprzeczaliśmy. – tłumaczy Louis i jego myśli wracają do Harry’ego, cholera, powinien być u niego piętnaście minut temu. – Słuchaj, Zayn, muszę lecieć.

- Opowiesz mi jak było…u Liama? Na imprezie?

- Masz to jak w banku. Tymczasem…trzymaj się stary, tak? – Louis przytula go na pożegnanie, decydując nie mówić nic o dziewczynie Liama, przynajmniej nie dopóki nie dowie się, co jego ordynator tak naprawdę lubi i jakie są szansę, by serce Zayna nie zostało złamane.


~*~

- Myślałem, że już nie przyjdziesz. – ten głos Louis rozpoznałby wszędzie.

- Przepraszam, że tak późno, dzisiaj był naprawdę szalony dzień. – tłumaczy, siadając w dolnej części łóżka Harry’ego, jednak chłopiec wyswobadza się spod kołdry i Louis wie do czego to doprowadzi.

Kilka zdań później, Louis leży na jego pościeli z głową Harry’ego na swojej klatce piersiowej i ręką w jego włosach. Harry pachnie dziś inaczej, pachnie jabłkami i cytrynami, i może to nie jest zielona herbata, ale Louis naprawdę to lubi.

- Tęskniłem za Tobą. – Louis w końcu się odzywa, a usta Harry’ego wykrzywiają się w nieśmiałym uśmiechu i mimo że jest ciemno, obaj wiedzą, że on się tam znajduje.

Leżą w ciszy przez kolejną godzinę. Louis zastanawia się, jakby to było gdyby Harry nie pojawił się w jego życiu? Czy byłby zakochany? Może wciąż miałby złamane serce po ostatnim związku, a może po prostu siedziałby teraz w knajpie i upijał się do nieprzytomności, bo właściwie tylko takie doświadczenie zostawił po sobie Aiden. Louis stwierdza, że bez względu jak bardzo jego życie ssie, mogłoby być gorzej.

Na przykład bez obecności Harry’ego.

Jego myśli przerywa dźwięk przychodzącego połączenia i nawet jeśli Harry zasypiał, teraz jest całkowicie rozbudzony. Louis naciska zieloną słuchawkę, mimo że numer na wyświetlaczu niewiele mu mówi.

- Louis? Tuu Leyum! – słyszy pijacki głos z drugiej strony i orientuje się, że jest już spóźniony na imprezę.

Harry marszczy brwi w konsternacji.

- Cześć, stary! Nie zapomniałem o Tobie, spokojnie. Noc jest długa, prawda? – śmieje się szczerze, na co Harry krzywi się w ten znany już lekarzowi sposób. Louis całuje swój palec i przejeżdża nim po ustach Harry’ego.


- W porządku, ale dotrzyj do nas, wisisz mi piwo, pamiętasz? – krzyczy tak głośno, że nawet nastolatek jest w stanie go usłyszeć. Po kilku zdaniach rozmowa się kończy, a Tomlinson wciska telefon do kieszeni spodni.

- Wychodzisz? – pyta zawiedziony Harry, bo to nie tak, że sądził, iż Louis spędzi z nim kolejną noc.

- Liam zaprosił mnie do klubu jego dziewczyny, nie mogłem nie odmówić. – wyjaśnia, ale to wcale nie sprawia, że wszystko staje się prostsze.- Hej, Haz. Nie smuć się, będę tu z samego rana
.
- Na kacu? – pyta niedowierzająco.

- Nie piję, Głuptasie. Nie mogę. I nie chcę.

- Dlaczego? – Louis jest w stanie usłyszeć w jego głosie nutkę zaciekawienia.

- Kiedyś Ci opowiem, ale to naprawdę długa historia, słowo.

- Słowo? – Harry podaje mu malutki paluszek, a Louis owija wokół niego swój.

- Słowo.

- Myślisz, że możesz zostać…dopóki nie zasnę? – pyta niepewnie, nie patrząc na twarz swojego doktora.

- Zostanę, obiecuję. – całuje go delikatnie w czoło, odgarnia loki z oczu i pozwala, by wtulił się swym ciałem w jego klatkę piersiową. – Śpij, Harry.

-Dobranoc, Lou. Baw się dobrze.

I Louis to robi.

Wchodzi do klubu około 22 i może jest już dość późno jak na jego ostatni tryb życia, postanawia się dobrze bawić. Odnajduje Liama w zaskakująco szybkim tempie, poznaje jego dziewczynę Sophię i resztę znajomych, jest tam też Leigh, którą zna z pracy i Greg z czwartego piętra. Nie może być tak źle, co?

Louis odmawia piwa, tłumacząc kilka razy, że jego nerka nie jest jeszcze na to gotowa. W końcu ludzie ustępują, a Liam zamawia mu sok, za co jest mu ogromnie wdzięczny.

W sali bawi się masa osób, są tam blondynki, brunetki, a nawet kilka rudych i to nie tak, że Louis na nie patrzy, po prostu ich taniec jest tak perwersyjny, że nie sposób zlustrować ich wzrokiem. Jest też kilku przystojnych mężczyzn i tak, Louis karci się mentalnie za tę myśl.

- Wszystko okej? Wyglądasz na przygaszonego. – Liam dosiada się do niego po godzinie, jest bardziej trzeźwy, co Louisa widocznie dziwi.

- Nie pijesz już? Po prostu miałem ciężki dzień i tak jakoś.

- Sophia. – wyjaśnia Liam, a Louis wybucha śmiechem.

- Nie sądziłem, że jesteś takim pantoflarzem, Payne! – uderza go przyjacielsko w plecy.

- Zamknij się. A Ty? Myślałem, że przyjdziesz z kimś.

Louis waha się przez chwilę.

- Niestety się nie udało. – próbuje ominąć temat.

- Patrz ile tu jest lasek, wybieraj, co lubisz. – żartuje, ale widząc wzrok Louisa zdaje sobie sprawę z tego, co właśnie zaszło. – Oh, kurwa. Nie wiedziałem.

- Bo nie wyglądam jak typowy gej?

- Tak, nie, nie! To znaczy…nie wiem. – śmieje się. – Przepraszam. – zakrywa twarz. - Chyba nadal jestem wstawiony.

- W porządku, Li. Powinienem chyba powiedzieć to na początku, prawda? Niezbyt dobry sposób na coming out przed kumplem z pracy.

- Jest okej, stary! – mówi i w jakiś dziwny sposób, Louis wie, że mówi szczerze. – więc gdzie Twoja druga połówka?

- Um… - Louis się zatrzymuje, nie wiedząc, czy ma prawo, by używać takich słów – myślę, że nie dał rady być tutaj dziś, ale kiedyś…czemu nie? – uśmiecha się, mając nadzieję, że jego słowa są prorocze.


~*~

Louis czuje, że dłonie Harry’ego błądzą po jego ciele.

- Louis!

Harry przypiera go do ściany i całuje jego szyję. Louis nie wie, dlaczego nie całują się w usta, przecież tak bardzo tego pragnie, ale nie ma siły ruszyć ciałem, Harry kontroluje wszystko.

- Louis kurwa!

Dlaczego Harry krzyczy i przeklina? Louis otwiera oczy, a wszystko jest rozmazane, traci przytomność w momencie, gdy ktoś odciąga go od Harry’ego i cóż, jest przekonany, że to Liam. Tylko dlaczego?

Budzi się następnego dnia, a ogromny ból głowy przypomina mu o poprzednim wieczorze i wszystko byłoby w porządku, gdyby znajdował się w swoim łóżku.

- Kurwa – siada na skraju materaca i przeciera oczy, słyszy czyjeś kroki i okrywa się kołdrą.
- Wstałeś. – Liam podaje mu aspirynę i szklankę wody. – Przykro to mówić, ale musimy zbierać się do pracy. I tak jesteśmy spóźnieni.

- My…nie?

- Co? Kurwa, nie, nic nie robiliśmy, jestem bi, ale bez przesady! – Liam protestuje zanim jego myśli mogą opuścić usta. – Byłeś wczoraj totalnie w innym świecie, jakiś koleś przystawiał się do Ciebie, nie mogłem Cię odciągnąć, myślałem, że nie pijesz, Lou?

- Nie piłem – jęczy Louis - I proszę, mów ciszej.

- W takim razie… o kurwa. – Liam znów przeklina i Louis notuje to w pamięci.

- W takim razie co? – pyta, ale w między czasie łączy fakty. – Myślisz, że…? Piłem tylko sok, myślisz, że coś mi dorzucili? – krzywi się na myśl o tym, do czego mogło dojść, gdyby nie Liam. - Jesteś bi?

- Musimy to zgłosić.

- Daj spokój, nic mi nie jest.

Nic oprócz ogromnego poczucia winy, które zrodzone w sercu, wędruje w tę i z powrotem, przypominając mu, że prawie zdradził swoje uczucia do kogoś, kto na tę zdradę nie zasłużył.

Ani trochę.

2 komentarze :

  1. Cudo *-* to opowiadanie jest po prostu boskie już nie mogę się doczekać kolejnych części, niech pojawią się jak najszybciej.
    Natchnęłaś mnie też do pomalowania paznokci na różowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba! I dziękuję!
      Różowe paznokcie = ♥
      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka