Link do masterposta: KLIK
Droga do pracy jest cicha, przerywana sporadycznym chichotem pochodzącym z radia. To pewnie jedna z tych audycji, które Liam zawsze słucha w swoim gabinecie. Louis nie może go tak naprawdę winić. Sam jest fanem stacji BBC i ich programów. Opiera głowę o szybę i zamyka oczy, próbując złapać jeszcze kilka chwil snu zanim dotrą do szpitala. Liam zatrzymuje się jednak na stacji paliw i kupuje dwie kawy oraz jakieś rogaliki. Jedzą w ciszy, niespecjalnie skłonni do rozmów po takim wieczorze. Są już naprawdę blisko wjazdu na parking, gdy Louis decyduje się odezwać.
-
Stary, naprawdę dzięki za pomoc. Jestem Twoim dłużnikiem. Nie
wiem, co mogłoby...
Liam
macha tylko ręką, posyłając mu uśmiech. - Następnym razem po
prostu weź ze sobą swojego chłopaka, będzie miał na Ciebie oko.
- żartuje, choć Louis wie, że tylko po części.
- Z
pewnością tak zrobię – śmieje się cicho, przypominając sobie,
że po pierwsze tak naprawdę nie wie, kiedy Harry wyjdzie, a po
drugie Harry nawet nie jest jego chłopakiem. Są w jakiejś dziwnej
relacji lekarz-pacjent, osłoniętej buziakami i masą tajemnic, i co
najlepsze, Louis nie chce tego tracić i jest prawie pewien, że
Harry też nie. Musi jednak przestać o tym myśleć, gdy Liam
parkuje w wyznaczonym przez administrację miejscu i wysiada z auta.
-
Idziesz? - pyta.
-
Tak, jasne, zamyśliłem się – kłamie, choć tak naprawdę nie
jest gotowy na stawienie czoła rzeczywistości. Nadal czuje się
okropnie winny (i nie mówcie tego Liamowi), ale żałuje, że tam
pojechał. To naprawdę mogło się źle skończyć.
~*~
Na
oddziale jest wyjątkowo spokojnie, to prawie pora obiadu i Louis
jest wdzięczny, że imprezował z Liamem, bo w innym przypadku już
dawno straciłby pracę. Przebiera się w fartuch i zerka w grafik,
zdając sobie sprawę, że od 15 minut ma spotkanie ze swoimi
podopiecznymi. Nie spogląda nawet do lustra zanim biegnie na drugi
koniec korytarza, gdzie znajduje się pomieszczenie z krzesłami
ustawionym w okrąg. Na jednym z nich, nie ma wątpliwości, siedzi
Harry. Już ma łapać za klamkę, gdy przypomina sobie, że obiecał
mu być tu z samego rana. Wzdycha ciężko i wchodzi do środka. Wita
go gwizd Zayna i wtedy wszystkie oczy kierują się właśnie na
niego.
-
Okej, okej! - Louis podnosi ręce. - Przepraszam za spóźnienie –
ludzie wydają się być rozbawieni, jednak on skupia się tylko na
jednej osobie. Harry nawet na niego nie patrzy. Louis przełyka gulę
w gardle i kontynuuje.
-
Miałem rano małe kłopoty, ale to się więcej nie powtórzy –
mówi poważnie. - No więc… jak się dzisiaj macie?
Po
serii bezsensownych odpowiedzi, jakie otrzymuje Louis, przychodzi
czas na Harry'ego i Louis z całej siły stara się nie podejść do
niego i nie przytulić jego rozsypanych kawałków. Wie jednak, że z
tym musi poczekać do czasu obchodu i zaciska rękę w pięść. -
Harry? Chciałbyś się z nami czymś podzielić? - pyta delikatnie,
gdy dostaje w odpowiedzi tylko ciszę.
-
Niespecjalnie – mruczy pod nosem i może Louis drążyłby temat,
ale jako lekarz psychiatrii wie doskonale, że nie powinien, nie
teraz.
-
Dobrze, Harry. - wzdycha ciężko – Zayn?
-
Jestem team Harry – wyjaśnia chłopak, a Louis uśmiecha się
delikatnie.
-
Skoro nie chcecie nic mówić, ja Wam coś opowiem. To było kilka
lat wstecz, kiedy moja młodsza siostra Daisy przyszła do mnie z
płaczem. Miała może 7 lat i wielkie niebieskie oczy, które
patrzyły na mnie jak na autorytet. Wziąłem ją na kolana i
spytałem co się dzieje. Nie chciała nic powiedzieć, podobnie jak
wy. Milczała, tuląc się do mojej piersi przez pół wieczora.
Przez to spóźniłem się na swoją pierwszą randkę w życiu –
śmieje się sam do siebie – i tak była niewypałem. Mówiąc
jednak o Daisy - wtedy zrozumiałem, że człowiek czasem potrzebuje
drugiej osoby, ale nie do rozmowy, czy pouczania go, jak ma żyć i
jakie decyzje postępować. Każdy czasem potrzebuje poczuć obecność
tej drugiej osoby, jej wsparcie i zainteresowanie. I chcę żebyście
wiedzieli, że macie to wszystko we mnie, że jestem tu dla Was tak
samo, jak byłem tego wieczora dla Daisy. Jesteście ważni, nie
dajcie sobie wmówić, że jest inaczej - kończy przemówienie,
mając nadzieje, ze Harry go słuchał. Miał to na myśli i nawet
jeśli trochę bardziej dla Harry'ego niż reszty, nikt nie musi o
tym wiedzieć.
~*~
- I
jak było? - pyta Zayn, gdy Louis wchodzi do jego pokoju.
-
Tobie też dzień dobry – śmieje się lekarz, gdy siada obok Zayna
na podłodze. - Szczerze? Jak bardzo ssie, że skończyłem przyparty
do ściany z obcymi ustami na moich?
-
Ooo. Stary! Gwizdanie nie poszło na marne – żartuje, ale Louis
posyła mu spojrzenie. - dlaczego to zrobiłeś?
-
Nie zrobiłem, ocknąłem się w mieszkaniu Liama.
-
Co?
-
Och, nie patrz tak na mnie, zebrał mnie z podłogi i zawiózł do
siebie.
-
Więc... jak?
-
Serio, Zayn?
-
Chyba nie sądzisz, że ktoś Ci coś dosypał?
-
Nie piję alkoholu, więc musiałem być na haju. - wzrusza ramionami
– ale wiesz co jest najgorsze? To poczucie winy, które mnie ssie
odkąd się obudziłem. Mogłem tam nie jechać.
-
Panie doktorze, jest pan dziś bardzo wylewny – żartuje ponownie
Zayn. - Powinieneś to zgłosić, skurwiele przeszukają lokal i może
kogoś to uratuje.
Louis
kiwa głową, ale sam nie wie. Musi porozmawiać o tym z Harrym.
-
Muszę iść, mam jeszcze kilku pacjentów. A… Zayn?
-
Yeah?
-
Liam lubi też kutasy – i z tym wychodzi. Pozwala sobie jednak
postać chwilę pod drzwiami, obserwując przez szybę uśmiech na
twarzy chłopaka. Zrobił choć jedną dobrą rzecz. Choć jedną.
~*~
Ludzie
są dziś marudni i Louis ich nie wini, sam ma gorszy dzień, więc
pozwala im robić, co chcą. Czuje się beznadziejnie w tej roli, ale
wie, że musi najpierw uwikłać się z samym sobą i z tym, co
chodzi mu po głowie. A to się nie stanie dopóki nie pomówi z
Harrym. Jest naprawdę późno, gdy staje pod jego drzwiami. Cicho
wchodzi do środka, a widok jaki zastaje, zapiera mu dech w
piersiach. Harry leży na łóżku, jego oczy są zamknięte, a wyraz
twarzy wskazuje na to, że śpi, na jego podołku gramoli się Dusty,
prosząc o odrobinkę uwagi. Wszystko jest takie kompletne, takie
idealne, jakby ten chłopiec z rozsypanymi puzzlami, jakim jest
Harry, nigdy nie istniał. Louis podchodzi powoli do łóżka i
zabiera kotkę z ciała Harry'ego kładąc ją w jej siedzisku. Nie
szczędzi jej kilku uścisków zanim to robi. Jednak chwilę później
zrzuca buty i kładzie się obok chłopca, nakrywając go pluszowym
kocem. Nawet nie wie, kiedy zasypia.
Budzi
go ruch i już ma ochotę zacząć krzyczeć na Lottie, która co
rano wpada do jego pokoju po jakąś inną bluzę - nie wińcie jej,
jakaś nowa moda, czy coś – gdy zdaje sobie sprawę, gdzie jest. I
co najważniejsze – z kim jest. Powoli przyzwyczaja oczy do
światła, które dociera prosto z wysokiej lampki nocnej, którą
Harry dostał jakiś czas temu od kogoś z rodziny. Louis nie chciał
naciskać. Wie, że nastolatek wyjawi mu swoje sekrety, gdy będzie
gotów. Cichy głos wyrywa go jednak z myśli.
-
Jesteś tu… - szepcze Harry spokojnie i bez żadnej obawy.
-
Tęskniłem za Tobą, przepraszam za – młodszy kładzie palec na
jego ustach, by go uciszyć, po czym delikatnie go całuje.
- Ja
tęskniłem bardziej. I nie gniewam się. Wiem, że masz… tam
życie. Poza tym – kręci oczami dookoła pokoju. - Wiem, że muszę
to zrozumieć. Dużo o tym myślałem. Ufam Ci. - i to ugadza Louisa
najmocniej. Nie ma jednak serca przerwać tego monologu. Jego
chłopiec dawno nie mówił tak wiele za jednym razem.
-
Louis, jesteś tu?
-
Tak, kochanie – mała łza opuszcza kącik jego oka i Harry zaczyna
się peszyć. Nie wie, co zrobił źle, ale zanim może wciągnąć
się w poczucie winy, Louis go całuje, mocno i dosadnie, tak, by
wiedział, że wszystko jest z nimi w porządku. Lub będzie.
Ewentualnie. W przyszłości.
Kiedy
emocje opadają, a głowa Harry'ego spoczywa na klatce piersiowej
Louisa, młodszy nagle się odzywa.
-
Liam tu był… Em...kiedy spałeś. - mówi powoli, a Louis
drętwieje. Widział ich. Nie chce jednak pokazać po sobie paniki.
-
Coś mówił? - pyta delikatnie, jednak Harry podnosi się i patrzy
mu w oczy. Są naprawdę niczym bratnie dusze, wiedzą bez słów,
gdy coś jest nie tak.
- Że
mam Ci skopać tyłek za spanie na dyżurze i że on obejmie wartę,
jakby co. - uśmiecha się. - Jak było na… no wiesz.. - drapie się
po głowie – imprezie? Opowiesz mi?
Louis
znów drętwieje, tym razem przez nadmiar emocji, jednak skina głową
i ciągnie Harry'ego na ich fotel, okrywa kocem i mocno tuli.
-
Żałuję, że tam pojechałem, ale nie mów Liamowi, ani nikomu. -
wzdycha, a Harry patrzy na niego podejrzliwie. - Powiedziałeś, że
mi ufasz, a ja… chcę być z Tobą szczery, dobrze? To trudne, bo
naprawdę nie chcę dokładać Ci zmartwień. I tak właściwie
powinienem pomóc Ci rozwiązywać Twoje…
-
Louis. - mówi miękko chłopiec, po czym patrzy na swoje różowe
paznokcie. - Dam radę, po prostu mi powiedz.
-
Dobrze...wow. - nabiera powietrza do płuc. - Po tym jak zasnąłeś,
pojechałem pod adres, który wysłał mi Liam, okazało się, że to
był jakiś klub, wiesz, drinki, spocone ciała… - kontynuuje, gdy
zdaje sobie sprawę, że Harry prawdopodobnie nigdy w takim nie był,
przez co sam się spina. - Przepraszam, jestem idiotą, ale… co Ty
na to, że kiedyś Cię do takiego zabiorę? - pokazuje mu mały
paluszek.
-
Obiecujesz?
-
Obiecuję – mówi słodko, po czym składa całusa na skroni
Harry'ego, czując jednocześnie, jak mały paluszek chłopaka
zaciska się na jego własnym. Pinky promise.
- Co
było dalej?
-
Liam zaproponował mi drinka, ale ja nie piję alkoholu pod żadną
postacią, dlatego wziąłem z baru jakiś sok i poszedłem do
towarzystwa. Nawet nie tańczyłem zbyt dużo, choć zwykle to
uwielbiam – śmieje się cicho – potem… urywa mi się film.
Pamiętam tylko, jak ktoś odciągał pijanego kolesia ode mnie,
myślałem, że to byłeś Ty, krzyczałem Twoje imię, potem
straciłem przytomność. Obudziłem się w mieszkaniu Liama dopiero
w południe.
Harry
zasłania usta – Dlatego się spóźniliście? - pyta, a Louis
potwierdza skinięciem głowy. - Przepraszam, Harry, nie chciałem…
-
Nie bądź głupcem, Louis. - mówi ostrzej chłopak i Louis dałby
sobie rękę obciąć, że widzi taką emocję u Harry'ego po raz
pierwszy. - Powinieneś to zgłosić. Skrzywdzili Cię. Dodali Ci
GHB! - prawie krzyczy i Louis z ledwością opanowuje jego
wściekłość.
-
Hej, hej, spokojnie, jestem cały, nic mi nie zrobili. - przytula
Harry'ego do swojej piersi, gdy ten zaczyna płakać.
-
Nie..nie chcę byś..tam chodził… - chlipie cicho, a Louis
przeczuwa, że Harry zna działanie tabletki gwałtu nie tylko ze
szkolnych podręczników, a raczej z autopsji.
-
Już wszystko dobrze, nic mi nie jest i nie pójdę tam więcej…
nie płacz, proszę. - mówi uspokajającym głosem, jednak nie
spodziewa się tego, co usłyszy za moment.
-
Nick mi je dawał, gdy uciekałem z domu, mówił, że...że każdy
je bierze, by lepiej się czuć. Ale ja potem nie czułem nic, Louis,
nie czułem nic! - krzyczy, gdy łzy zalewają jego twarz – Dopiero
następnego dnia, gdy mama, mama wszystko zobaczyła, wyrzuciła go z
domu! On wrócił.. on… - nie jest w stanie poskładać słów do
kupy, więc Louis prosi by przestał i trzyma go mocno w ramionach
dopóki ten nie usypia zmęczony płakaniem.
Louis
wychodzi z jego pokoju o piątej nad ranem, gdzie za kilka godzin
powinien być z powrotem w pracy. Liam siedzi przy biurku i coś
notuje.
-
Mogę przeszkodzić? - pyta zdystansowany, na co ordynator podnosi
wzrok i odkłada długopis.
-
Więc to miałeś na myśli mówiąc, że Twoja druga połówka nie
może z nami być? - pyta bez cienia emocji na twarzy, a Louis
rumieni się.
-
Nie wiem, co myślałem, po prostu…
-
Louis, obserwuje Was od kilku tygodni, sam jesteś tutaj ponad
kilkanaście, nie jestem Twoim wrogiem, ale naprawdę myślisz, że
to jest dobrym pomysłem?
-
Słuchaj, ja… przepraszam, ale możemy pomówić o tym innym razem?
Harry mi się z czegoś zwierzył i myślę, że to jest kluczowe nie
tylko w jego sprawie, ale i w sprawie Nicka.
-
Czekaj, zaparzę nam herbatę i pogadamy.
-
Zrobisz mi zieloną?
- Ty
też? - przewraca oczami na to pytanie, ale wyciąga właściwie
opakowanie i kilka saszetek brązowego cukru. Gdy kubki zostają
umieszczone na ławie, a para unosi się w powietrzu, Louis zaczyna.
-
Opowiadałem mu o wczorajszym wieczorze i gdy dotarłem do momentu z
tabletką gwałtu, rzucił mi medyczną nazwę tej substancji, nie
sądzę Liam, by znał to z książek… Ale co istotne, zaczął
płakać, mówił, że Nick mu takie dawał, gdy uciekał z domu, że
jego mama to odkryła i wyrzuciła Nicka i on wrócił, by się
zemścić… ale…. Jak to go wyrzuciła? W jaki sposób do cholery
są spokrewnieni?
-
Nie są… to znaczy nie do końca – mówi zainteresowany Liam. -
Nick jest synem byłego męża Anne. Kiedy Rafael zmarł, Nick
przeszedł pod jej opiekę. Ze względu na ślub i jakieś tam
aspekty prawne. Wychowywał się z Harrym i Gemmą, jego siostrą.
Potem wszystko zaczęło się sypać…
- Co
to znaczy zaczęło się sypać? Wiesz co Liam? To otwiera nowy trop
w tej sprawie… Harry nigdy nie mówił, bo nikt go nigdy nie
słuchał, On nie jest chory, on się po prostu boi, rozumiesz?
Liam
przełyka ciężko ślinę. - Sugerujesz, że…
-
Kurwa… - szepce do kubka herbaty – jestem prawie pewien, że Nick
stoi za tymi morderstwami z akt. Popatrz, miał motyw, o którym
prokurator nawet nie wiedział, bo Harry nic nie zeznał. Poddał
się, bo nikt w niego nie wierzył… Nikt mu nie został.
-
Właściwie… jego siostra przeżyła.
-
Co?
-
Przychodzi tutaj czasami, gdy Harry ma spokojne dni.
-
Dlaczego o tym nie wiem?
-
Prosiła o maksymalną dyskrecję, jest sławna, to dzięki niej
Harry ma dostęp do tylu rzeczy.
-
Jest sławna i bogata, a nie może go stąd wyciągnąć?
-
Prawo jest żelazne, Louis… zwłaszcza w przypadku morderstw.
-
Ona wie, że on tego nie zrobił, prawda?
Liam
wzrusza ramionami, ale Louis wie, że ten podziela jego zdanie.
-
Kurwa, kocham tę klinikę. Pomogę mu Liam, zobaczysz. To wszystko
będzie prostsze, potrzebuje tylko czasu.
-
Mówiąc o czasie… Ed jutro wychodzi.
-
Poważnie? Dostał zgodę? - uśmiecha się.
-
Czytałem Twoje raporty, komisja także się zgodziła, jest zdrowy.
To wyjście na próbę, ale myślę, że poradzi sobie. Będzie go tu
trochę brakować… mimo wszystko.
-
Cholera! To wspaniale. Czy to znaczy, że dostanę kogoś nowego?
-
Prawdopodobnie, ale nie ekscytuj się… to może nie być pan
milusiński, jak Harry.
-
Spadaj – rzuca w niego poduszką, a Liam się śmieje.
-
Chcesz się zdrzemnąć? Idź, ja tu trochę posiedzę.
- Z
chęcią, Payne, dzięki za uratowanie mojego cennego tyłka. -
mruczy.
-
Louis?
-
Tak?
-
Dlaczego pozwoliłeś Zaynowi Malikowi pomalować ścianę? - pyta
zaciekawiony.
-
Ach, to… ma talent prawda? I jest przystojny!
-
Tak, tak, ale co to ma do rzeczy?
-
Ha! Wiedziałem, że go lubisz. Nie złość się o tę ścianę,
wygląda teraz o niebo lepiej, powinieneś pójść tam jutro i go
pochwalić.
-
Louis, nie wiem, co ty kombinujesz…
-
Dobranoc, ordynatorze.
-
Dobranoc, idioto.
-
Słyszałem to!
~*~
Kiedy
Ed wychodzi, wszyscy zbierają się w sali rozmów i życzą mu
powodzenia. Jest tam też Harry, trzymając w rękach kopertę, którą
podaje rudemu chłopakowi. Prawdopodobnie w ramach podziękowania lub
na nowy start, myśli Louis. Dzięki temu uczy się nowej rzeczy o
Harrym – jest bardzo hojnym chłopakiem. Pan doktor przecież
podejrzewa, że to nie tylko kartka okolicznościowa z dużym napisem
'Wszystkiego dobrego, Ed!', dlatego zapisuje sobie notatkę w głowie,
by zapytać o to później. Jest kilka osób, które płaczą.
Szczególnie Jade, mająca ostatnio ma problem z utrzymaniem emocji
na wodzach w stresowych sytuacjach. Taylor śpiewa coś z boku dla
Eda, ale tak naprawdę nikt jej nie słucha. Zayn macha mu na
pożegnanie, prosząc, by wziął jeden z jego obrazów. Wszystko
jest dobre, ale tak bardzo złe. Ed wychodzi, ale reszta zostaje. Bóg
wie, na jak długo.
-
Cześć, kochanie – mówi Louis, gdy wchodzi do jego pokoju bez
pukania – och, nie wiedziałem, że masz… gościa. - Patrzy na
dziewczynę, która jest całkowitą kopią Harry'ego, tylko z
prostymi włosami i nieco innym kolorem oczu. I jest zdumiony. - Wow
– szepcze, a Harry się śmieje cicho. - Przyjdę później –
dodaje szybko, wiedząc, że ta dwójka patrzy na niego.
-
Zostań, to Gemma, moja siostra.
-
Louis Tomlinson, nowy lekarz Harry'ego – podaje jej rękę – Po
prostu Louis.
-
Witaj, Louis. Wiele o Tobie słyszałam – mówi, a Harry udaje, że
na niego nie patrzy. - Och, tak? Bo ja o Tobie nie. - mówi
uprzejmie, a dziewczyna unosi kącik ust. - To moja prośba, chcę
pozostać maksymalnie dyskretna. Nie chcę, by media rozdmuchały tę
sprawę. - tłumaczy.
-
Tak, oczywiście – odpowiada Louis, choć myśli całkiem, co
innego. - Spędźccie trochę czasu razem, wpadnę po obiedzie
zobaczyć, jak się masz, okej? - mówi do Harry'ego, a ten skina
głową.
-
Miło było Cię poznać, Louis – mówi Gemma, a on odwzajemnia te
słowa, mając nadzieje, że ta znajomość pomoże mu rozwiązać
sprawę Harry'ego.
Po
powrocie do gabinetu prosi ochroniarza przez pager, by zatrzymał
Gemmę Styles, gdy będzie wychodziła z budynku. Chce jej zadać
pytanie. Wie, że powinien to zrobić. Nie musi długo czekać, gdy
dostaje sygnał od Petera i zjeżdża windą na parter.
-
Louis? Coś z Harrym?
-
Mógłbym odprowadzić Cię do samochodu? - pyta uprzejmie. -
Chciałbym o czymś pomówić.
-
Jeśli chcesz, proszę.
-
Jestem lekarzem Harry'ego od kilku miesięcy, ale…
-
Wiem, kim jesteście dla siebie. Policzki Harry'ego to zdradzają za
każdym razem, gdy o Tobie mówi. Nie mam nic przeciwko, tak długo
jak on jest szczęśliwy.
-
Myślisz, że można być szczęśliwym w takim miejscu? - Louis
prawie kipi ze złości.
-
Miałam na myśli…
-
Słuchaj, Gemma, wiem, że Harry nie zabił Waszych rodziców i zdaje
sobie sprawę, że Ty też to wiesz. Dlaczego pozwalasz sobą
manipulować? Co do cholery ma na Ciebie?
-
Louis..
-
Nie, Gemma, serio! Jeszcze kilka lat w ośrodku i z Twojego brata nie
zostanie nic. Pewnego dnia wjedziesz na nasze piętro, a on się do
Ciebie nie odezwie słowem. Bo to go właśnie czeka w tym miejscu.
Czym szantażuje Cię tamten człowiek?
-
Ja… ja nie mogę powiedzieć… nikt nie może się dowiedzieć…ja
nie chciałam potrącić tej dziewczynki, ona weszła mi pod koła,
ja..hamowałam! - zaczyna płakać, a Louis łapie ją w ramiona, bo
przecież wie jak. Harry wielokrotnie rozsypywał się na kawałki na
jego oczach…
I
może zabrzmi to bohatersko, ale doskonale wie, jak poskładać ich w
jedną spójną całość. Tak, by rozsypane kawałki stały się
zamazaną przeszłością. I zrobi to. Wkrótce.
Wow, po takim czasie nowe opowiadanie *.* Jak się cieszę, cały czas tę stronę mam w ulubionych, Twojego tt też, wprawdzie nie zaglądałam codziennie, ale co jakiś czas z nadzieją i wchodzę dzisiaj a tu już kilka rozdziałów!!! Kocham Cię i to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Bardzo potrzebuję teraz motywacji, a Twoje słowa dają mi mentalnego kopa! Cieszę się, że Ci się podoba i że pamiętałaś o mnie! Następnym razem, proszę, podpisz się! Będę pamiętać i ja o Tobie! Do następnego, buzi!
UsuńPs. Nie wiem, jak to z tym Twitterem, bo teraz mam inną nazwę :)
Uwielbiam to Twoje opowiadanie!! Wszystko jest mega ciekawe i nie mogę się doczekać juz kolejnego rozdziału!! Ciesze się,że znów piszesz :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci z całego serduszka! ♥ I cieszę się, że Ci się podoba. Buziak!x
UsuńKocham, kocham, kocham, po prostu pisz dla mnie jeszcze, jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie wyobraziłam, jak córka mojej przyjaciółki (ma 2 latka) krzyczy te swoje 'kokam, kokam, kokam!' [tak, jest w fazie mówienia kocham :D ] i aż mi cieplej się zrobiło na serduchu. Dziękuję! To bardzo miłe :)<3
Usuń