Rozdział 6. - Green tea




Link do masterposta: KLIK

Droga do pracy jest cicha, przerywana sporadycznym chichotem pochodzącym z radia. To pewnie jedna z tych audycji, które Liam zawsze słucha w swoim gabinecie. Louis nie może go tak naprawdę winić. Sam jest fanem stacji BBC i ich programów. Opiera głowę o szybę i zamyka oczy, próbując złapać jeszcze kilka chwil snu zanim dotrą do szpitala. Liam zatrzymuje się jednak na stacji paliw i kupuje dwie kawy oraz jakieś rogaliki. Jedzą w ciszy, niespecjalnie skłonni do rozmów po takim wieczorze. Są już naprawdę blisko wjazdu na parking, gdy Louis decyduje się odezwać.
- Stary, naprawdę dzięki za pomoc. Jestem Twoim dłużnikiem. Nie wiem, co mogłoby...
Liam macha tylko ręką, posyłając mu uśmiech. - Następnym razem po prostu weź ze sobą swojego chłopaka, będzie miał na Ciebie oko. - żartuje, choć Louis wie, że tylko po części.
- Z pewnością tak zrobię – śmieje się cicho, przypominając sobie, że po pierwsze tak naprawdę nie wie, kiedy Harry wyjdzie, a po drugie Harry nawet nie jest jego chłopakiem. Są w jakiejś dziwnej relacji lekarz-pacjent, osłoniętej buziakami i masą tajemnic, i co najlepsze, Louis nie chce tego tracić i jest prawie pewien, że Harry też nie. Musi jednak przestać o tym myśleć, gdy Liam parkuje w wyznaczonym przez administrację miejscu i wysiada z auta.
- Idziesz? - pyta.
- Tak, jasne, zamyśliłem się – kłamie, choć tak naprawdę nie jest gotowy na stawienie czoła rzeczywistości. Nadal czuje się okropnie winny (i nie mówcie tego Liamowi), ale żałuje, że tam pojechał. To naprawdę mogło się źle skończyć.

~*~
Na oddziale jest wyjątkowo spokojnie, to prawie pora obiadu i Louis jest wdzięczny, że imprezował z Liamem, bo w innym przypadku już dawno straciłby pracę. Przebiera się w fartuch i zerka w grafik, zdając sobie sprawę, że od 15 minut ma spotkanie ze swoimi podopiecznymi. Nie spogląda nawet do lustra zanim biegnie na drugi koniec korytarza, gdzie znajduje się pomieszczenie z krzesłami ustawionym w okrąg. Na jednym z nich, nie ma wątpliwości, siedzi Harry. Już ma łapać za klamkę, gdy przypomina sobie, że obiecał mu być tu z samego rana. Wzdycha ciężko i wchodzi do środka. Wita go gwizd Zayna i wtedy wszystkie oczy kierują się właśnie na niego.
- Okej, okej! - Louis podnosi ręce. - Przepraszam za spóźnienie – ludzie wydają się być rozbawieni, jednak on skupia się tylko na jednej osobie. Harry nawet na niego nie patrzy. Louis przełyka gulę w gardle i kontynuuje.
- Miałem rano małe kłopoty, ale to się więcej nie powtórzy – mówi poważnie. - No więc… jak się dzisiaj macie?
Po serii bezsensownych odpowiedzi, jakie otrzymuje Louis, przychodzi czas na Harry'ego i Louis z całej siły stara się nie podejść do niego i nie przytulić jego rozsypanych kawałków. Wie jednak, że z tym musi poczekać do czasu obchodu i zaciska rękę w pięść. - Harry? Chciałbyś się z nami czymś podzielić? - pyta delikatnie, gdy dostaje w odpowiedzi tylko ciszę.
- Niespecjalnie – mruczy pod nosem i może Louis drążyłby temat, ale jako lekarz psychiatrii wie doskonale, że nie powinien, nie teraz.
- Dobrze, Harry. - wzdycha ciężko – Zayn?
- Jestem team Harry – wyjaśnia chłopak, a Louis uśmiecha się delikatnie.
- Skoro nie chcecie nic mówić, ja Wam coś opowiem. To było kilka lat wstecz, kiedy moja młodsza siostra Daisy przyszła do mnie z płaczem. Miała może 7 lat i wielkie niebieskie oczy, które patrzyły na mnie jak na autorytet. Wziąłem ją na kolana i spytałem co się dzieje. Nie chciała nic powiedzieć, podobnie jak wy. Milczała, tuląc się do mojej piersi przez pół wieczora. Przez to spóźniłem się na swoją pierwszą randkę w życiu – śmieje się sam do siebie – i tak była niewypałem. Mówiąc jednak o Daisy - wtedy zrozumiałem, że człowiek czasem potrzebuje drugiej osoby, ale nie do rozmowy, czy pouczania go, jak ma żyć i jakie decyzje postępować. Każdy czasem potrzebuje poczuć obecność tej drugiej osoby, jej wsparcie i zainteresowanie. I chcę żebyście wiedzieli, że macie to wszystko we mnie, że jestem tu dla Was tak samo, jak byłem tego wieczora dla Daisy. Jesteście ważni, nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej - kończy przemówienie, mając nadzieje, ze Harry go słuchał. Miał to na myśli i nawet jeśli trochę bardziej dla Harry'ego niż reszty, nikt nie musi o tym wiedzieć.

~*~
- I jak było? - pyta Zayn, gdy Louis wchodzi do jego pokoju.
- Tobie też dzień dobry – śmieje się lekarz, gdy siada obok Zayna na podłodze. - Szczerze? Jak bardzo ssie, że skończyłem przyparty do ściany z obcymi ustami na moich?
- Ooo. Stary! Gwizdanie nie poszło na marne – żartuje, ale Louis posyła mu spojrzenie. - dlaczego to zrobiłeś?
- Nie zrobiłem, ocknąłem się w mieszkaniu Liama.
- Co?
- Och, nie patrz tak na mnie, zebrał mnie z podłogi i zawiózł do siebie.
- Więc... jak?
- Serio, Zayn?
- Chyba nie sądzisz, że ktoś Ci coś dosypał?
- Nie piję alkoholu, więc musiałem być na haju. - wzrusza ramionami – ale wiesz co jest najgorsze? To poczucie winy, które mnie ssie odkąd się obudziłem. Mogłem tam nie jechać.
- Panie doktorze, jest pan dziś bardzo wylewny – żartuje ponownie Zayn. - Powinieneś to zgłosić, skurwiele przeszukają lokal i może kogoś to uratuje.
Louis kiwa głową, ale sam nie wie. Musi porozmawiać o tym z Harrym.
- Muszę iść, mam jeszcze kilku pacjentów. A… Zayn?
- Yeah?
- Liam lubi też kutasy – i z tym wychodzi. Pozwala sobie jednak postać chwilę pod drzwiami, obserwując przez szybę uśmiech na twarzy chłopaka. Zrobił choć jedną dobrą rzecz. Choć jedną.

~*~
Ludzie są dziś marudni i Louis ich nie wini, sam ma gorszy dzień, więc pozwala im robić, co chcą. Czuje się beznadziejnie w tej roli, ale wie, że musi najpierw uwikłać się z samym sobą i z tym, co chodzi mu po głowie. A to się nie stanie dopóki nie pomówi z Harrym. Jest naprawdę późno, gdy staje pod jego drzwiami. Cicho wchodzi do środka, a widok jaki zastaje, zapiera mu dech w piersiach. Harry leży na łóżku, jego oczy są zamknięte, a wyraz twarzy wskazuje na to, że śpi, na jego podołku gramoli się Dusty, prosząc o odrobinkę uwagi. Wszystko jest takie kompletne, takie idealne, jakby ten chłopiec z rozsypanymi puzzlami, jakim jest Harry, nigdy nie istniał. Louis podchodzi powoli do łóżka i zabiera kotkę z ciała Harry'ego kładąc ją w jej siedzisku. Nie szczędzi jej kilku uścisków zanim to robi. Jednak chwilę później zrzuca buty i kładzie się obok chłopca, nakrywając go pluszowym kocem. Nawet nie wie, kiedy zasypia.

Budzi go ruch i już ma ochotę zacząć krzyczeć na Lottie, która co rano wpada do jego pokoju po jakąś inną bluzę - nie wińcie jej, jakaś nowa moda, czy coś – gdy zdaje sobie sprawę, gdzie jest. I co najważniejsze – z kim jest. Powoli przyzwyczaja oczy do światła, które dociera prosto z wysokiej lampki nocnej, którą Harry dostał jakiś czas temu od kogoś z rodziny. Louis nie chciał naciskać. Wie, że nastolatek wyjawi mu swoje sekrety, gdy będzie gotów. Cichy głos wyrywa go jednak z myśli.
- Jesteś tu… - szepcze Harry spokojnie i bez żadnej obawy.
- Tęskniłem za Tobą, przepraszam za – młodszy kładzie palec na jego ustach, by go uciszyć, po czym delikatnie go całuje.
- Ja tęskniłem bardziej. I nie gniewam się. Wiem, że masz… tam życie. Poza tym – kręci oczami dookoła pokoju. - Wiem, że muszę to zrozumieć. Dużo o tym myślałem. Ufam Ci. - i to ugadza Louisa najmocniej. Nie ma jednak serca przerwać tego monologu. Jego chłopiec dawno nie mówił tak wiele za jednym razem.
- Louis, jesteś tu?
- Tak, kochanie – mała łza opuszcza kącik jego oka i Harry zaczyna się peszyć. Nie wie, co zrobił źle, ale zanim może wciągnąć się w poczucie winy, Louis go całuje, mocno i dosadnie, tak, by wiedział, że wszystko jest z nimi w porządku. Lub będzie. Ewentualnie. W przyszłości.

Kiedy emocje opadają, a głowa Harry'ego spoczywa na klatce piersiowej Louisa, młodszy nagle się odzywa.
- Liam tu był… Em...kiedy spałeś. - mówi powoli, a Louis drętwieje. Widział ich. Nie chce jednak pokazać po sobie paniki.
- Coś mówił? - pyta delikatnie, jednak Harry podnosi się i patrzy mu w oczy. Są naprawdę niczym bratnie dusze, wiedzą bez słów, gdy coś jest nie tak.
- Że mam Ci skopać tyłek za spanie na dyżurze i że on obejmie wartę, jakby co. - uśmiecha się. - Jak było na… no wiesz.. - drapie się po głowie – imprezie? Opowiesz mi?
Louis znów drętwieje, tym razem przez nadmiar emocji, jednak skina głową i ciągnie Harry'ego na ich fotel, okrywa kocem i mocno tuli.
- Żałuję, że tam pojechałem, ale nie mów Liamowi, ani nikomu. - wzdycha, a Harry patrzy na niego podejrzliwie. - Powiedziałeś, że mi ufasz, a ja… chcę być z Tobą szczery, dobrze? To trudne, bo naprawdę nie chcę dokładać Ci zmartwień. I tak właściwie powinienem pomóc Ci rozwiązywać Twoje…
- Louis. - mówi miękko chłopiec, po czym patrzy na swoje różowe paznokcie. - Dam radę, po prostu mi powiedz.
- Dobrze...wow. - nabiera powietrza do płuc. - Po tym jak zasnąłeś, pojechałem pod adres, który wysłał mi Liam, okazało się, że to był jakiś klub, wiesz, drinki, spocone ciała… - kontynuuje, gdy zdaje sobie sprawę, że Harry prawdopodobnie nigdy w takim nie był, przez co sam się spina. - Przepraszam, jestem idiotą, ale… co Ty na to, że kiedyś Cię do takiego zabiorę? - pokazuje mu mały paluszek.
- Obiecujesz?
- Obiecuję – mówi słodko, po czym składa całusa na skroni Harry'ego, czując jednocześnie, jak mały paluszek chłopaka zaciska się na jego własnym. Pinky promise.
- Co było dalej?
- Liam zaproponował mi drinka, ale ja nie piję alkoholu pod żadną postacią, dlatego wziąłem z baru jakiś sok i poszedłem do towarzystwa. Nawet nie tańczyłem zbyt dużo, choć zwykle to uwielbiam – śmieje się cicho – potem… urywa mi się film. Pamiętam tylko, jak ktoś odciągał pijanego kolesia ode mnie, myślałem, że to byłeś Ty, krzyczałem Twoje imię, potem straciłem przytomność. Obudziłem się w mieszkaniu Liama dopiero w południe.

Harry zasłania usta – Dlatego się spóźniliście? - pyta, a Louis potwierdza skinięciem głowy. - Przepraszam, Harry, nie chciałem…
- Nie bądź głupcem, Louis. - mówi ostrzej chłopak i Louis dałby sobie rękę obciąć, że widzi taką emocję u Harry'ego po raz pierwszy. - Powinieneś to zgłosić. Skrzywdzili Cię. Dodali Ci GHB! - prawie krzyczy i Louis z ledwością opanowuje jego wściekłość.
- Hej, hej, spokojnie, jestem cały, nic mi nie zrobili. - przytula Harry'ego do swojej piersi, gdy ten zaczyna płakać.
- Nie..nie chcę byś..tam chodził… - chlipie cicho, a Louis przeczuwa, że Harry zna działanie tabletki gwałtu nie tylko ze szkolnych podręczników, a raczej z autopsji.
- Już wszystko dobrze, nic mi nie jest i nie pójdę tam więcej… nie płacz, proszę. - mówi uspokajającym głosem, jednak nie spodziewa się tego, co usłyszy za moment.
- Nick mi je dawał, gdy uciekałem z domu, mówił, że...że każdy je bierze, by lepiej się czuć. Ale ja potem nie czułem nic, Louis, nie czułem nic! - krzyczy, gdy łzy zalewają jego twarz – Dopiero następnego dnia, gdy mama, mama wszystko zobaczyła, wyrzuciła go z domu! On wrócił.. on… - nie jest w stanie poskładać słów do kupy, więc Louis prosi by przestał i trzyma go mocno w ramionach dopóki ten nie usypia zmęczony płakaniem.

Louis wychodzi z jego pokoju o piątej nad ranem, gdzie za kilka godzin powinien być z powrotem w pracy. Liam siedzi przy biurku i coś notuje.
- Mogę przeszkodzić? - pyta zdystansowany, na co ordynator podnosi wzrok i odkłada długopis.
- Więc to miałeś na myśli mówiąc, że Twoja druga połówka nie może z nami być? - pyta bez cienia emocji na twarzy, a Louis rumieni się.
- Nie wiem, co myślałem, po prostu…
- Louis, obserwuje Was od kilku tygodni, sam jesteś tutaj ponad kilkanaście, nie jestem Twoim wrogiem, ale naprawdę myślisz, że to jest dobrym pomysłem?
- Słuchaj, ja… przepraszam, ale możemy pomówić o tym innym razem? Harry mi się z czegoś zwierzył i myślę, że to jest kluczowe nie tylko w jego sprawie, ale i w sprawie Nicka.
- Czekaj, zaparzę nam herbatę i pogadamy.
- Zrobisz mi zieloną?
- Ty też? - przewraca oczami na to pytanie, ale wyciąga właściwie opakowanie i kilka saszetek brązowego cukru. Gdy kubki zostają umieszczone na ławie, a para unosi się w powietrzu, Louis zaczyna.
- Opowiadałem mu o wczorajszym wieczorze i gdy dotarłem do momentu z tabletką gwałtu, rzucił mi medyczną nazwę tej substancji, nie sądzę Liam, by znał to z książek… Ale co istotne, zaczął płakać, mówił, że Nick mu takie dawał, gdy uciekał z domu, że jego mama to odkryła i wyrzuciła Nicka i on wrócił, by się zemścić… ale…. Jak to go wyrzuciła? W jaki sposób do cholery są spokrewnieni?
- Nie są… to znaczy nie do końca – mówi zainteresowany Liam. - Nick jest synem byłego męża Anne. Kiedy Rafael zmarł, Nick przeszedł pod jej opiekę. Ze względu na ślub i jakieś tam aspekty prawne. Wychowywał się z Harrym i Gemmą, jego siostrą. Potem wszystko zaczęło się sypać…
- Co to znaczy zaczęło się sypać? Wiesz co Liam? To otwiera nowy trop w tej sprawie… Harry nigdy nie mówił, bo nikt go nigdy nie słuchał, On nie jest chory, on się po prostu boi, rozumiesz?
Liam przełyka ciężko ślinę. - Sugerujesz, że…
- Kurwa… - szepce do kubka herbaty – jestem prawie pewien, że Nick stoi za tymi morderstwami z akt. Popatrz, miał motyw, o którym prokurator nawet nie wiedział, bo Harry nic nie zeznał. Poddał się, bo nikt w niego nie wierzył… Nikt mu nie został.
- Właściwie… jego siostra przeżyła.
- Co?
- Przychodzi tutaj czasami, gdy Harry ma spokojne dni.
- Dlaczego o tym nie wiem?
- Prosiła o maksymalną dyskrecję, jest sławna, to dzięki niej Harry ma dostęp do tylu rzeczy.
- Jest sławna i bogata, a nie może go stąd wyciągnąć?
- Prawo jest żelazne, Louis… zwłaszcza w przypadku morderstw.
- Ona wie, że on tego nie zrobił, prawda?
Liam wzrusza ramionami, ale Louis wie, że ten podziela jego zdanie.
- Kurwa, kocham tę klinikę. Pomogę mu Liam, zobaczysz. To wszystko będzie prostsze, potrzebuje tylko czasu.
- Mówiąc o czasie… Ed jutro wychodzi.
- Poważnie? Dostał zgodę? - uśmiecha się.
- Czytałem Twoje raporty, komisja także się zgodziła, jest zdrowy. To wyjście na próbę, ale myślę, że poradzi sobie. Będzie go tu trochę brakować… mimo wszystko.
- Cholera! To wspaniale. Czy to znaczy, że dostanę kogoś nowego?
- Prawdopodobnie, ale nie ekscytuj się… to może nie być pan milusiński, jak Harry.
- Spadaj – rzuca w niego poduszką, a Liam się śmieje.
- Chcesz się zdrzemnąć? Idź, ja tu trochę posiedzę.
- Z chęcią, Payne, dzięki za uratowanie mojego cennego tyłka. - mruczy.
- Louis?
- Tak?
- Dlaczego pozwoliłeś Zaynowi Malikowi pomalować ścianę? - pyta zaciekawiony.
- Ach, to… ma talent prawda? I jest przystojny!
- Tak, tak, ale co to ma do rzeczy?
- Ha! Wiedziałem, że go lubisz. Nie złość się o tę ścianę, wygląda teraz o niebo lepiej, powinieneś pójść tam jutro i go pochwalić.
- Louis, nie wiem, co ty kombinujesz…
- Dobranoc, ordynatorze.
- Dobranoc, idioto.
- Słyszałem to!

~*~
Kiedy Ed wychodzi, wszyscy zbierają się w sali rozmów i życzą mu powodzenia. Jest tam też Harry, trzymając w rękach kopertę, którą podaje rudemu chłopakowi. Prawdopodobnie w ramach podziękowania lub na nowy start, myśli Louis. Dzięki temu uczy się nowej rzeczy o Harrym – jest bardzo hojnym chłopakiem. Pan doktor przecież podejrzewa, że to nie tylko kartka okolicznościowa z dużym napisem 'Wszystkiego dobrego, Ed!', dlatego zapisuje sobie notatkę w głowie, by zapytać o to później. Jest kilka osób, które płaczą. Szczególnie Jade, mająca ostatnio ma problem z utrzymaniem emocji na wodzach w stresowych sytuacjach. Taylor śpiewa coś z boku dla Eda, ale tak naprawdę nikt jej nie słucha. Zayn macha mu na pożegnanie, prosząc, by wziął jeden z jego obrazów. Wszystko jest dobre, ale tak bardzo złe. Ed wychodzi, ale reszta zostaje. Bóg wie, na jak długo.

- Cześć, kochanie – mówi Louis, gdy wchodzi do jego pokoju bez pukania – och, nie wiedziałem, że masz… gościa. - Patrzy na dziewczynę, która jest całkowitą kopią Harry'ego, tylko z prostymi włosami i nieco innym kolorem oczu. I jest zdumiony. - Wow – szepcze, a Harry się śmieje cicho. - Przyjdę później – dodaje szybko, wiedząc, że ta dwójka patrzy na niego.
- Zostań, to Gemma, moja siostra.
- Louis Tomlinson, nowy lekarz Harry'ego – podaje jej rękę – Po prostu Louis.
- Witaj, Louis. Wiele o Tobie słyszałam – mówi, a Harry udaje, że na niego nie patrzy. - Och, tak? Bo ja o Tobie nie. - mówi uprzejmie, a dziewczyna unosi kącik ust. - To moja prośba, chcę pozostać maksymalnie dyskretna. Nie chcę, by media rozdmuchały tę sprawę. - tłumaczy.
- Tak, oczywiście – odpowiada Louis, choć myśli całkiem, co innego. - Spędźccie trochę czasu razem, wpadnę po obiedzie zobaczyć, jak się masz, okej? - mówi do Harry'ego, a ten skina głową.
- Miło było Cię poznać, Louis – mówi Gemma, a on odwzajemnia te słowa, mając nadzieje, że ta znajomość pomoże mu rozwiązać sprawę Harry'ego.

Po powrocie do gabinetu prosi ochroniarza przez pager, by zatrzymał Gemmę Styles, gdy będzie wychodziła z budynku. Chce jej zadać pytanie. Wie, że powinien to zrobić. Nie musi długo czekać, gdy dostaje sygnał od Petera i zjeżdża windą na parter.
- Louis? Coś z Harrym?
- Mógłbym odprowadzić Cię do samochodu? - pyta uprzejmie. - Chciałbym o czymś pomówić.
- Jeśli chcesz, proszę.
- Jestem lekarzem Harry'ego od kilku miesięcy, ale…
- Wiem, kim jesteście dla siebie. Policzki Harry'ego to zdradzają za każdym razem, gdy o Tobie mówi. Nie mam nic przeciwko, tak długo jak on jest szczęśliwy.
- Myślisz, że można być szczęśliwym w takim miejscu? - Louis prawie kipi ze złości.
- Miałam na myśli…
- Słuchaj, Gemma, wiem, że Harry nie zabił Waszych rodziców i zdaje sobie sprawę, że Ty też to wiesz. Dlaczego pozwalasz sobą manipulować? Co do cholery ma na Ciebie?
- Louis..
- Nie, Gemma, serio! Jeszcze kilka lat w ośrodku i z Twojego brata nie zostanie nic. Pewnego dnia wjedziesz na nasze piętro, a on się do Ciebie nie odezwie słowem. Bo to go właśnie czeka w tym miejscu. Czym szantażuje Cię tamten człowiek?
- Ja… ja nie mogę powiedzieć… nikt nie może się dowiedzieć…ja nie chciałam potrącić tej dziewczynki, ona weszła mi pod koła, ja..hamowałam! - zaczyna płakać, a Louis łapie ją w ramiona, bo przecież wie jak. Harry wielokrotnie rozsypywał się na kawałki na jego oczach…


I może zabrzmi to bohatersko, ale doskonale wie, jak poskładać ich w jedną spójną całość. Tak, by rozsypane kawałki stały się zamazaną przeszłością. I zrobi to. Wkrótce.  

6 komentarzy :

  1. Wow, po takim czasie nowe opowiadanie *.* Jak się cieszę, cały czas tę stronę mam w ulubionych, Twojego tt też, wprawdzie nie zaglądałam codziennie, ale co jakiś czas z nadzieją i wchodzę dzisiaj a tu już kilka rozdziałów!!! Kocham Cię i to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Bardzo potrzebuję teraz motywacji, a Twoje słowa dają mi mentalnego kopa! Cieszę się, że Ci się podoba i że pamiętałaś o mnie! Następnym razem, proszę, podpisz się! Będę pamiętać i ja o Tobie! Do następnego, buzi!
      Ps. Nie wiem, jak to z tym Twitterem, bo teraz mam inną nazwę :)

      Usuń
  2. Uwielbiam to Twoje opowiadanie!! Wszystko jest mega ciekawe i nie mogę się doczekać juz kolejnego rozdziału!! Ciesze się,że znów piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci z całego serduszka! ♥ I cieszę się, że Ci się podoba. Buziak!x

      Usuń
  3. Kocham, kocham, kocham, po prostu pisz dla mnie jeszcze, jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie sobie wyobraziłam, jak córka mojej przyjaciółki (ma 2 latka) krzyczy te swoje 'kokam, kokam, kokam!' [tak, jest w fazie mówienia kocham :D ] i aż mi cieplej się zrobiło na serduchu. Dziękuję! To bardzo miłe :)<3

      Usuń

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka