Rozdział 8. - Green tea




Link do masterposta: KLIK

Ten poranek jest dla Louisa ciężki. Nie zdąża nawet zjeść śniadania, gdy jego siostra przynosi mu telefon. Liam dzwoni już czternasty raz i nie jest to dobra wiadomość. Żadna z wiadomości, jaką dostaje nie jest dobra, ale w jakiś sposób przeczuwa, że to dopiero początek kłopotów. Poniedziałki są zawsze do bani. Wbiega na oddział w połowie nieprzygotowany do pracy, ale pieprzy to, bo wie, że w szpitalu coś się dzieje. Kiedy ma już na sobie fartuch, bez uprzedniego wpisania się na listę, zmierza do gabinetu Liama, jednak kiedy jego dłoń styka się z chłodną klamką  - oczywiście, wchodzi bez pukania - ktoś otwiera drzwi. Louis już ma się odezwać, zarzucając jakimś tekstem na temat Zayna, jednak widzi, że tą osobą nie jest jego własny ordynator, a szef całej kliniki, pan Peterson. Kłania się życzliwie, obserwując kolejne twarze, które opuszczają pomieszczenie. Jest tam dwóch lekarzy, adwokat i dwóch detektywów. Louis czuje rosnące w dole brzucha napięcie i nie jest to nic przyjemnego. Kiedy oddalają się w stronę bufetu, wchodzi do gabinetu Liama i zamyka za sobą drzwi.

- Kim są Ci ludzie?
- Jak to kim? Przecież wiesz - odpowiada zdenerwowany Liam.
- Nie, pytam czego chcą, Liam? Czego oni chcą od nas?
- Chcą zeznań Harry'ego. - i to wyjaśnia wszystko. Louis czuje, że robi mu się gorąco. Nagle pomieszczenie, które otrzymał Liam, awansując na posadę ordynatora wydaje się być zbyt ciasne, by pomieścić dwie osoby, a ilość powietrza, jakiej potrzebuje Louis, by żyć, niewystarczająca.
- Co? - udaje mu się wydusić po chwili milczenia. - Przecież ja... ja zajmuje się jego sprawą...  Ja jestem jego lekarzem. - mówi oburzony. - Dlaczego...
- Ta kobieta, adwokat Gemmy Styles, która była tu ostatnio...
- Katy Perry.
- Tak, ona. Wnioski zostały złożone, Louis. Wiem, że dała Ci kilka tygodni i wiem, że masz wpływ na Harry'ego, ale tak jakby te zeznania potrzebne są na już, na wczoraj...

Milczą przez chwilę. Louis stara się oddychać spokojnie i nie pozwolić emocjom wziąć górę nad tą sprawą. Mimo wszystko czuje napływające do jego oczu łzy.

- To go zniszczy, Liam... to jest kurewsko niepoprawne.
- Wiem, ale to nie moja decyzja. Sam widziałeś, Peterson tu był. Zależy im na jak najlepszej opinii na temat kliniki... Plus sprawa Grimshawa, to wszystko jest ponad moje siły, Louis.
- Chcę tam być. Chcę być podczas przesłuchania, chcę... kurwa, mam do tego prawo, jestem jego lekarzem.
- Zrobię, co w mojej mocy. - obiecuje Liam, a Louis podnosi się z krzesła.  - Czy on wie? O tym wszystkim?
Ordynator kręci głową i Louis jęczy przeciągle. - Okej, łapię, na kiedy ma być gotowy?
- Jutro rano zostanie zbadany przez dwóch lekarzy z ministerstwa, sam wiesz, jacy są. Nie będą owijać w bawełnę.
- Pieprzyć to! - trąca krzesło, po czym kuca i zakrywa twarz dłońmi.
- Louis...
- Jest dobrze, dam sobie radę  - i z tym wychodzi. Da radę, musi, musi być silny dla Harry'ego.

Dziś nie ma zajęć grupowych, a obchód mija mu dosyć szybko. Przez większość czasu buja w obłokach, zastanawiając się, jak poinformować Harry'ego o tym, co go czeka już jutro z samego rana. I siedzi tak już trzecią godzinę, słuchając żalów i próśb swoich pacjentów i nie wie, naprawdę nie wie, co mogłoby uspokoić Harry'ego po tej makabrycznej informacji.

~*~ 

- Wydajesz się być dziś spięty... - szepcze Harry, gdy Louis siada obok niego na łóżku.
- Wszystko ze mną dobrze. Chcesz żebym uczesał Ci włosy? - pyta ciepło, a młodszy uśmiecha się szeroko. Louisa aż boli myśl o zabiciu tego uśmiechu, jednak wie, że ten moment i tak nadejdzie.
- Emily dziś była, więc dziękuję. Ale... może mógłbyś mi pomóc z lakierem? Dawno..um..
- Z lakierem do paznokci? - pyta spokojnie Louis, a ten kiwa nieśmiało głową. - Hej, mówiłem Ci coś na ten temat. Nie ma powodu byś czuł się niekomfortowo, akceptuję Cię takim jakim jesteś, rozumiesz?
Harry uśmiecha się nieśmiało i podaje mu flakonik z lakierem i swoją rękę.

- Więc...co u Twojej rodziny? - pyta ostrożnie. - Co u Lottie?
- Mama odwiedzi Cię w tym tygodniu, ale chciałbym przy tym być żeby nie palnęła jakiegoś mojego sekretu z dzieciństwa - śmieje się, malując serdeczny palec Harry'ego na różowy kolor. Jakimś cudem nie wyjeżdża poza linie, chociaż jego ręce drżą zbyt mocno.
- Naprawdę? - pyta chłopiec, a Louis skina głową.
- Lottie jest dość wybuchowa ostatnio, ma kilka świetnych pomysłów, kiedyś Ci o tym opowiem. Fizzy jako jedyna wiedziała o Tobie - wyznaje - byłeś moim słodkim sekretem, nadal jesteś. Ale... już niedługo.
- Co masz na myśli? - pyta Harry, a jego brwi łączą się w jedną linię.
- Skończone, daj buziaka - nachyla się, a młodszy cmoka jego usta, jakby to była ich codzienność.

W pewnym sensie jest.

- Mamy mały problem i szczerze mówiąc, nie chcę, byś poczuł presję i się wystraszył, dlatego proszę posłuchaj mnie do końca.
- Louis, stresujesz mnie - krzywi się i Louis też się krzywi, mrucząc pod nosem ciche 'wiem'.
Zajmują swój ulubiony, bujany fotel, a Harry wtula się w klatkę piersiową swojego chłopaka.
- Wiesz, że jesteśmy... razem, no...wiesz, razem-razem już tydzień i jeden dzień? - szepcze Harry i choć Louis nie widzi jego twarzy, jest przekonany, że gości na niej szeroki i szczery uśmiech.
- Wiem, kochanie, choć to Ty będziesz tym, który zapamięta wszystkie rocznice, nie mylę się, co?
Harry się tylko śmieje.
- Więc...co z tym problemem?
- Jutro czeka Cię kilka badań - szepcze spokojnie, bawiąc się knykciami Harry'ego.
- Badań? - czuje jak chłopak się spina, ale decyduje mówić dalej.
- Pamiętasz wizytę Katy Perry, prawniczki Twojej siostry? Wnioski... już poszły w ruch. Twoja sprawa dotycząca morderstwa rodziców też. Potrzebne są Twoje zeznania.
- Co to ma do badań? - pyta ostrożnie osiemnastolatek.
- Katy obiecała nam kilka tygodni, pamiętasz, jak Ci mówiłem? Tak naprawdę...te zeznania są potrzebne na już. Za zgodą sądu przysłano tu innych lekarzy, bezstronnych - prycha. - Tak jakby wiedzieli - mówi sam do siebie, ale dopiero po chwili zauważa, że Harry płacze.
- Louis, nie...nie chcę, nie pozwól im.
- Och, kochanie - przytula go mocno i kołysze na swojej piersi - Gdybym tylko mógł... Uważają, że jestem dla Ciebie zbyt łagodny. Musisz im powiedzieć wszystko, nie bać się.
- Wiesz...wiesz, że to niemożliwe - chlipie, a Louis czuje się bezsilny.
- Będę przy Tobie i zatrzymam to, gdy zrobi się źle, obiecuje. Muszą mnie wpuścić.
- Co jeśli nie? - jego oczy świecą się od łez.
- Kochanie, też jestem zły, bo wiem, jak trudne to dla Ciebie jest. Ale im odważniejszy będziesz, tym szybciej będziemy mogli zacząć szukać mieszkania.
- Co masz na myśli? - ociera twarz z łez, choć one dalej lecą. 
- Po Twoim wyjściu stąd? - mówi Louis, jakby to była oczywistość.
- Chcesz... ze mną zamieszkać? - pyta, po czym milknie na kilka sekund - Ale tak na serio? - uśmiecha się przez szloch. I Louis nie wie teraz, czy jest szczęśliwy, czy smutny z tego powodu.
- A jak inaczej, Harry? Chcę z Tobą być, chcę...naszej przyszłości. Razem.
- Razem... - powtarza po nim Harry i tuli się do niego.

Poszło zbyt łatwo, myśli Louis, jednak sącząca się na dnie serca świadomość, że najgorsze przed nimi wcale nie pozwala mu zmrużyć oka tej nocy. Akta Harry'ego, do jakich mają dostęp, nie mają przełożenia na to, co tak naprawdę działo się z tym chłopcem odkąd skończył 13 lat. I Louis, gdyby mógł, oddałby siebie, by tylko Harry nie musiał przez to przechodzić.

Ale musi. I Louis po raz pierwszy w życiu czuje się tak bardzo bezsilny. Nie wraca do domu. Wie, że i tak nie zaśnie, więc podróż zakorkowanymi ulicami nie wydaje się dobrym pomysłem. Bierze prysznic i przebiera się w czysty fartuch. Liczy owce, gdy do pomieszczenia wchodzi Liam.

- Louis? Myślałem, że pojechałeś do domu pół godziny temu - mruczy, zaskoczony. W jego głosie słychać jednak troskę.
- Nie ma mowy, bym się stąd ruszył. Na pewno nie dziś.
- Więc...Harry?
- Tak, wie o wszystkim. Poskładam go później, ale obiecaj, że nie będą go męczyć. Jedno słowo i wychodzą. - Liam bezgłośnie mu przytakuje, przez co Louis głośno wzdycha.
- Jedź do domu... i tak nie zmrużę oka, będę pilnował oddziału. - proponuje, a Liam wydaje się być bardziej niż chętny.
Wychodzi przed północą, a całe piętro pochłania męcząca cisza. To będzie długa noc, myśli Louis, po czym idzie w kierunku pokoju Harry'ego. Stara się nie obudzić chłopca, który tuli teraz do swojej piersi małą poduszkę w kształcie kotka. Louis podarował mu ją kilka tygodni po tym, jak przyszedł na oddział. Harry cieszył się wtedy jak szalony, przytulał go i dziękował więcej niż trzy razy. Był naprawdę szczęśliwy. Louis uśmiecha się na tę myśl, po czym gładzi delikatnie policzek Harry'ego.

- Jesteś taki bezbronny... Jak ktokolwiek mógł Cię skrzywdzić? - mówi sam do siebie, a odpowiedź otrzymuje tylko od głuchej ciszy. Całuje skroń chłopca, pozostawiając swoje usta na jego skórze odrobinę dłużej niż to potrzebne. Kiedy ma już odchodzić, słyszy szept.

- Lou?
- Śpij, kochanie, wszystko jest dobrze...
- Zostaniesz ze mną dopóki nie zasnę?
Louis uśmiecha się w odpowiedzi i choć jest ciemno, i Harry nie może tego zobaczyć, przesuwa się na łóżku, by zrobić mu miejsce.
- Śpij, Hazza.
- Dobranoc, Lou.

~*~

Wtorkowy poranek jest jeszcze gorszy, niż cały poprzedni dzień. Louis jest o tym przekonany. Sączy swoją kawę i wypełnia raport na temat zdrowia Zayna, gdy Liam przychodzi do pracy. Wygląda jakby też nie spał pół nocy, ale Tomlinson woli nie pytać z jakiego powodu. Nie bardzo interesują go hetero przygody. Cóż, nie możecie go winić.

- To prawda, że Zayn dostał drgawek dziś rano? - przerywa ciszę, kładąc na biurku torbę ze słodkimi bułeczkami i Louis gryzie jedną mocno, zanim formułuje odpowiedź.
- Zrobiłem mu zastrzyk, pomogło. Nie mam pojęcia skąd taka reakcja organizmu. Chyba trzeba przewieźć go na toksykologię. To możliwe, że któraś z farb była nieodpowiednia do takich warunków?
- Raczej wątpię, ale lepiej to sprawdzić. Pójdę go odwiedzić. Ma pasy? - pyta, zakładając fartuch, po czym zmierza w kierunku drzwi. Louis się uśmiecha.
- Tak, Liam?
- Co cię tak bawi?
- Liam..
- No co?
- Fartuch... jest na lewej stronie - wskazuje na szwy, a Liam wywraca oczami i przebiera się na jego oczach.
- Lepiej Ci?
- Ucałuj Zayna - rzuca radośnie, po czym zatapia się w notatkach. Papierkowa robota go kiedyś wykończy, wie to.


Liam puka delikatnie, jednak nie czeka na odzew. Zastaje Zayna leżącego na plecach. Jego nogi i ręce zapięte są w pasy, on sam patrzy w sufit, pokój pogrążony jest w ciemności przez rolety, które zasunięto jeszcze poprzedniego wieczora.
- Cześć - siada na krześle nieopodal, czym skupia na sobie uwagę pacjenta. - Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz. - mówi powoli, wiedząc, że lekarstwo, które otrzymał Zayn mocno dekoncentruje.
- Dzięki, jest zajebiście - odpowiada, a Liam nie wie, czy to ironia, czy on mówi na poważnie.
- Jeśli czegoś potrzebujesz...
- Mam wszystko, tylko...czy mógłbyś? - zerka na mocne, skórzane pasy, które oplatają jego kończyny.
- Jasne, nie powinieneś dostać już drgawek, Louis zaaplikował Ci wystarczającą dawkę. Jednak jutro zabieram Cię na badania. Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? - pyta profesjonalnie, a Zayn wydyma wargę i kręci głową.
- Nie, niespecjalnie.
- Odepnę Cię, tylko nie rób żadnych gwałtownych ruchów, może Ci się lekko kręcić w głowie.

Kiedy pasy znikają, Liam widzi ulgę na twarzy chłopaka. - To niekomfortowe, wiem, ale to dla Twojego bezpieczeństwa, nigdy wcześniej drgawki nie pojawiały się znikąd, nie wiem dokąd nas to teraz prowadzi.
- Liam?
- Tak?
- Mógłbyś być...mniej...lekarski? - mówi głupio. - To znaczy wiem, że jesteś lekarzem, ale mów do mnie normalnie, proszę. Louis zarzucił mi łacińską nazwę tego leku, a ja tego nie potrzebuję, serio. Czuję się przytłoczony.
- Mówiłeś mu o tym?
- Tak, ale... ostatnio sam ma kłopoty. No, wiesz... z Harrym.
- Och - Liam wydaje się być zaskoczony. - Więc Ty wiesz?
- Nawet lekarz psychiatrii potrzebuje się komuś wygadać - posyła Liamowi oczko, a ten się rumieni.
- Tak, coś w tym jest.

~*~

Wybija dokładnie dziesiąta, gdy do pokoju lekarzy wchodzi dwóch mężczyzn. Louis wita ich szorstko, nawet jeśli obaj są przystojni i mili, po czym prowadzi do specjalnego pomieszczenia, gdzie ma zostać przeprowadzone badanie Harry'ego. Lekarze liczą na to, że odniosą sukces, nie powstrzymują komentarzy na temat osiemnastolatka i jego akt. Louis zaciska mocno pięści, wiedząc, że nie może nic z tym teraz zrobić.

Kiedy przychodzi po Harry'ego ten jest kupką nerwów i niepokoju. Louis całuje go miękko i obiecuje, że będzie tam z nim, i że generalnie będzie dla niego zawsze, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Harry szepce ciche podziękowania, po czym obaj idą korytarzem. Gdyby to był film, Louis na pewno płakałby na tej scenie. Siedziałby w jednym z tych niewygodnych kinowych foteli i ścierał łzy tak, by Jay lub Lottie nie zauważyły, że płacze. Teraz też szklą mu się oczy, ale obiecał sobie, że będzie silny dla Harry'ego, gdy ten rozsypie się jak domek z kart. Ktoś musi być tam, by go pozbierać.

Pokój jest jasny, znajduje się tam stół i krzesła, kozetka i jakaś szafa. Louis nigdy wcześniej nie korzystał z tego pomieszczenia, ale wie, że Liam udostępnia je tylko w wyjątkowych przypadkach.

- Dzień dobry, panie Styles - odzywa się jeden, a Harry drży. Louis kładzie swoją dłoń na jego udzie i głaszcze uspokajająco. Harry ma na sobie szary dres i choć nie jest to szpitalne ubranie żaden z lekarzy tego nie komentuje.
- Wystarczy Harry - odpowiada chłopak odważnie i Louis jest z niego dumny. To naprawdę dużo.
- Dobrze, Harry. Jestem pewny, że pan Louis przygotował Cię wystarczająco do tego, co nas czeka za chwilę. Doktor Martin zbada Cię za moment, będzie to rutynowe badanie, sprawdzimy też Twoje nadgarstki i uda...
- Nie tnę się od dawna - mówi cicho Harry, a Louis czuje, że po jego plecach przechodzi dreszcz.
- Dobrze dla Ciebie, chłopcze - odzywa się starszy lekarz. Ricky Martin, mówi sobie w myślach Louis, przywołując jego nazwisko.
- Widzę, że jesteś w dobrej kondycji, więc ta część badania nie powinna sprawić problemów. Co do drugiej części - urywa i patrzy w kartotekę. - Przeczytaliśmy raporty Twojego lekarza, ekhm, Twoich lekarzy, było ich sporo, cóż - przewraca kartki w segregatorze. - efekty pracy z panem Tomlinsonem okazują się najbardziej... zdumiewające. - komentuje, a Louis chce się uśmiechnąć, jednak nie może się do tego zmusić. Wie, że będą wywierać na Harrym presję. Dlatego nigdy nie chciał aplikować do ministerstwa. Tamci lekarze szkoleni są na roboty bez serca. Louis nigdy nie chciał taki być.
- Doktor Olly Murs miał na myśli, że w drugiej części badania poprosimy Cię, byś zapomniał o tym, co zeznawałeś kilka lat temu i opowiedział nam swoją historię od początku. Myślisz, że jesteś w stanie to zrobić? - kontynuuje starszy lekarz. Na twarz Louisa wpływa grymas, a Harry spuszcza wzrok.
- Zrobi to - odzywa się za swojego chłopaka - tylko proszę, by byli panowie delikatni, Harr-
- Wiemy, co mamy robić, panie Tomlinson. Jest pan tutaj tylko ze względu na życzliwość pana Payne, więc proszę nie naciągać tego przywileju.
- Jest okej, Lou - szepcze Harry i Louis wie, że nic nie jest w porządku.

Po serii badań, pytań na temat zdrowia i masy komentarzy siadają ponownie do stołu. Harry jest zmęczony, Louis może stwierdzić to tylko po sposobie jego mówienia, ale cóż, nie może przecież naciągać przywileju - boi się, że go wyrzucą, a nie darowałby sobie, gdyby Harry przez jego głupotę musiał przechodzić piekło bez wsparcia.

- Harry, zadałem Ci pytanie - mówi doktor Olly. Louis w myślach tworzy już dla niego jakieś kretyńskie przezwisko, którym podzieli się z Harrym, jak tylko będą mogli rozmawiać. Nagle do pomieszczenia wchodzi adwokat, którego Louis widział wczoraj. Ma w rękach statyw z kamerą, Harry automatycznie się peszy.
- W jakim celu... - chce zadać pytanie, ale myśli, że zna odpowiedź. Wie jednak, że Harry jej nie zna, dlatego prosi o kilka minut przerwy. Lekarze i adwokat udają się do bufetu, gdy ten kuca przy nogach swojego chłopca.
- Hej, spójrz na mnie... Haz? - wręcz błaga.
- Jestem zepsuty - powtarza po raz kolejny i łączy ich spojrzenie. - Nie dam rady, Louis... wolę...niech dadzą mi spokój - wybucha płaczem, a Louis tuli go do siebie mocno, szepcząc mu, jak odważny i kochany jest.
- Jestem pewien, że sobie poradzisz, no i popatrz, jestem tutaj cały czas z Tobą. A ten adwokat, on nagra to co mówisz, zaledwie kilka minut i nie będziesz już czuł obecności kamery, obiecuję.
- Ale po co? - szlocha. - Kto będzie to oglądał? - pyta zrozpaczony.
- To jest ten jeden raz, gdy musisz to powiedzieć, ten jeden jedyny raz. Liam zadbał, byś nie musiał zeznawać w sądzie. Użyją nagrania. Rozumiesz?
- Więc to coś dobrego?
- Obiecuje, że tak. - całuje go we włosy. Chwilę później drzwi się otwierają, a Harry ściera łzy. Jest gotowy złamać się, by pewnego dnia poczuć się wolnym od ciężaru, jaki przez lata nosił w sobie. A świadomość, że nie jest w tym sam, znacznie mu pomaga.

- Proszę się przedstawić, podać swój wiek i miejsce pochodzenia. - mówi adwokat i włącza kamerę.
Harry kładzie dłonie na swoich kolanach i patrzy prosto w obiektyw.
- Nazywam się Harry Styles, mam osiemnaście lat i pochodzę z Holmes Chapel w Cheshire. - mówi, a słona łza spływa po jego twarzy.
- Harry, czy mógłbyś opowiedzieć nam, jak wyglądały ostatnie lata Twojego życia?
- Spędziłem... spędziłem je w ośrodku.
- Z jakiego powodu się tu znalazłeś?
- Nie wiem...
- Harry!
Louis aż wzdryga się na donośny głos lekarza. Wiedział, że to nie będzie proste. Harry drży, więc Louis przesuwa pod stołem rękę i splata ją z tą Harry'ego. Chłopak obdarza go spojrzeniem, a ten nabiera powietrza i kontynuuje.
- Miałem 10 lat, gdy on..zrobił to po raz pierwszy... nie chciałem, by krzywdził moją siostrę, Gemmę, powiedziałem mu, że jej nie ma, więc wziął mnie - płacze, ale ku zaskoczeniu Louisa jego zdania są dosyć spójne - Myślałem, że ją bije, miała sińce...wszędzie. On...robił nie tylko to. - przerywa.
- On?
- Facet mojej matki, Rafael! - krzyczy Harry i Louis musi go trochę przytrzymać. - mój prawdziwy tata odszedł...kiedy byłem mały - dodaje gorzko. - nienawidzę, że to zrobił! gdyby nie odszedł, nigdy by się to nie stało! - Louis ściera szybko swoje łzy, nie chcąc, by Harry je dostrzegł, choć i tak na niego nie patrzy.
- Co było dalej?
- Mama zaczęła wyjeżdżać w delegacje... nigdy nie chciała mnie brać, tłumaczyła się brakiem czasu...obiecywała, że to nadrobimy...wtedy on...przychodził do mnie w nocy... i w dzień... zawsze, gdy była okazja.
- Gwałcił Cię, Harry? - pyta Martin, a Harry wybucha płaczem.
- Musisz odpowiedzieć. Czy ten mężczyzna, Rafael Grimshaw, dotykał Cię w nieodpowiedni sposób, czy doszło do aktu seksualnego?
- Odpowiedz, Harry - mówi miękko Louis. Wie, że to będzie na nagraniu, ale nie dba o to. - Jestem z Ciebie bardzo dumny, powiedz nam jak było. - wspiera go. Lekarze nic nie mówią.
Żałosny szept przerywa ciszę panującą w pokoju.
- Możesz powtórzyć?
- Tak, gwałcił mnie. Niejednokrotnie. Mówił, jaki dobry jestem i...mówił-mówił o-ok-kropne rzeczy - płacze tak mocno, że na jego czole pojawia się ta znana już Louisowi bruzda. Chce ją pocałować, aż nie zniknie, aż Harry otrzyma spokój i odpoczynek. Ale nie może.
- Powiedz nam więcej, Harry? Ten mężczyzna Cię krzywdził, ale zmarł. Co stało się kiedy Rafael zmarł?
- To stało się chwilę po tym jak zmarł.
- Słucham?
- Miałem 13 lat, gdy mama zabrała mnie i Nicka do sanatorium. Miałem chore nerki i.. i wszystko było trudne, bo potrzebowałem przeszczepu. Nick jest ode mnie 10 lat starszy....
- Kim jest Nick? - pyta lekarz, chcąc by wyjaśnił pokrewieństwo.
- Nick... jest..był..synem Rafaela. Kiedy ten zmarł, mama przejęła nad nim prawną opiekę - mówi szybko, co jest niezwykle zaskakujące. Louis czuje, że chłopak chce, by najgorsze było za nim.
- Kontynuuj.
- Byłem dzieckiem, nie wiedziałem, co on robi...nie chciałem żeby to robił - płacze, starając się patrzeć w kamerę, ja nie chciałem, by robił to wszystko później i nie chciałem, by dawał mi te tabletki. Dopiero co Rafael umarł, nie rozumiałem tego, dlaczego Nick to robi... ale mówił mi, że jest dla mnie dobry, że ratuje mnie od swojego ojca - tłumaczy bezsensownie Harry, a Louis wie, że kolejne kilkanaście minut będzie opowiadał o tym, jak ważny dla niego był wtedy Nick. Jak pokładał w nim nadzieje i wiarę, jak...sądził, że ten go faktycznie ratuje, podczas gdy chłopak dawał mu narkotyki i wykorzystywał.

- Dlaczego nigdy wcześniej tego nie zeznałeś? Twoje akta mówią zupełnie co innego. - mówi lekarz.
- B-bałem się, że nikt mi nie uwierzy... po-po śmierci Rafaela, gdy szukaliśmy n-nerki dla mnie, mama poznała innego mężczyznę. Nick się wściekł. - mówi już spokojniej, a Louis nadal trzyma jego rękę. - Wtedy znaleźli tego chłopca z Doncaster... chciał oddać mi nerkę, właściwie oddał ją, w styczniu, 5 lat temu - Louisowi wydaje się, że Harry już jest naprawdę zmęczony, bo błądzi...w słowach.

Ale potem do niego dociera.
Styczeń, 5 lat temu... chłopiec z Doncaster.

- To byłem ja... - mówi cicho.
- Co?
- Harry, to byłem ja! - uśmiecha się, a wszyscy dookoła, włącznie z Harrym, nie kryją zdziwienia.
- O czym Ty mówisz?


Od autorki: Ta-dam! Dużo do przyswojenia, ale chyba zmierzamy, ku końcowi... Chcę w końcu zacząć publikować coś nowego. I coś, czego nie zaczęłam pisać 2 lata temu. A tu jeszcze NGU do skończenia! (sprzed 4 lat! haha) Dajcie znać, co myślicie! :) ♥ ps. Jeśli są błędy - wytykajcie palcami, nie miałam jak tego sprawdzić, a mam do napisania jeszcze artykuł do gazety:( ps. macie instagramy? Podajcie, zaobserwuje Was! x

4 komentarze :

  1. owww, jejku! chciałabym napisać coś o tym rozdziale, ale brakuje mi słów. jest strasznie poruszający, ale przy tym w jakiś sposób piękny.
    i czy przypadkiem nie jest dłuższy od poprzednich? przynajmniej takie odniosłam wrażenie, ale jest to rzecz, która mnie cieszy. :)
    cieszy mnie także to, że Harry'emu udało się przełamać i opowiedzieć o wszystkim. Dzielny chłopiec z pięknymi paznokciami. :) (bo nawet jeśli na co dzień nie przepadam za różowym, tutaj wydaje się idealny dla Harry'ego) xx
    Pam :x

    OdpowiedzUsuń
  2. a na instagramie możesz mnie znaleźć jako "pamzxx" :) xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że nie odpisałam na tt, ale ostatnio rzadko tam wchodzę. Co do rozdziału jak zawsze genialny, pewnie dopiero za jakąś godzinę od przeczytania przyjdzie mi coś bardziej sensownego do głowy. Na razie mogę tylko napisać, że jest po prostu świetny :) Widzę,że chcesz skończyć Never give up, i bardzo się cieszę, to opowiadanie jest jak lepsza wersja 50 twarzy Greya :) A co do błędów sama jestem dyslektykiem i jeżeli jakiekolwiek były to ich nawet nie zauważyłam.
    Również przesyłam całusy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AW, to w porządku! Dziękuję! ❤
      I cieszę się, ze rozdział się podobał:)
      Buziaki!!xx

      Usuń

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka