My drug - one shot (Larry)











Pairing: Larry 
Opis: Czy można uzależnić się od czyjejś obecności do tego stopnia, by wszystko inne nie miało znaczenia? Wakacje, słona woda i masa miłości. Opalenizna to nie jedyna rzecz, jaką Louis zyskał podczas pobytu w Chorwacji.
Od autorki: One shot pisany na chorwackich plażach, podczas moich wakacji w 2012 roku! Nie miałam komputera ze sobą, więc tworzyłam wszystko na telefonie! Czujecie to? Mam do tej historii ogromny sentyment, dlatego dzielę się nią z Wami. To jest takie trochę...carrotowe, ale no..2012!

~*~

Błękit morza.
Błękit jego tęczówek.
Błękit miłości.

Czego chcieć więcej?

Gorące uczucie zapisane w gwiazdach.

Wystarczyła chwila, by kędzierzawy chłopak zauważył siedzącego na ogromnej skale szatyna. Szedł właśnie brzegiem morza, lekkie fale oblewały jego bose stopy, a zachodzące słońce raziło ostatnimi promieniami. Wieczór obfitował w ciepłe, a nawet gorące powietrze. Harry mieszkający całe życie w Anglii odczuwał to teraz o wiele bardziej, niż mogłoby się wydawać. Otarł z czoła kilka kropel potu i ruszył na przód. Długo zastanawiał się czy może przysiąść się do samotnego chłopaka. Czuł dziwną potrzebę rozmowy z nieznajomym. Zbliżył się na kilka metrów i usiadł na drobnych kamykach. Fala przypłynęła zbyt blisko mocząc jego granatowe spodenki. Jednak nie to zaprzątało jego myśli. Nie to było teraz tematem jego rozważań. Ukradkiem spojrzał na niesamowitą opaleniznę nastolatka. Wyglądał na tubylca i właśnie wlepiał swój wzrok w przepiękny, pomarańczowy zachód słońca. Mimo, że siedział kawałek od niego Harry mógł ujrzeć przeszywający błękit jego tęczówek. Czy rzeczywiście posiadały tak cudowną barwę? 

Lokaty Anglik postanowił to sprawdzić, ale nim zdążył zrobić jakikolwiek krok, ciepła, ale słona woda chlupnęła mu prosto w oczy tak mocno, że poczuł bliższe spotkanie z kamienistym brzegiem morza.

- Hej, kolego, wszystko w porządku? - Do jego uszu dotarł słodki, a zarazem czuły głos.
- Um, tak, myślę, że tak - odparł szybko Harry, przecierając zamknięte oczy. Nie miał pewności z kim rozmawia, nie miał pojęcia, że w odległości dosłownie 10 centymetrów kuca obiekt jego westchnień. Po omacku odnalazł grunt i próbował wspiąć się wyżej plaży. Niestety z zamkniętymi oczami po niewygodnym wybrzeżu nie było to łatwe. Poślizgnął się i woda ponownie oblała jego mokre już szorty. Zarówno on, jak i nowy znajomy, wybuchnęli gromkim śmiechem.

- Chodź, pomogę Ci, usiądźmy na skale - zaproponował chłopak, ciągnąc krętowłosego za rękę. Chwilę później wycierał jego piekące do granic możliwości oczy swoim ulubionym ręcznikiem.
- Teraz lepiej? - spytał, po czym przeanalizował całe ciało chłopaka wykorzystując fakt, że Harry ma jeszcze zamknięte powieki. Wyglądał bardzo czarująco. Na jego policzkach pojawiły się wypieki. Nie potrafił tego w żaden sensowny sposób wytłumaczyć.
- Jesteś tu sam ? - mruknął Harry, po czym szybko palnął się z otwartej ręki w czoło. - Przepraszam, nie powinienem pytać. Mam na imię Harry - szepnął po chwili podając chłopakowi dłoń. Zdawało mu się, że oczy nieznajomego zaiskrzyły się na dźwięk jego głosu.
- Całkiem sam. Jestem Louis - skwitował krótko uwydatniając swoje śliczne, białe zęby. - a Ty? - spytał niepewnie, przygryzając dolną wargę. W brzuchu Harry'ego zawirowało. Ten widok wcale nie pomagał mu w opanowaniu emocji.
- Całkiem, całkiem sam. - wymruczał roześmianym głosem, wywołując delikatną tęczę na niebie opalonego przystojniaka.
- Czy to nie dziwne? - szepnął Harry unosząc brwi do góry.
- Owszem, a więc co tak przystojny Anglik robi sam tak daleko od domu?
- Skąd wiesz, że jestem z Anglii? - zdezorientowany głos Harry'ego dotarł do uszu Louisa.
- Hm, twój akcent wiele zdradza. - oświadczył kładąc dłoń na swoim różowym policzku.

- oh, of course.. - parsknął pod nosem tak uroczo, że Lou ponownie wyszczerzył się w słodkim uśmieszku.

- wybacz Louis, ale ja nie jestem dobry w te karty, a więc.. To znaczy.. Yyy po prostu powiedz mi czy… - zaplątał się w słowach.

- spokojnie przyjacielu, jest okej. Też jestem z Anglii. - powiedział Tommo, kładąc na jego plecach rękę. Biło z niej tak niesamowite ciepło, że Harry przez moment milczał, zastanawiając się, co sprawiło, że ten dotyk sprawia mu tyle przyjemności.

- ale jak to możliwe? - Styles wybałuszył swoje duże, zielone oczy.

- mieszkałem tu parę lat temu, a teraz przyjechałem na.. na jakiś czas.. - odparł omijając pewien fragment myśli i w tym samym momencie poprawił grzywkę, która opadła na jego brązowe czoło. - no wiesz sentymenty.. - dodał po chwili. Harry uśmiechnął się tylko porozumiewawczo, bowiem niepotrzebne były tu żadne słowa.

Reszta wieczoru minęła bardzo miło. Zachodzące słońce wytworzyło wspaniały klimat do rozmów. Harry wymieniając kolejne spostrzeżenia dotyczące jego życia nie zdawał sobie sprawy, że w jego sercu zapłonęła malutka iskierka, która z czasem miała rozrosnąć się do maksymalnych rozmiarów i tlić co raz mocniej.


Louis nie wierzył w przypadki. Od zawsze wyznawał tą zasadę. Dlatego dzisiejszej nocy, po powrocie do hotelowego apartamentu długo rozmyślał. Czyżby spotkanie z lokatym chłopcem było jego przeznaczeniem?

Za nic w świecie nie mógł wyrzucić że swojej głowy obrazu tego bezbronnego, ale jakże uroczego dzieciaka. Na zegarze wybiło 03:03, a jego powieki nadal unosiły się ku górze. Czyżby zapewnił sobie bezsenność na kolejne dni.. A może i miesiące?

Dzień 1.

Odgłos świerszczy wyrwał ze snu zmęczonego Loczka.

- Cholera..uhm - mruknął sam do siebie zwlekając się z łóżka. Lekka pościel otulała jego nagie ciało. Z ogromną niechęcią wsunął na siebie kolorowe bokserki i przemył twarz zimną wodą. Usiadł przy otwartej lodówce zastanawiając się nad spożyciem śniadania. Ostatecznie wypił kilka łyków mleka i rzucił się na mięciutką sofę. Przeskoczył kilka chorwackich programów i zrezygnowany wyłączył tv. Pierwszy raz w życiu żałował, że sam wybrał się na wypoczynek. Pierwszy raz w życiu miał potrzebę bliskości drugiej osoby.

Louis, jak nigdy wstał rześki i wyspany. Mimo, że długo nie mógł zmrużyć oka jego twarz wyglądała całkiem przyzwoicie. Stanął przed lustrem, oglądając swoje rysy. Były delikatnie kobiece, co sprawiało, że wyglądał na prawdę oszałamiająco. - No już daj spokój. Przestań o nim myśleć. - szepnął wpatrując się we własne oblicze. Prosił się o coś, co było zupełnie niewykonalne.

_

- Wiedziałem, że Cię tu znajdę. - słodki głos Lou wywołał ciary na nagiej klacie Harry'ego. - To znaczy.. Miałem nadzieję, że tu będziesz.

Serce Stylesa zadrżało. Czy On mówił poważnie?

-Miałeś.. nadzieję? - spytał zdziwiony, podczas gdy szatyn usadawiał się obok niego na niewygodnej skale.

- Po prostu bałem się, że mogę Cię już nie spotkać.. - wyjaśnił Lou, a jego policzki przybrały różową barwę.

Harry Styles uświadomił sobie teraz, że gdy na horyzoncie pojawia się Lou, jego ręce niesamowicie się pocą, a serce wzmaga swój rytm. Ale to normalne, prawda?

Błąd.

To zajebiście nienormalne.

Ten wieczór minął podobnie jak poprzedni. Jednak można było odnaleźć w czułych spojrzeniach cząstkę miłości, która rodziła się między tą dwójką. Żaden z nich nie był tego ani trochę świadomy.

Ten wieczór szaleńczo przypominał poprzedni. Grzeczne rozmowy na skalistym wybrzeżu w otoczeniu kilku turystów fotografujących wspaniałe widoki. Nic więcej.

Harry w skupieniu przysłuchiwał się słowom Louisa. Nie szczędził mu drobnych uśmieszków, co zdecydowanie podkręcało atmosferę. Ale przecież ten wieczór był normalny..

Przecież czułe spojrzenia Louisa i intrygujące gesty Harry'ego nic nie znaczyły. Przecież ta znajomość nie wiązała się z żadnymi obietnicami czy przysięgami. 

JESZCZE.

Lou powrócił do apartamentu i podobnie jak 24h temu jego umysł został przytłoczony przez setki myśli o kędzierzawym chłopcu. O chłopcu, który zburzył jego szarą monotonnie wywołując ścisk w żołądku i ciary na plecach. 


Harry natomiast udał się jeszcze na krótki spacer. Musiał ułożyć w swojej głowie jakiś plan. Musiał wyjaśnić samemu sobie, czego tak na prawdę chce od życia. Ostatnio stale towarzyszyły mu niepowodzenia i porażki. Marzył o tym, by w końcu odbić się od dna i wylądować na samym szczycie. Dosłownie.


I wiedział kto mu może w tym pomóc. Przypomniał sobie ruch warg Louisa podczas ich rozmowy. Przypomniał sobie napływające ciepło do jego podbrzusza. Poczuł się niesamowicie błogo. Motylki?

Dzień 2.

- To chyba tu.. - mruknął Louis stawiając małe kroki w kierunku ogromnego apartamentu, w którym rzekomo miał mieszkać Harry. Podał mu ten adres wczorajszego wieczora, jakby obawiając się o utratę kontaktu. Pewnie nie sądził, że Louis tak szybko zechce go wykorzystać. Było bardzo wcześnie. Słońce dopiero zaczynało swoją wędrówkę po niebie.

Podczas, gdy Hazza smacznie sobie spał Louis przemierzał kolejne schody. Przeklął w duchu swoją klaustrofobię. W innym przypadku mógłby skorzystać z windy. Pech chciał, że Harreh wybrał sobie mieszkanie na 5 piętrze. Widok oszałamiający, ale ile schodów. - pomyślał Lou wdrapując coraz wyżej.

_

Pukanie do drzwi obudziło pogrążonego we śnie Loczka. Z okropną niechęcią dźwignął się ze swojego miękkiego łóżka, które w rzeczywistości było zwane ‘małżeńskim’ i skierował w stronę wyjścia z zamiarem ochrzanienia osoby, która o tak wczesnej porze zakłóciła jego spokój. Ale w momencie, gdy uchylił drzwi cała złość minęła..

Louis niepewnie zapukał do apartamentu chłopaka i z niecierpliwością oczekiwał, aż czupryna bujnych loków pojawi się przed jego oczami. Harry całkiem nieświadomy kto jest porannym gościem pojawił się na progu w samych bokserkach.

- Louis ? - jego głos nie był ani trochę szorstki.

- Witaj Harry. Przepraszam za najście, ale pomyślałem, że… - wyszeptał, ściskając w dłoniach dwa kubki kawy i opakowanie świeżych pączków. Nie dane było mu dokończyć, bo Styles wciągnął go do pomieszczenia zatrzaskując głośno drzwi. W tym ułamku sekundy ich ciała otarły się o siebie wywołując niemałe iskry. Louis zajął miejsce w pokoju gościnnym, który połączony był z małą kuchnią. Harry natychmiast rzucił słodkości na talerz i zdjął pokrywki z kubeczków podśpiewując pod nosem stare kawałki. Po chwili zorientował się, że nie jest sam. Przystanął i spojrzał na swoje ciało, okryte tylko skąpymi bokserkami.

- Um, przepraszam. Pójdę się ubrać. - wyszeptał, a jego policzki przybrały różową barwę. Louis natychmiast drgnął, nie chcąc by jego nowy kolega czuł się zażenowany.

- Jest okej, Hazz. - oświadczył, przygryzając dolną wargę. Gdyby tylko wiedział jak działa to na kędzierzawego nastolatka.. Gdyby wiedział.

- Na pewno? Założę się, że masz lepsze ciało.. - niespodziewanie z ust Harry'ego padły te słowa. Również niespodziewanie Louis podniósł się z zamszowej kanapy i zdjął biały t-shirt, zasłaniający jego klatkę piersiową. Harry dotychczas mógł o tym pomarzyć, ale nigdy nie sądził, że dojdzie do tego w realnym życiu. Zbliżył się do chłopaka i położył swoją dłoń na jego torsie, po czym delikatnie przejechał w górę.. Zatrzymał rękę na szyi. Poczuł w tym momencie ogromną ochotę składania na niej mokrych, czułych pocałunków. Po chwili jednak się opamiętał.

- um, przepraszam Lou, nie powinienem.. Ale jesteś okropnie pociągający - oznajmił zawstydzony, próbując ukryć rumieńce, które opanowały jego bladą twarz przysłoniętą burzą loków.

- Schlebiasz mi, wiesz? - odparł w odpowiedzi uśmiechając się tak szczerze, że Harry'emu spadł kamień z serca.

To było jedno z ich pierwszych, wstydliwych zbliżeń. A dni upływały niemiłosiernie szybko..

_

- Lou, wszystko dobrze? - Styles zaobserwował zdenerwowanie na twarzy chłopaka. - Lou, masz klaustrofobie? Czemu nic nie mówiłeś? - jego ton był delikatny i odrobinę zatroskany.

- Myślałem.. Myślałem, że dam radę.. - wyszeptał i wtulił się w tors Harryego, zamykając oczy. Zjeżdżali właśnie hotelową windą, która w ekspresowym tempie mijała kolejne piętra.

Loczek stał się jego kołem ratunkowym, którego za wszelką cenę nie chciał puszczać.

Planem na dziś było po prostu plażowanie.

Dzień 3.

- Auć! Głupku! - krzyknął Harreh podczas, gdy ręce Louisa spoczywały na jego spieczonych plecach.

- Mówiłem, żebyś się smarował kremem z filtrem. Nie słuchałeś! - odpyskował szatyn wylewając prawie połowę balsamu chłodzącego. Kiedy skończył wcierać go w rozpalone ciało chłopaka poczuł na swoim policzku mokrego całusa.

- Dziękuje Lou, jesteś najlepszy.

Tomlinson nie wiedział, co powiedzieć. Nie wiedział jak zareagować. Nie chciał zabrzmieć banalnie, ale też nie chciał zignorować sygnałów jakie otrzymał od Hazzy. Krzyknął tylko krótkie 'zawsze do usług’ i zajął jeden z foteli. Dzisiejszy dzień zapowiadał się całkiem inaczej. Z racji tego, że Styles miał poparzoną skórę musiał unikać słońca. Dlatego dobrotliwy, wielkoduszny i ooch, ZAKOCHANY Louis zdecydował się zaopiekować bezbronnym dzieciakiem.

Kanały muzyczne i rozmowy.

Pod takim hasłem upływał dzień dwóch zwariowanych chłopaków, którzy nie mieli pojęcia jak wiele ich łączy. Wyjawili sobie najskrytsze sekrety, wyjawili sobie to, co ich trapi pomijając jeden, bardzo ważny szczegół. Może spowodowane było to lękiem przed odrzuceniem czy też lękiem przed porażką. Może.

Louis od wczoraj nie był w swoim apartamencie. Nie musiał. Nie chciał. Oczywiście noc spędził kulturalnie na kanapie w salonie Harry'ego. Żadne niestosowne ruchy nie miały miejsca. No przecież.

- Louis? - szepnął przeciągle Hazz, na co szatyn podniósł swoją głowę z jego kolan i spojrzał w te szalenie seledynowe tęczówki. - Mogę o coś spytać?

- jasne - odparł pół-śpiąco Tommo, zamykając wreszcie swoje zmęczone nicnierobieniem powieki.

- Znamy się 4 dni, a czuję jakby to była wieczność. - oświadczył Harreh dmuchając ciepłym powietrzem na czoło leżącego na jego kolanach Louisa.

- Loueh śpisz? - mruknął muskając rozpalony policzek swojego towarzysza.

Odpowiedziała mu cisza.

Zaśmiał się cicho pod nosem, wyobrażając sobie jak niesamowicie muszą smakować usta Tomlinsona. Chciał spróbować zakazanego owocu. Delikatnie nachylił się, ale…

- Co mówiłeś Hazz? - spytał przez zęby Lou.

Harreh powtórzył swoją wcześniejszą wypowiedź, na co otrzymał kolejny serdeczny uśmiech Tomlinsona i słowa: 'to chyba dobrze, nie?’ ;)

- Śpiąca królewno, pójdę zrobić coś do jedzenia, w końcu to mój pałac. Nie mogę Cię zaniedbywać.

- Hazz, ja chyba powinienem już iść, nie mogę siedzieć Ci ciągle na głowie.

- Przestań, lubię z Tobą spędzać czas, proszę zostań.. chociaż jeszcze przez chwilę. - wybłagał, robiąc maślane oczka, którym Louis nawet gdyby chciał nie potrafił się oprzeć.

Został, jeszcze na całą chwilę.. która przemieniła się w całą noc.

Dzień 4.

Z samego rana, gdy Harry smacznie spał, Louis zebrał się z łóżka i ogarnął bałagan jaki wczoraj stworzyli. Założył swoje szorty i wślizgnął się do sypialni Loczka. Pożegnał go czułym spojrzeniem, zostawiając na szafce balsam po opalaniu i krótką wiadomość zapisaną na małej, różowej karteczce.

Gdy Harry otworzył oczy jego pokój wypełniały drobne promienie słońca. Zaciągnięta do połowy roleta chroniła przynajmniej część pomieszczenia przed ogarniającym całą Chorwację upałem. Zerknął na leżącą na stoliku wiadomość. Uśmiechnął się widząc podpis jaki zostawił mu Louis. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk sms'a.

Od: Gemma

Harreh brawo! Przyszły wyniki. Dostałeś się. Miłego wypoczynku xxx


Bez znaczenia, co miał przynieść ten dzień nic nie mogło popsuć niesamowitego nastroju lokowatego chłopaka.

_

Ten moment, gdy zielone tęczówki zarejestrowały hotel na wzgórzu.

-Wow, Louis.. - szepnął sam do siebie, wlepiając oczy w pięciogwiazdkowy apartament. - No ładnie.

Później udał się do recepcji, spytać o numer pokoju Lou, bowiem ten zapisał na owej karteczce jedynie nazwę ulicy. W chwili, gdy dotarł na właściwy korytarz z drzwi, które były rzekomo drzwiami od mieszkania Tommo wyłoniła się wysoka, brązowowłosa dziewczyna. Harry'emu natychmiast skręcił się żołądek. Nie wiadomo dlaczego obrócił się na pięcie i skierował w stronę windy.

- Harry? - głos Louisa sparaliżował go tak, że nie mógł wykonać, żadnego ruchu.

- Oo… Louis.- odparł, próbując ukryć swoją niepewność.

- Dlaczego? Dlaczego szedłeś w kierunku wyjścia? - to pytanie przyparło Loczka do ściany.

Nie wiedział jak sensownie wytłumaczyć swoją 'ucieczkę’, dlatego postanowił nic nie mówić. Kilka minut później siedział w apartamencie swojego nowego przyjaciela, delektując się pysznym sokiem z arbuza.

- Powiesz mi? - Louis stale naciskał.

- Po prostu nie chciałem przeszkadzać. - oświadczył spokojnie Loczek ukazując swój piękny, śnieżnobiały uśmiech.

- W czym? Poza tym Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. - odpowiedział Lou czochrając włosy młodszego chłopaka

- No ta dziewczyna.. - zaczął młodszy, ale ugryzł się w język, zdając sobie sprawę, że to nie leży w jego interesie. Czyżby?

- Sprzątaczka. Poza tym jestem gejem. - mruknął Lou siadając na przeciw zszokowanego Harry'ego.


Dzień 5.

Wydarzenia poprzedniego dnia ciągle siedziały w głowie Harry'ego. Nawet scena, w której Louis niezbyt delikatnie oświadczył, że jest homoseksualny. Czyżby miał w tym jakiś cel?

Styles nakrył głowę poduszką próbując odepchnąć od siebie choć na moment nurtujące go pytania. Wtedy, gdy Lou ściągnął koszulkę poczuł dziwne ciepło. A w momencie, gdy przejechał dłonią po jego nagim torsie czuł, że może latać. “Czy to znaczy, że też jestem gejem?” - pomyślał przecierając zaspane oczy.

Nie miał szansy dłużej się zastanawiać, bo w jego sypialni pojawił się nikt inny jak Louis.

- Cześć… Cześć Harreh - jego głos nie posiadał teraz tej cudownej barwy, co wcześniej - Ja.. Przyszedłem przeprosić…

- Za co Ty chcesz mnie przepraszać? - odparł cicho Harry podciągając pod siebie nogi.

Doskonale wiedział, o co chodzi Louisowi. Zdawał sobie sprawę, że zakłopotanie chłopaka rosło z każdą minutą. I najgorsze, że nie potrafił mu pomóc.

- Nie przeszkadza mi to Louis. - uprzedził go mimo wszystko, a swoją rękę zgrabnie skierował w stronę jego, gładkiego policzka.

- Nie chcę, aby to w jakiś sposób popsuło nasze relacje… - słowa z trudem wypływały z ust Louisa.

* perspektywa: Louis *

Nie miałem pojęcia jak zachowywać się teraz wobec Harry'ego. W głębi serca liczyłem na to, że zaakceptuje mój wybór. Nie mogłem przespać nocy, bo ciągle w mojej głowie pojawiał się jego wyraz twarzy. Zaczynałem, żałować, że wyjawiłem mu ten sekret. Ale to po prostu samo ze mnie wypłynęło. Nie kontroluje tego. Mimo, iż nie wstydzę się swojej orientacji to przed Hazzą zwyczajnie było mi głupio. Wiem, że jest tolerancyjny, ale co jeśli to tylko pozory? Co jeśli tak na prawdę myśli inaczej. Znamy się krótko, ale mam stuprocentową pewność, że jest wyjątkowy.


Stałem teraz nad nim. Jego ciepła dłoń owijała się wokół mojego policzka, a zielone tęczówki hipnotyzowały swą barwą. Dałbym sobie wyrwać serce, że przez moment zajechało mi od niego uczuciem, gorącym uczuciem. Właśnie wmawiał mi, że wcale mu moje gejostwo nie przeszkadza. Był wiarygodny, więc dlaczego miałbym nie uwierzyć?

* koniec *

- Czyż nie wyglądam na prawdziwego pedała? - mruknął Lou kręcąc tyłeczkiem na rozładowanie atmosfery.

- Przestań tak mówić. Akceptuje to. Zresztą ja..

- Co Ty, Harreh? - spytał z przejęciem.

- Nie mam nic przeciwko. - odparł krótko.

Louisowi zdawało się jednak, że Hazz miał zamiar wyjawić coś zupełnie innego, a ostatecznie z obawy przed ośmieszeniem zrezygnował.

- To co dziś robimy? - szepnął wyrywając go z zamyślenia.

- Może to - syknął Curly zmniejszając odległość między ich ciałami. Jego dłonie spoczęły na jędrnych pośladkach Louisa, a usta z niesamowitą subtelnością muskały szyję. Oddech Harryego stawał się co raz płytszy. Louis nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie spodziewał się, że jego skóra kiedykolwiek poczuje na sobie mokre pocałunki tego rozkosznego dzieciaka.

- Hazz, co Ty.. - wyszeptał mimo, iż nie chciał przerywać tego błogiego uniesienia.

- shhh, wiem, że tego chcesz. - jęknął Harry w odpowiedzi.

Po tych słowach Louis się zamknął. Z jego wnętrza nie padały już żadne dźwięki, nie licząc cichych pomruków, wypełniających całą sypialnię.

Loczek nie kontrolował tych gestów. Czuł po prostu potrzebę bliskości z Louisem. Czuł, że jedynie w taki sposób może udowodnić sobie, co tak na prawdę siedzi w jego sercu.

Punktem kulminacyjnym miał być pocałunek. To właśnie od niego zależało wiele. Podczas, gdy starszy chłopak leżał na plecach, Harry usadowił się na nim okrakiem i odgarnął opadające na jego czoło kosmyki.

- pozwolisz mi? - wychrypiał unosząc brew do góry.

- jestem cały Twój - szepnął, przygryzając dolną wargę w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć.

Ich twarze dzieliły teraz milimetry, a Harry nachylał się coraz mocniej.

- Zamknij, zamknij oczy Loueh - wysapał, pocierając kciukiem jego policzek.

Chłopak natychmiast wykonał polecenie. Chwilę później spierzchnięte wargi Harry'ego połączyły się z pragnącymi czułości ustami Louisa. Ich języki rozpoczęły szaleńczą walkę o dominację. Bez znaczenia, który z nich by ją wygrał było to zachowanie godne gejowskiego etosu.

- To było.. - zaczął Hazz, ale nie potrafił wykrzesać z siebie więcej słów..

- jak magia Harry, wiem. - dokończył Louis muskając jeszcze zachłannie szyję swojego towarzysza.

Reszta dnia minęła spokojnie. Ale tylko z zewnątrz, bo zarówno w sercu Louisa, jak i w sercu Harry'ego trwała największa rewolucja świata. Mieszanka uczuć, pragnień i marzeń.

Dzień 6.

Kolejny dzień spędzony w apartamencie Harry'ego. Bez wątpienia te wakacje można uznać za udane.

- Chodź do wody, no chodź wreszcie. - ciepły głos Louisa zachęcił Stylesa do zrzucenia z siebie koszulki.

Chwilę później ich ciała ocierały się o siebie w szaleńczo przezroczystej wodzie. Znajdowali się właśnie na jednej z dzikich plaż, gdzie mogli zaczerpnąć trochę prywatności. Główne wybrzeża były obładowane turystami i żądnymi sensacji paparazzi. 

- Louis, ja nie umiem pływać! - krzyknął przerażony, po tym jak jego przyjaciel ciągnął go w głębiny. - Utopie się, ratunku!

- Przestań histeryzować jak dziewczynka - mruknął w odpowiedzi szatyn, nie wypuszczając ze swych objęć przestraszonego dzieciaka.

- Mogę być Twoją dziewczynką - szepnął Styles zaciskając swoje ręce na jego szyi. - ale mnie nie puszczaj, proszę.


Podczas, gdy słońce ogrzewało nagi tors Harry'ego, Louis udał się do pobliskiego sklepu. Minęło może piętnaście minut, a Loczek usłyszał jego głos. Nie był on jednak jedynym. Rozmawiał z kimś. Z dziewczyną. Jakąś dziewczyną. Chłopak poczuł zagrożenie. Poczuł się jakby.. zazdrosny? 'To chyba nie możliwe, że mam ochotę ją zabić za to, że z nim rozmawia’ - powiedział w myślach, klepiąc się w czoło. Postanowił zignorować tą sytuację i powrócił do opalania.

- Auuuuuuć, Ty idioto! - warknął loczek w momencie, gdy na jego ciele spoczęła zimna butelka piwa. - nie mogłeś delikatniej?

- Ojej, przepraszam królewnę - odpyskował Lou, zajmując miejsce obok.

- Gdzie byłeś tak długo ?

- Rozmawiałem.

- Z kim ?

- A z.. a co to przesłuchanie ?

- Nie, wcale mnie to nie obchodzi.

- Jasne.

- No tak.

- Czyżby ktoś tu był zazdrosny?

- Wcale nie jestem.

Usta Tomlinsona ostatecznie spoczęły na nagrzanym policzku Harry'ego szepcząc ciche 'przepraszam’.

_

- Harry, uważaj! Jeżo.. - Louis'owi nie udało się dokończyć, bowiem na plaży rozległ się głośny, chrapliwy krzyk. - Znów mnie nie słuchasz, mówiłem, że zakłada się buty.

- Loueh, to boli, Loueh - mruczał Haz, podczas gdy Tommo niósł go do samochodu. - Boli mnie..

- Wiem, musimy jechać do szpitala, nie wiadomo czy ten jeżowiec miał jad. - odparł spokojnie, a już po chwili przekręcał kluczyć w stacyjce. - Trzymaj się.

Niestety ruch uliczny przybierał stale na sile i nieuniknionym było nie stać w korkach. Na szczęście dzięki spostrzegawczości Louisa udało się jakoś szybko przez nie przebrnąć.

Oddział ani trochę nie przypominał angielskich szpitali. Wszędzie było biało, czysto. Aż za czysto. Taki widok przerażał siedzącego w poczekalni Lou. Chłopak oczekiwał, aż jedne z również białych drzwi uchylą się, a przed nim stanie bujna czupryna. Czas się dłużył, a po Harrym, ani śladu.

Wreszcie jego źrenice zarejestrowały postać, której oczekiwał od dobrej godziny. Hazz stał uśmiechnięty od ucha do ucha z podkuloną nogą. Jego stopa była starannie owinięta w niebieski bandaż. Ciekawe czy kolor sobie wybrał sam czy też zostało to narzucone z góry. No cóż, nieistotne. Ten punkt medyczny był na prawdę dziwny i Lou pragnął opuścić go jak najszybciej. Wziął pod rękę swoją kalekę i wyruszył w stronę wyjścia.

- Lekarz mówi, że jutro już będzie dobrze. Nie miał jadu tylko zwyczajnie ukłuł mnie. - oświadczył dumnie Hazz, przygryzając wargę i robiąc maślane oczka. - Louis, dziękuje, gdyby nie Ty..

- Drobiazg, Kocie. - mruknął starszy chłopak, po czym otworzył drzwi od auta i jednym ruchem ręki zaprosił go do środka.

_

Wieczór był zaskakująco chłodny. Z północy przyszedł zimny front zwiastujący pogorszenie pogody. Wiatry opanowały cały teren. Nie było jakoś przeraźliwie zimno, ale klimatyzacja w zupełności mogła sobie odpocząć.

- Louis? - szepnął Harry kładąc głowę na jego klatce piersiowej. - Louis, mogę Cię pocałować?

Tommo zadrżał słysząc pytanie swojego nowego przyjaciela. Miał wrażenie, że spadł na niego ogromny głaz, bowiem nie potrafił wykonać żadnego sensownego ruchu.

- Mogę? - Styles powtórzył pytanie, na co Lou ponownie zadrżał. Skinął tylko lekko głową na znak zgody.

Sekundę później, mięciutki język Harry'ego Stylesa pieścił jego podniebienie.

Sekundę później czuł jego szybki oddech na swojej skórze.

Sekundę później jego wargi przybrały siną barwę.

Sekundę później wplatał swoje ręce w jego cudowne loczki.

Sekundę później szaleńczo rozpinał koszulę.

Sekundę później pokój przesiąknął sapnięciami i jękami.

Sekundę później jego serce zrozumiało, że.. to miłość.

Dzień 7.

Tego dnia Louis obudził się w swoim łóżku. W tym samym łóżku, które było świadkiem gorących i zachłannych pocałunków. Harry sprawił, że jego tętno przyspiesza na myśl o tym, co było i o tym, co może się zdarzyć. Harry powoduje u niego ciary na plecach i skurcz w brzuchu. Harry.. a właśnie.. Harry.

- Gdzie jesteś? - krzyknął tak, by jego głos rozniósł się po całym pokoju, ale niestety nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Wsunął, więc na tyłek jakieś bokserki i skierował się w stronę kuchni.

Po kilku minutach przeszukał cały apartament, ale loczka nigdzie nie było. Czyżby zrobił coś nie tak? Zaczęły go męczyć wyrzuty sumienia.

Nie jedząc śniadania wyskoczył z hotelu zmierzając do miejsca, w którym zatrzymał się Harry.

Wsiadł do windy. Tak. Wsiadł do windy. Liczyła się każda minuta, a czas niesamowicie szybko ulatywał.

Dla ukochanej osoby jesteśmy w stanie pokonać największe przeszkody, dla ukochanej osoby jesteśmy w stanie zmierzyć się z najgorszymi przeciwnościami losu.

Jak smutny wyraz twarzy musiał mieć Louis, gdy drzwi od apartamentu otworzyła mu jakaś wysoka brunetka. Jak bardzo smutny musiał być, gdy dowiedział się, że Harry wyprowadził się z samego rana.

Usiadł na korytarzu i zastanawiał się, co zrobił źle. Gdzie popełnił błąd?

Nie naciskał. Przecież praktycznie wszystko, co się wydarzyło pomiędzy nimi inicjował Harry.

A więc, co zrobił źle?

Zbiegł prędko po schodach do recepcji. Miał nadzieję, że choć tam uzyska jakieś informacje o swoim przyjacielu. Jednak ochrona danych osobowych nie pozwalała na to mimo, iż recepcjonistka sprawiała wrażenie przyjaznej kobiety.

Wrócił do apartamentu bez Harry'ego.

Wrócił do apartamentu ze złamanym sercem.

Nie miał już więcej ochoty na wakacje, spakował walizkę, odczytał zaległe wiadomości bombardujące jego skrzynkę, po czym udał się na ostatni spacer po plaży. Spacer do miejsca, w którym po raz pierwszy spotkał lokatą czuprynę. W głębi duszy pragnął, żeby chłopak siedział tam i czekał na niego, jednak marzenia nie zawsze się spełniają, a przynajmniej nie wtedy kiedy byśmy tego chcieli.

Zrozumiał, że ta przelotna znajomość, że ten przelotny romans nie mógł trwać wiecznie.

Samolot wraz z Louisem na pokładzie odleciał dokładnie o godzinie 17 czasu chorwackiego.

3 miesiące później.

- Mam nadzieję, że Ci spodoba - szepnęła Lottie poprawiając krawat Louisa. - powodzenia w nowej szkole dzieciaku.

- Dzięki Lott, napiszę jak było. - odparł Tommo całując swoją starszą* siostrę na pożegnanie.

Wyszedł z domu oczekując na taksówkę, która zjawiła się dosłownie minutę później. Jego serce zaczęło się powoli goić mimo, iż nadal był zupełnie sam. Jedyną osobą, która go wspierała była Charlotte. Rodzice, gdy dowiedzieli się o jego orientacji przekreślili przyszłość swojego syna. Dobrze, ze otrzymał po dziadku ogromny spadek tak, że mógł bez ich pomocy wieść godne życie. Jednak chyba nic nie zastąpi miłości rodzicielskiej..

Dotarł na miejsce. Budynek był ogromny, a plac na którym znajdowało się mnóstwo przyszłych absolwentów tej szkoły przystrojony został w różne kwiaty. Zrobił krok na przód, gdy nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń.

- Harry? - jego głos drżał, nie wiadomo czy bardziej z radości czy przerażenia.

- Przepraszam Louis, przepraszam Cię tak cholernie. - wyszeptał przez łzy, ciągnąc go w bardziej ustronne miejsce.

- Nie płacz.. - mruknął Lou, przytulając się do odstrojonego w czarny garniak Loczka. - nie płacz.

Było go jedynie na tyle stać. No, bo co miał powiedzieć?

..że tęsknił?

..że każdego dnia modlił się o kolejne spotkanie?

..że stał się sensem jego życia?

..że złamał mu serce?

..że brakowało mu jego zielonych tęczówek?

…że uzależnił się od niego, do tego stopnia, że nic innego nie miało znaczenia?

- Przepraszam - powtórzył Hazz, ale teraz wydawał się być bardziej opanowany. - Rozumiem jeśli mnie nienawidzisz, rozumiem. Zachowałem się jak dziecko. - Przepraszam.

- Lepiej powiedz dlaczego.. - zaczął Louis. - dlaczego mnie zostawiłeś? Wiesz jak się poczułem? Odszedłeś bez żadnego pożegnania.. w ogóle skąd wiedziałeś, że tu będę?

- Przeczytałem listę uczniów i wtedy zrozumiałem, że los dał mi szansę na naprawienie tego, co zjebałem. Kurwa, jeżeli Ty mi dasz szansę.. wyjechałem, uciekłem Lou, uciekłem bo przeraziło mnie to, że Cię kocham.

- Ty tutaj też będziesz się uczył.. zaraz, co? Co powiedziałeś? - wykrzyczał Tommo, ale Hazz zamknął mu usta gorącym pocałunkiem.

- Kocham Cię Louis, potrzebowałem czasu, przepraszam.. - powtórzył cicho i odgarniając loczki z czoła skierował się w stronę apelu.

- Ja.. czekaj.. ja.. Ty, jesteś jak uzależnienie Harry, jak mój prywatny narkotyk. Nie sądziłem, że moje uczucia przybiorą tak bardzo na sile. - odpowiedział Louis, kierując swój wzrok w podłogę.

- To znaczy, że Ty też? - spytał niepewnie Styles przygryzając nerwowo dolną wargę.

- To znaczy, że Cię bardzo kocham. - odpyskował Louis i przyciągnął go do siebie, by złożyć na tych malinowych ustach najsłodszy pocałunek świata.



* Lottie w moim shocie jest starsza od Lou.

2 komentarze :

  1. Chorwacja, uwielbiam ten kraj i te plaże. Mnie również nastraja do pisania imaginów, nawet wczoraj pisałam opowiadanie dla koleżanki o wschodzie księżyca nad morzem i od razu pomyślałam o Chorwacji i tamtejszych plażach :)
    A poza tym kiedy nowy rozdział Green tea?
    PS. Pozdrowienia dla mojej ulubionej autorki wracaj szybko z kolejnym rozdziałem:*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka